Piątka Filmosfery - filmowe zaległości do nadrobienia
Katarzyna Piechuta | 2021-01-14Źródło: Filmosfera
Też macie swoją listę filmów „do obejrzenia”? Niektóre z takich filmów, które bardzo chcemy zobaczyć, faktycznie oglądamy, ale inne, nie wiedzieć czemu, są na naszej wirtualnej czy też rzeczywistej liście od lat i zupełnie nie chcą stamtąd zniknąć.. może pora to zmienić? W końcu mamy styczeń i czas postanowień noworocznych, a nadrobienie filmowych zaległości to zawsze dobry plan! W nowej Piątce Filmosfery przedstawiamy filmowe klasyki, które w tym roku w końcu zamierzamy obejrzeć.

1. „Lecą żurawie” (1957), reż. Michaił Kałatozow
„Lecą żurawie” to film o którym przeczytałam wiele dobrego, a seans odkładam z powodu strachu, że niestety nie okaże się tak wyśmienity, jak to sobie wyobrażam. Podobno to najpiękniejszy obraz o niespełnionej miłości. „Lecą żurawie” to film oparty na sztuce Wiktora Razowa „Wiecznie żywi”. Historia dwójki młodych, zakochanych w sobie ludzi, którzy zostają rozdzieleni przez wybuch wojny. Borys ginie na froncie, a Weronika zdana wyłącznie na siebie, stara się przetrwać w nowej rzeczywistości. „Lecą żurawie” to film oparty na klasycznym modelu melodramatu. Jednak świeże, nowatorskie podejście twórców do tematu jak i do formy, sprawiło, że film wychodzi mocno poza schemat. Obnażenie dramatu jednostki, zepchnięcie wojny na drugi plan, efektowne, ekspresjonistyczne oświetlenie, czarno-białe zdjęcia, niecodzienne ustawienia kamery i świeża gra aktorów (Aleksiej Batałow, Tatiana Samojłowa) sprawiły, że uznaje się ten obraz za początek końca socrealistycznego modelu w kinie rosyjskim. Obraz dostał w roku 1958 Złotą Palmę w Cannes. Sylwia Nowak-Gorgoń

2. „Siódma pieczęć” (1957), reż. Ingmar Bergman
Ten film jest na mojej liście „do obejrzenia” od lat, a mimo to cały czas nie mogę się do tego zmobilizować. Mistrz Bergman i absolutna klasyka. „Siódma pieczęć” to moralitet, mamy więc bohatera wybierającego między dobrem i złem, a samo przesłanie jest uniwersalne i ponadczasowe, choć fabuła filmu rozgrywa się w średniowieczu. To metaforyczna opowieść o rycerzu Antoniusie Blocku, który wraz z giermkiem powraca z wyprawy krzyżowej. W drodze do domu widzą mnóstwa zła i smutku, nie rozumiejąc ich przyczyny ani sensu. Ta podróż staje się drogą do odkrycia sensu życia, znalezienia odpowiedzi na pytania odwiecznie towarzyszące ludzkości. Chcąc poznać prawdę i tajemnice świata, Antonius staje w szachowym pojedynku ze Śmiercią, ale stawką jest jego własne życie. W postać Antoniusa wcielił się Max von Sydow. „Siódma pieczęć” to pierwsza próba Bergmana poznania Boga, którą reżyser podejmował jeszcze kilkukrotnie w kolejnych filmach. Cóż, czas jak najszybciej nadrobić zaległości. Katarzyna Piechuta

3. „Bulwar Zachodzącego Słońca” (1950), reż. Billy Wilder
„Bulwar Zachodzącego Słońca” otrzymał jedenaście nominacji do Oscara i zdobył trzy statuetki. Ponadczasowy klasyk kina noir ze znakomitą rolą Glorii Swanson. Jak twierdzą krytycy, to jedna z najprawdziwszych i najbardziej bezkompromisowych prób obnażenia mitu „fabryki snów”. Mocne zderzenie hollywoodzkich mitów, ludzkich pragnień, wyobrażeń i dążeń z betonową i bezwzględną rzeczywistością przemysłu filmowego. Opowieść o Hollywood widziana oczami młodego, niespełnionego scenarzysty, Joe Gillisa. Aby uniknąć konfrontacji ze swoimi wierzycielami, Joe ukrywa się w posiadłości dawnej gwiazdy kina niemego, Normy Desmond. Norma pragnąć odzyskać dawną sławę, prosi go o scenariusz, który mógłby to sprawić. Kolejny znakomity film, którego sławy się boję. To film, którego tytuł przyspiesza bicie mojego serca. Strach przed rozczarowaniem jest tak silny, że „Bulwar Zachodzącego Słońca” nadal jest na mojej liście filmów do obejrzenia przed śmiercią. Sylwia Nowak-Gorgoń

4. „Łowca androidów” (1982), reż. Ridley Scott
To najnowszy film w tym zestawieniu, ale pomimo że „Łowca androidów” powstał w latach 80-tych XX wieku, niewątpliwie stał się klasykiem swojego gatunku. Mowa oczywiście o science-fiction, choć ze współczesnej perspektywy trudno się nie uśmiechnąć wiedząc, że akcja filmu rozgrywa się w 2019 roku. W głównej roli wystąpił Harrison Ford, wcielający się w postać Ricka Deckarda, członka specjalnego oddziału policji. Zajmuje się tropieniem i eliminowaniem replikantów, czyli stworzonych przy pomocy biotechnologii istot na potrzeby wykonywania niebezpiecznych zadań. W pozostałych rolach zobaczymy m.in. Rutgera Hauera, Sean Young czy Daryl Hannah. Choć od tamtej pory powstało mnóstwo filmów sci-fi, a wiele tych nowszych może się poszczycić genialnymi efektami specjalnymi, to mimo wszystko „Łowca androidów” nadal pozostaje jednym z najlepszych filmów tego gatunku. Ridley Scott wykreował w filmie mroczny świat i posępną atmosferę, która nadaje „Łowcy androidów” niepowtarzalny klimat. Ten obraz to prekursor nowoczesnego kina science-fiction, który niewątpliwie wywarł ogromny wpływ na gatunek. Warto sięgnąć do korzeni, bo skoro „Łowca androidów” po tylu latach nadal się broni w tak szybko dezaktualizującym się gatunku jak science-fiction, to musi być coś na rzeczy. Katarzyna Piechuta

5. „Na nabrzeżach” (1954), reż. Elia Kazan
Dramat obyczajowy o oponowaniu związków zawodowych przez mafię. Terry Malloy miał warunki żeby zostać gwiazdą boksu. Jednakże los chciał, że pracuje jako doker. Pomaga w „utrzymaniu porządku” wśród pracowników. Życie Terry’ego zmieni się diametralnie, gdy zaczną nim targać wyrzuty sumienia w związku ze śmiercią jednego robotnika oraz miłość do siostry zmarłego. Kino oparte na tradycji realistycznej. Mocne, dosadne, wręcz momentami bolące widza. Wielki Elia Kazan, wybitny Marlon Brando i mocny, społeczny temat, okraszony dużą ilością symboliki. Kto nie widział, musi koniecznie zobaczyć. Również ja. Sylwia Nowak-Gorgoń