34. Warszawski Festiwal Filmowy – dzień I
Monika Raczyńska | 2018-10-14Źródło: Filmosfera

Trwa 34. Warszawski Festiwal Filmowy. Łatwo pogubić się w różnorodnej tematyce oraz imponującej ilości tytułów, które znalazły się w programie wydarzenia, dlatego – aby nieco ułatwić widzom planowanie udziału w projekcjach, redakcja Filmosfery dzieli się swoimi refleksjami.


Jako pierwszy obejrzałam dokument o jednym z najbardziej utalentowanych na świecie makijażystów, prekursorze tego zawodu – Kevynie Aucoin. Film, który był wyświetlany w ramach Konkursu Wolny Duch. Założeniem tej sekcji jest prezentacja produkcji niezależnych, nowatorskich, buntowniczych. Może więc zaskakiwać umiejscowienie dokumentu „Więcej od życia: Kevyn Aucoin” w reżyserii Tiffany Bartok w tym właśnie konkursie, ponieważ film w dość konwencjonalny sposób przedstawił życie i twórczość artysty – nie zabrakło archiwalnych zdjęć i fragmentów z prywatnych nagrań video, rozmów z bliskimi oraz współpracownikami. Wśród osób wspominających Kevyna znalazły się gwiazdy, które „upiększał”, m.in. Naomi Campbell , Kate Moss, Cher, czy Isabella Rossellini. Być może o takim przyporządkowaniu filmu zadecydował wyrazisty i kontrowersyjny, jak na swoje czasy główny bohater. Podobnie jak w przypadku niedawno wyświetlanej w kinach historii, Alexandra McQueen’a, projektanta mody, i tutaj mamy do czynienia z niebywałym talentem, który okupiony jest cierpieniem, poczuciem wyjątkowości, ale i niezrozumienia przez otoczenie, czemu towarzyszy silny ból egzystencjalny.


Organizatorom festiwalu zależy na tym, aby widzowie mogli porozmawiać z twórcami jak największej ilości filmów, dlatego każdy dzień obfituje w sesje Q&A. Miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z reżyserką Liiną Trishkina-Vanhatalo oraz producentem –  Ivo Felt, poruszającego debiutu. Estońskie „Zdecyduj się” (Konkurs 1-2) to historia Erika, który parę miesięcy po rozstaniu, dowiaduje się od swojej byłej dziewczyny, że ma córkę. W dodatku, dziewczyna oświadcza, że nie jest gotowa na macierzyństwo i chce oddać dziecko do adopcji. Erik decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce, ale bycie samotnym ojcem do najłatwiejszych nie należy. Reżyserka z dużą wrażliwością i zrozumieniem dla bohatera, portretuje jego codzienne zmagania, wzloty i upadki, starania by sprostać nowej roli. Jest to ciekawa refleksja o dojrzewaniu do rodzicielstwa, ponieważ człowiek nie tyle zostaje rodzicem, co raczej dorasta do tego zadania, a najczęściej jest to długotrwały proces. Ponadto, film porusza także problem migracji zarobkowej – Erik – jak wielu innych mężczyzn pracuje jako robotnik budowlany za granicą, najczęściej w Finlandii. „Zdecyduj się” pokazuje więc też, jak takie wyjazdy za pracą wpływają na związki i relacje rodzinne.



Chyba najbardziej różnorodną sekcją w programie WFFu są Odkrycia. To właśnie tu został zaprezentowany „Wielki mistyczny cyrk” w reżyserii Carlosa Diegues'a będący brazylijskim kandydatem do Oscara.  Historia rozpoczyna się w 1910 roku, a kończy – współcześnie. Opowiada o losach pięciu pokoleń rodziny, która weszła w posiadanie tytułowego cyrku. „Wielki mistyczny cyrk” to film surrealistyczny, gdzie bohaterowie umierają niespodziewanie, często w dość absurdalnych okolicznościach. Kobiety nie są szczęśliwe w miłości, nierzadko przedmiotowo traktowane przez mężczyzn, matkami zostają przez przypadek. Być może reżyser chciał zawrzeć w tej historii zbyt długi okres czasu i zbyt wielu bohaterów, dlatego w pewnym momencie seansu można odnieść wrażenie, że siłą napędową narracji, są głównie kolejne zgony i nieplanowane ciąże. To wszystko podane zostało w barwnym kostiumie utkanym z fantazji, groteski, absurdalnego humoru, wahań nastrojów, jak to w cyrku – wydarzeń daleko wykraczających poza zdroworozsądkową logikę. Wisienką na torcie tej parady osobliwości jest Dawid Ogrodnik, który odziany w obcisły kanarkowy kostium, pojawia się na kilka minut w roli akrobaty cyrkowego polskiego pochodzenia, o znaczącym nazwisku – Ludwig Cybulski. Znika w równie szybki i zaskakujący sposób, jak się pojawił.


Film „My, kojoty” Hanny Ladoul i Marco La Via, także prezentowany w sekcji Odkrycia, to pełnometrażowy debiut, wcześniej miał premierę w Cannes. Jest to nastrojowy portret pary dwudziestolatków, którzy chcąc rozpocząć samodzielne, wspólne życie, przyjeżdżają do Los Angeles. Mają puste kieszenie i nadzieję, że się im powiedzie. Film stanowi zapis ich pierwszej doby w wielkim mieście – Amanda ma rozmowę kwalifikacyjną w wytwórni płytowej, Jake spaceruje po mieście obserwując jego mieszkańców oraz licznych – podobnych do niego – przyjezdnych, którzy marzą o tym, aby odnieść sukces. To ciekawy portret współczesnych bolączek młodych ludzi, którzy stawiają pierwsze kroki w życiu zawodowym i muszą wytrwale walczyć o swoją niezależność. W filmie znalazło się kilka humorystycznych scenek, które stanowią trafny komentarz do tego, co zaobserwować można w rzeczywistości. Dynamiczne zdjęcia, które chwilami mogą przywodzić na myśl estetykę wideoklipów oraz dobrze dobrana, klimatyczna muzyka, sprawiają że film ogląda się bardzo przyjemnie. Jest to także kameralny portret dorastania i rozwoju relacji – dwójka młodych ludzi musi stawić czoła wspólnym trudnościom i wyzwaniom, jakie pojawiają się w czasie tej wędrówki. Sinusoida uczuć, kilka rozczarowań, młodzieńcza beztroska – cała paleta emocji, które udzielają się widzom. Film przełamuje stereotyp Los Angeles, jako mitycznego miasta sukcesu i pokazuje rzeczywistość w mniej kolorowych barwach. Mimo wszystko, warto zaryzykować i wraz z bohaterami wybrać się w tę podróż. Kiedyś w końcu trzeba dorosnąć.