– Nie jestem chora!! – krzyczy do psychiatry Aniela, grana brawurowo przez Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik w nowym filmie Małgorzaty Szumowskiej. Podobnie protestują transseksualni bohaterowie dokumentu Preciado B. „Orlando- moja polityczna biografia”. W tym krzyku zawarte jest całe ich cierpienie, spowodowane brakiem akceptacji społecznej dla ich decyzji o tranzycji, oskarżaniem o dewiację oraz brakiem dostępu do fachowej porady medycznej. Nie chcą być traktowani, jak wynaturzenie. Szumowska pokazuje w „Kobiecie z…” trudną drogę do zmiany płci w Polsce na przełomie przemian ustrojowych. – Nie chciałam robić filmu interwencyjnego – zapowiada jednak.
Dlaczego mężczyzna po 50-tce, żyjący w udanym związku z żoną i dwójką dzieci decyduje się tak późno na tranzycję? W przypadku bohatera obrazu „Kobieta z…”, Andrzeja, dostęp do wiedzy, czym w ogóle jest tranzycja, czy transpłciowość jest bardzo utrudniony. W tych ciermiężnych czasach, nikomu nawet nie przychodzi do głowy, że można zmienić płeć od tak po prostu. – Urodziłam zdrowego, normalnego syna – powie potem matka Andrzeja w sądzie w czasie procesu o uznanie płci.
W typowej, polskiej rodzinie rodzi się więc ładny, zdrowy chłopiec, któremu pozornie niczego nie brakuje. Ma może pewne upodobanie do noszenia dłuższych, fantazyjnie zaczesanych włosów i z zadowoleniem reaguje na uwagi otoczenia, że jest ładny, jak dziewczynka. W czasie komunii świętej planuje ukraść koleżankom welon. Kiedy spotyka swoją przyszłą żonę, czuje się w swoim wysportowanym ciele dobrze. Andrzej i Iza mają udane życie seksualne, rodzą się dzieci, są fajną parą zakochanych w sobie ludzi.
Z czasem jednak na światło dzienne zaczynają wychodzić pewne stłumione pragnienia bohatera. Jest jakiś Sylwester, gdzie Andrzej przebiera się za pielęgniarkę i podrywa facetów. Niby żartem, ale budzi to niepokój żony. A Andrzej czuje, że to już nie tylko kobiecy kostium… Coś jest w nim stłumione, ukryte. Coś czego nie potrafi określić. – Czuję taki ciężar, jakbym był w drugą stronę – płacze podczas wizyty u niezbyt empatycznego lekarza (Thomasza Schuhardta), który przepisuje mu testosteron na problemy z potencją. – Jest pan pedałem? – pyta lekarz. Tylko tyle może mu wtedy zaproponować PRL-owska medycyna. W ciasnym mieszkanku, dzielonym przez kilka pokoleń, rodzą się pierwsze fantazje o byciu kobietą, testowanie swojej fizjologii, przymierzanie kobiecych ubrań. Niestety podwójne życie i tłumione pragnienia prowadzą też do poczucia winy i myśli samobójczych. Dopiero tuż przed narodzinami drugiego dziecka trafia na kompetentnego lekarza i odpowiednią grupę wsparcia dla osób trans i zaczyna przygotowania do procesu tranzycji. Długotrwałego i bardzo kosztownego. Równie trudnego, jak wyznanie prawdy bliskim…
Pełne słońca zdjęcia Michała Englerta pokazują piękno ludzkiego ciała, piękno ponad płciami. Te subtelne żeńskie cechy, uwidocznione w ciele młodego, wysportowanego chłopaka (Mateusz Węcławek) są dla widza intrygujące i atrakcyjne. Bo przecież to męskie i żeńskie, jing i jang jest w gruncie rzeczy w każdym z nas. I nie ma co się tego bać i myśleć szablonowo. Może mniej stygmatyzującym słowem na tranzycję, byłaby po prostu korekcja płci. Ale czy rzeczywiście to tylko korekcja? Przecież płeć to także tożsamość i wspomnienia z nią związane. Ktoś pokochał złotego chłopca, a budzi się przy obcej kobiecie? Grana przez Joannę Kulig żona Andrzeja nie godzi się z rzeczywistością, która w pierwszym momencie oznacza dla niej utratę partnera i rozpad rodziny. Życie pokazuje, że nawet po tranzycji ta bliskość byłych partnerów nie znika, relacje wchodzą na inny tor i można z byłą żoną np. skonsultować zrobiony makijaż, pożyczyć ubrania. Wszystko wymaga czasu i niestety dużych nakładów finansowych.
Wzruszająca i symboliczna jest dla mnie scena zabawy Andrzeja w stroju kobiety z małą córką. Tak naturalna i niewymuszona dla dziecka, budząca za to oburzenie innych domowników.
Sama reżyserka mówi, że największym wyzwaniem przy robieniu tego filmu, było dobranie odtwórców do roli transpłciowego bohatera. Z tyłu głowy był nawet pomysł obsadzenia naprawdę osoby trans. Zdecydowano się na profesjonalnych aktorów, i mimo pewnych wiekowych nieścisłości (zawsze młodo wyglądająca Joanna Kulig) efekt na ekranie jest piorunujący, a podobieństwo między starszą i młodszą wersją Andrzeja uderzające. Transseksualni odtwórcy, m.in. Anna Grodzka pojawiają się w jednej scenie jako grupa wsparcia w czasie terapii dla osób trans.
Film Małgorzaty Szumowskiej wchodzi na ekrany w dobrym dla Polski momencie, pewnej światopoglądowej odwilży po ostatnich wyborach. Proces tranzycji jest dziś jednak wciąż trudny i kosztowny, budzi wiele społecznych kontrowersji. Wymaga m.in. pozwanie własnych rodziców w celu ustalenia płci. Walka o swoją tożsamość i seksualność Anieli Wesoły napawa nadzieją i miejmy nadzieje odegra pewną rolę w edukacji społecznej o osobach trans. Transseksualność ma wiele odcieni, i to nie jest choroba, dewiacja, ani nawet zjawisko. Ona ma twarz zwykłego, wrażliwego człowieka, który potrzebuje tylko naszej akceptacji i wsparcia państwa w swoim poszukiwaniu tożsamości. Obowiązkowa pozycja w kinie polskim.