"Czarny łabędź" Aronofsky'ego, "Dziecko Rosemary" Polańskiego, czy chociażby "Hereditary" Astera... To tylko kilka przykładów filmów, w których granica jawy i snu mocno się przeciera, a bohaterki balansują pomiędzy świadomością i jasnością umysłu, a obłędem. Ten koncept od zawsze interesował wielkich twórców, jak chociażby tych wymienionych powyżej, i przyciągał do kin masę widowni. Po tak płodnej dekadzie dla rozbrajającego zasady gatunkowe horroru i thrillera, argentyńska reżyserka Natalia Meta powraca do bardzo dobrze nam znanej historii, by pokazać, że nie łatwo opowiedzieć w tej kwestii coś nowego.
Życie Ines diametralnie zmienia się po tragicznej śmierci jej kontrolującego partnera. Kobieta zaczyna mieć okropne koszmary, słyszeć dziwne głosy, a do tego zaczynają się problemy z jej narzędziem pracy- głosem. Zarówno życie prywatne jak i zawodowe zostaje zagrożone, a Ines musi zapuścić się w najmroczniejsze zakamarki własnego umysłu i poznać skrywane pragnienia, by pozbyć się kłopotów i tytułowego intruza.
Argentyńska reżyserka sprytnie operuje tu dźwiękiem, czyli jednym z najważniejszych elementów życia bohaterki. Ton wypowiadania dialogów, usterki sprzętów, atmosfery pomieszczeń i dźwięki rekwizytów: wszystko to tworzy mrożącą krew w żyłach oprawę muzyczną, która bardzo świadomie odpowiada za budowanie napięcia w "Intruzie". Niestety wydaje mi się, że to jedyny pomysł Mety na to, jak z tego ogranego na wiele sposobów utworu, stworzyć swój własny, oryginalny hymn. Czerpie garściami od innych twórców, jednak zdecydowanie za mało daje od siebie, by nazwać jej projekt "autorskim".
Widzowie liczący na mocne, metafizyczne kontemplacje i zwroty akcji, mogą się nieźle rozczarować. Akcja filmu, z pozoru tajemnicza i myląca tropy, z każdą minutą staje się coraz bardziej jasna, by na końcu wyłożyć wszystkie karty na stół. Fani takiego kina grozy rozwiążą zagadkę znacznie szybciej niż bohaterka i nie znajdą zbyt wielu czynników, które utrzymałyby ich zainteresowanie.
Finalnie "Intruz" wypada jak zdarta płyta winylowa, przesłuchana już setki razy. Meta próbuje urozmaicić ten utwór, dodając parę dźwięków od siebie, jednak są one jak nieznaczące tło melodii, którą wszyscy bardzo dobrze znamy.