Tele-Hity Filmosfery (22.07-28.07.16)
Marta Suchocka | 2016-07-21Źródło: Filmosfera
Piątek (22.07), TVN, 20:00

Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II  (2011)

Harry Potter and the Deathly Hallows: Part 2 (2011)Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: David Yates
Obsada: Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint, Alan Rickman, Ralph Fiennes

Opis: W drugiej części widowiskowego zakończenia serii walka sił dobra z siłami zła świata czarodziejów przeistacza się w otwartą wojnę. Stawka nigdy nie była tak wysoka; nikt nie może czuć się bezpieczny. Być może w trakcie nieuchronnie zbliżającej się ostatecznej rozgrywki z Lordem Voldemortem to Harry Potter będzie zmuszony do ostatecznego poświęcenia. Tak kończy się cała opowieść.

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Kolejna odsłona przygód Harry'ego Pottera stanowi uzupełnienie pierwszej części „Insygniów Śmierci”, już po pierwszych scenach zauważymy zróżnicowanie stylistyki pomiędzy składnikami dyptyku. Twórcy umiejętnie podkręcają szaleńcze tempo wydarzeń, niemal każde ujęcie ma wcisnąć widza w fotel, wywrzeć na nim niezapomniane wrażenie, dzięki czemu otrzymujemy rozrywkę na najwyższym poziomie. Ucztą dla oka jest finałowa scena bitwy w Hogwarcie pomiędzy zwolennikami Voldemorta a przyjaciółmi Pottera, będąca niejako podsumowaniem sagi, pełnym efektownych i spektakularnych pojedynków, głośnych wybuchów, fantastycznych i zmyślnych stworów, magicznych postaci, niepowtarzalnych zaklęć i, przede wszystkich, rewelacyjnych efektów specjalnych. Warto zwrócić uwagę, że film skierowano do zdecydowanie starszej widowni, na ekranie ściele się trup za trupem, a produkcję odarto ze wszelkich radosnych barw, tworząc charakterystyczny mroczny klimat, odbierający widzowi nadzieję, wzmacniający wrażenie wszechobecnego zła, potęgujący uczucie napięcia i nerwowości. Tym samym niemal pozbawiono obraz poczucia humoru, które stanowi tym razem jedynie niezbyt częsty przerywnik pomiędzy kolejnymi przygodami bohaterów. „Insygnia Śmierci” są zdecydowanie najlepszym filmowym epizodem sagi, dzięki któremu twórcy są w stanie zainteresować nie tylko całe zastępy potteromaniaków, lecz również przeciętnego widza (mugola), który jak dotąd nie miał wiele wspólnego z czarodziejami z Hogwartu.

Niedziela (24.07), TVN, 20:00

Kung Fu Panda
(2008)

Kung Fu Panda (2008)Produkcja: USA
Reżyseria: Mark Osborne, John Stevenson
Obsada: Jack Black, Jackie Chan, Lucy Liu, Dustin Hoffman

Opis: Optymistycznie nastawiony do życia, troszkę niezgrabny Po jest największym fanem Kung Fu w okolicy … co jednak nie zawsze przydaje się w jego codziennej pracy – sprzedawcy w prowadzonym przez rodzinę sklepie z makaronem. Wybrany nieoczekiwanie do wypełnienia starożytnej przepowiedni, Po nie może uwierzyć, że jego marzenia mogą się lada moment spełnić.

Rekomendacja Filmosfery: "Kungfu Panda" to kreskówka, której niczego nie brakuje. To świetna zabawa... głównie dla dzieci, ale i dorośli nudzić się nie będą. Ba - pewnie i jedni, i drudzy nie raz do niej wrócą. Ładna kreska, świetne dialogi (polski dubbing na niezłym poziomie), a do tego sporo gagów. To wszystko zostało okraszone scenami walki rodem z "Wejścia smoka", wszak tytułowe kungfu pojawić się musiało. Po prostu ubaw po pachy. A na dokładkę dostajemy jeszcze morał... że nie warto oceniać książki po okładce, czasami wystarczy uwierzyć w swoje siły, a wszystko się uda.

Niedziela (24.07), TVP HD, 21:05

Mój Nikifor
(2004)

Mój Nikifor (2004)Produkcja: Polska
Reżyseria:
Krzysztof Krauze
Obsada:
Krystyna Feldman, Roman Gancarczyk, Lucyna Malec, Marian Dziędziel

Opis:
Historia ośmiu ostatnich lat życia Nikifora, zaliczanego do piątki najwybitniejszych prymitywistów świata. Nikifor przez większość życia był pogardzany, nie rozumiany i wyśmiewany. W Krynicy uchodził za pomylonego, budził strach albo śmiech. W 1960 roku jego losy krzyżują się z Marianem Włosińskim, młodym malarzem. Włosiński początkowo chce pozbyć się natręta, lecz gdy go lepiej poznaje, odkrywa tkwiący w nim geniusz, niesamowitą siłę jego malarstwa, brak przywiązania do doczesności i pokorę wobec sztuki. Porzuca malarskie ambicje, a sensem jego życia staje się opieka nad genialnym malarzem. Siedem lat później w warszawskiej "Zachęcie" odbywa się pierwsza retrospektywna wystawa prac Nikifora, która staje się jednocześnie dniem jego wielkiego triumfu.

