Filmu Kim Ki-duka trudno nie zauważyć i przejść koło niego obojętnie. „W sieci” opowiada historię zawieszoną pomiędzy dwoma państwami koreańskimi: komunistyczną, totalitarną Koreą Północną i republiką Korei Południowej, szybko rozwijającym się azjatyckim tygrysem. To region cały czas niebezpieczny, o czym przypominają codziennie media. Podział ten jest reliktem zimnej wojny, nadal funkcjonującym we współczesnym świecie. Jeden naród rozdarty jest przez dwa systemy. To wzbudza ciekawość, powiększoną u polskiego widza poprzez egzotykę azjatyckiego położenia obu krajów. A, że obraz mówi więcej o dramacie Koreańczyków niż opisy z gazet, przekonamy się właśnie dzięki filmowi południowokoreańskiego mistrza kina.
„W sieci” to niezwykły dramat, thriller szpiegowski. Z jednej strony prosty w formie, bez tych wszystkich gadżetów i spektakularnych efektów specjalnych, do których przyzwyczaiło nas zachodnie kino tego gatunku. Z drugiej strony niezwykle mocny, osadzony w koreańskich realiach i dobitny w przekazie. Do tego skonstruowany w taki sposób, że widz przeżywa losy pierwszoplanowych postaci i trudno mu o tym zapomnieć i dojść do siebie jeszcze długo po seansie.
Główny bohater Nam Chul-Woo jest biednym rybakiem, mieszkańcem nadgranicznej wioski na południu Korei Północnej. Jego zajęcie pozwala mu skromnie utrzymać niewielką rodzinę: żonę i małą córeczkę. Pewnego dnia mężczyzna rankiem wypływa na połów. Konwersuje wcześniej o pogodzie ze strażnikami granicznymi, którzy dobrze go znają. Okazuje się, że silnik łodzi się psuje, gdyż zaplątała się w niego sieć. Łódź wraz z rybakiem dryfuje w kierunku południowym. Nam Chul-Woo cudem niezastrzelony przez północnokoreańską straż graniczną dociera do Korei Południowej, gdzie natychmiast zostaje przejęty przez tamtejsze służby, przewieziony do Seulu i poddany przesłuchaniom.
Oficer od przesłuchań jest owładnięty potrzebą schwytania szpiega, co wynika u niego z przyczyn osobistych, doświadczeń jego rodziny prawdopodobnie jeszcze z wojny koreańskiej. Nam Chul-Woo musi w nieskończoność odpowiadać na jego pytania i wielokrotnie pisać życiorys. Za każdym razem dowiadujemy się o nim czegoś nowego. Sam coraz bardziej zdaje sobie sprawę, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Porównuje swoją sytuację do schwytanej w sieć ryby, dla której to położenie oznacza nieuchronny koniec. Tymczasem południowokoreańskie służby chcą udowodnić mu szpiegostwo i sprawić, by pozostał w Korei Południowej, a północnokoreańscy „bracia” wzywają do uwolnienia go. Czy Nam Chul-Woo wybierze „wolność” czy rodzinę? Czy dobrze się ustawi, czy może zostanie bohaterem narodowym?
Film opowiada o dylemacie i udręce człowieka w pułapce. Ciasne kadry, realizowane głównie w niewielkich pomieszczeniach, liczne zbliżenia na twarze i postaci, dzięki którym łatwo odczytać mowę ciała i mimikę twarzy aktorów – to wszystko tworzy odczuwalną przez widza atmosferę osaczenia. Jest ona przepełniona brutalnością, drastycznymi i mrocznymi obrazami, w których czai się widmo śmierci. Ścieżka dźwiękowa jest uboga, a składa się na nią zaledwie pięć utworów instrumentalnych (gitara, fortepian) – ilustracyjnych. Film trzyma w napięciu i smutku.
Kim Ki-duk ukazuje opresyjność obydwu systemów. To dwa światy, dwie rzeczywistości i obie, jeśli nie złe, to niedoskonałe. W swoim filmie opowiada o jednostce, która staje się ofiarą dwóch systemów. Jeden zindoktrynował ją do tego stopnia, że boi się otworzyć oczy w innym kraju. Drugi zabrał całe dotychczasowe życie, bo już nic nie będzie jak dawniej. W tej opresyjnej rzeczywistości główny bohater jest osamotniony i bezradny. Jedynym promykiem nadziei jest Jin-woo, młody, osobisty strażnik głównego bohatera, który wierzy jeszcze w ideały humanistycznego braterstwa, niewinność drugiego człowieka i jego dobre intencje.
Właśnie ten duet aktorski – grający role głównego bohatera i jego osobistego strażnika, prezentuje się na ekranie wyjątkowo, na bardzo wysokim poziomie.
Reżyser jest bardzo daleki od wystawienia laurki dla Korei Południowej. Pełne absurdu i przemocy przesłuchania bohatera wyglądają prawie identycznie po obu stronach granicy, z tą różnicą, że więzienie w jednym kraju jest wyposażone w sprzęt i wygody, w drugim nie, za to w tym drugim fikcja gra większą rolę niż rzeczywistość. Poziom nieufności, brutalności i tłamszenia godności jest w zasadzie taki sam. Czy są szanse na wspólną przyszłość dwóch państw koreańskich przy takim poziomie wzajemnej niechęci i wrogości?
Obraz opowiada o wielu aspektach. Próbuje odpowiedzieć na pytania uniwersalne: czym jest szczęście?, co sprawia, że decydujemy się na trudne, takie, a nie inne wybory? jakie ma znaczenie jednostka wobec systemu? Odpowiedź na to ostatnie jest w zasadzie taka, że nie ma żadnych szans i nie znaczy nic.