W XIX wiecznym francuskim miasteczku lokalną sensacją staje się młoda kobieta, dotknięta hirsutyzmem. Rosalie postanawia nie ukrywać dłużej swojej przypadłości i pokazywać ją światu, a nawet zarobić na niej trochę pieniędzy, by wesprzeć podupadającą kawiarnię męża. Jak zareagują na młodą kobietę z brodą purytańscy mieszkańcy miasteczka? Film o inności, którą można pokochać.
To dziwne oglądać „Rosalie” kilka lat po wygranej Conchity Wurst w Eurowizji. „Baba z brodą”, „Baba Turk” występowała również w operze „Rakes progres.” Dziś w czasach genderowej i seksualnej rewolucji wąsy, czy broda u kobiety nie szokują aż tak bardzo. Jeżeli ich noszenie nie jest wyborem, a skutkiem choroby, wdraża się leczenie i problem z głowy. W XIX-wiecznej Francji takich możliwości jeszcze nie ma, pozostaje regularne usuwanie włosów, które zostają pokazane mężowi dopiero w czasie nocy poślubnej. Początkowo bujne owłosienie kibici pięknej nimfy budzi w nim pewną odrazę, z czasem jednak jej pewność siebie w pokazywaniu swojej inności przełamuje pierwsze lody. Swoją drogą ta noc poślubna pokazuje przedmiotowe traktowanie kobiet w tamtym czasie, wydawanych za mąż razem z posagiem, ocenianych jak niewolnik na targu.
Ciekawa i symboliczna jest droga Rosalie do akceptacji swojej inności. Te bujne włosy są częścią niej, częścią jej tożsamości, a nawet artystycznego performance’u. Z dumą fotografuje się w negliżu z brodą, a zdjęcie zostaje opublikowane w prasie. Film pokazuje piękno ponad płciami, a nawet pewną kobiecość brody. Przecież cechy typowo męskie i kobiece to pewna umowność. Absurdalne wydaje się wykluczanie kogoś z powodu owłosienia w pewnym miejscu. Dlaczego sprzeciwiać się naturze tylko ze względu na umowy społeczne?
- Czy mogłaby Pani wrócić do dawnego wyglądu? - pyta Rosalie jeden z mieszkańców miasteczka. Patrzy na niego ze smutkiem. W niej samej nie ma wstydu, nie ma kompleksów. A musi pozbywać się atrybutów swojej urody tylko dla komfortu otoczenia, myślącego stereotypowo.
To kolejny po udanej „Tancerce” film Stefanie di Giusto. Reżyserka dokonuje dekonstrukcji pewnych społecznych klisz, w które od urodzenia zostajemy wrzuceni. Żeńskie, męskie, jing i jang, to wszystko bywa bardzo względne. Makijaż i długie włosy nie muszą odbierać mężczyźnie męskości, podobnie broda lub np. krótkie włosy kobiecie. Obraz pokazuje, że defekt też może być piękny. Bajkowe zdjęcia, estetyka filmu przypomina trochę film z Audrey Tatou „Dziewczyna z lilią” Michela Gondry.
W głównej roli Nadia Tereszkiewicz, piękna aktorka z polskimi korzeniami, której broda jeszcze dodaje uroku.