Rekomendacja Filmosfery:
„Mój Nikifor” jest filmem o malarzu i został zrealizowany przez Krauzego jako obraz niezwykle plastyczny. Powolnie przesuwające się zimowe, krynickie pejzaże, długie ujęcia, nawet codziennych, zwykłych czynności, nadają filmowi Krauzego malarski wydźwięk. Do tego prosta, ciut naiwna, kojarząca się z dziecięcymi kołysankami ścieżka dźwiękowa, pokusiwszy się o delikatną nadinterpretację, można by rzec, że jest ona wręcz prymitywna, oddaje charakter twórczości Nikifora. Zdjęcia Krzysztofa Ptaka uzupełnione muzyką Bartłomieja Gliniaka tworzą niezwykłą harmonijną całość. Nie można nie wspomnieć o genialnej wręcz kreacji Krystyny Feldman, która wcieliła się w Nikifora. Obraz Krzysztofa Krauzego to zdecydowanie film jednego aktora. Na ekranie króluje on, a właściwie ona... Feldman porywa widza od pierwszej chwili, gdy pojawia się na ekranie, i nie puszcza do ostatniej minuty filmu. „Mój Nikifor” Krzysztofa Krauzego to wyjątkowe kino. Być może trudne, być może nietrafiające do mas, ale na swój wyjątkowy sposób magiczne i, przede wszystkim, naprawdę niezwykłe.

Wtorek (26.07), TVN Fabuła, 21:00


Wejście smoka (1973)

Enter the Dragon (1973)Produkcja: Hongkong, USA
Reżyseria: Robert Clouse
Obsada: Bruce Lee, John Saxon, Kien Shih, Ahna Capri, Angela Mao

Opis: Co trzy lata na prywatnej wyspie Hana odbywają się turnieje wschodnich sztuk walki. Spotykają się tam najlepsi z najlepszych, śmietanka karate, kung-fu etc. Rządowa agencja zwalczania przestępczości nakłania do współpracy mistrza kung-fu, który udaje się na wyspę Hana. Jego celem jest rozbicie urzędującego na wyspie gangu, którego szefem jest sam Han.

Rekomendacja Filmosfery: Pierwsze, co ciśnie mi się pod palce, jeśli chodzi o „Wejście smoka”, to podkreślenie, że film ten jest już klasykiem, ba – legendą! Obraz, który na całym świecie rozsławił Bruce’a Lee oparł się czasowi, opowiadana historia dalej wciąga, a pojedynki naprawdę ekscytują. Smaku produkcji dodaje fakt, że wszystkie walki odbywały się au naturel. Nie ma tu mowy o efektach specjalnych, liczą się więc prawdziwe umiejętności mistrzów-aktorów. I w odbiorze „Wejścia smoka” wcale nie przeszkadza fakt, że film miał swoją premierę ponad 40 lat temu, ani to, że dźwięki, tak charakterystyczne dla ówczesnego kina kung-fu, mogą trochę męczyć ucho. Wyrzeźbieni mężczyźni, którzy okładają się bez pamięci, piękne kobiety i egzotyczne krajobrazy. To wszystko znajdziemy w „Wejściu smoka”, zupełnie jak we współczesnym kinie akcji rodem z Fabryki Snów.

Czwartek (28.07), TVP 2, 20:10

Oświadczyny po irlandzku (2010)

Leap Year (2010)Produkcja: USA
Reżyseria: Anand Tucker
Obsada: Amy Adams, Matthew Goode, Adam Scott

Opis: Amerykanka z Bostonu, Anna, ma zamiar dotrzeć do Dublina, aby w „Leap Day”, czyli 29 lutego w roku przestępnym, oświadczyć się swojemu chłopakowi, kardiologowi Jeremy’emu. Zgodnie bowiem ze starą irlandzką tradycją, jeśli tego dnia kobieta oświadczy się swojemu wybrankowi, musi on powiedzieć „tak”. Niestety, fatalna pogoda krzyżuje plany Anny. Zdeterminowana dziewczyna chce jednak dotrzeć do swojego chłopaka z oświadczynami, zanim skończy się dzień. Czeka ją więc przeprawa przez pół kraju. Pomaga jej przypadkowo poznany barman, Declan. Początkowo, ta wyjątkowo niedobrana z pozoru para się nie znosi. Annę i Declana różni pochodzenie i temperament – ale w miarę trwania podróży emocje między nimi całkowicie się zmieniają…

Rekomendacja Filmosfery (Kasia Piechuta): Ze względu na ogromną eksploatację tego gatunku, trudno jest obecnie stworzyć dobrą komedię romantyczną. Główny problem stanowi fabuła – często mocno naciągana i wtórna wobec wcześniejszych komedii romantycznych, przez co czasem ciężko odróżnić jeden film od drugiego. „Oświadczyny po irlandzku” to lekka i łatwa w odbiorze komedyjka, ale jej atutem jest oryginalna historia oraz cudne plenery. Akcja filmu toczy się głównie w Irlandii, która urzeka swoim pięknem i wręcz zapiera dech w piersiach malowniczymi widokami. Dobre wrażenie sprawia też dwójka głównych bohaterów, tworząca na ekranie zgraną parę. Choć „Oświadczyny po irlandzku” to nic więcej niż relaksujący film na wieczór, to zapewne niejeden widz po obejrzeniu go zechce odwiedzić kraj zielonej koniczyny. Tymczasem, przynajmniej na czas seansu, można się poczuć, jakby już się tam było.