Piątka Filmosfery - filmy o miłości
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2020-02-14Źródło: Filmosfera
Dzisiaj Walentynki, dlatego redakcja Filmosfery postanowiła polecić Wam pięć filmów o miłości. A że miłość niejedno ma imię, to i propozycje są mocno zróżnicowane.

„Co się zdarzyło w Madison County” (1995), reż. Clint Eastwood
Świat poznał Clinta Eastwooda-aktora przede wszystkim jako typowego twardziela – czy to w westernach, czy kryminałach. I właśnie dlatego spośród wszystkich filmów, w jakich wystąpił, jednym z najbardziej wyróżniających się nadal pozostaje „Co się wydarzyło w Madison County?”, choć od jego premiery mija 25 lat. Opowiada o historii fotografa Roberta (Clint Eastwood), który przyjeżdża do hrabstwa Madison, by robić zdjęcia mostów. Tam zaś poznaje gospodynię domową Francescę (Meryl Streep), której mąż i dzieci wyjechali na festyn. Między dwojgiem nieznajomych rodzi się uczucie. Trzeba przyznać, że jak Clint Eastwood bierze się za reżyserię, po prostu robi to dobrze – niezależnie od gatunku, co ten tytuł udowadnia w stu procentach. Bo jest to nie tylko jeden z najlepszych filmów w dorobku Eastwooda, ale także jeden z najlepszych melodramatów w ogóle. To, jaką energię udało się wytworzyć na ekranie głównym aktorom, ile oboje przekazują pomiędzy słowami i pomiędzy spojrzeniami – jest wprost nie do opisania. Emocje wylewają się z ekranu, a my, śledząc losy Roberta i Francesci mamy niejedną okazję do refleksji o przeznaczeniu i miłości, jaka może się zdarzyć tylko raz w życiu. Katarzyna Piechuta

„Lepiej późno niż później” (2003), reż. Nancy Meyers
Nancy Meyers to bez dwóch zdań specjalistka od komedii romantycznych. I choć na swym reżyserskim koncie nie ma ich wiele, to tak naprawdę wszystkie są warte obejrzenia: „Czego pragną kobiety” (2000), „Holiday” (2006), „To skomplikowane” (2009) i właśnie „Lepiej późno niż później”. W tej ostatniej średnia wieku dwójki głównych bohaterów znacznie przewyższa tę z większości komedii romantycznych, i między innymi właśnie to stanowi o oryginalności tego filmu – uniwersalna prawda mówiąca o tym, że miłość nie jest zarezerwowana tylko dla młodych. Świetnie skrojony scenariusz obfituje w zabawne dialogi i humor sytuacyjny, dzięki czemu obraz ogląda się z prawdziwą przyjemnością. I oczywiście jednym z głównych atutów filmu jest fenomenalna wprost obsada – Diane Keaton i Jack Nicholson tworzą na ekranie fantastyczny duet. Ich postacie są ciekawe i niejednoznaczne, a przy tym funkcjonują jakby w dwóch różnych światach. Okazuje się jednak, że gdy przyjrzeć się bliżej, te światy wcale nie są tak daleko od siebie. Katarzyna Piechuta

"Orzeł kontra rekin" (2007), reż. Taika Waititi
Lily – młoda, samotna, ekscentryczna kobieta, zaliczana do gromady ludzi osadzonych na peryferiach społeczeństwa. Jarrod – konglomerat najgorszych cech męskich, zakwalifikowany do grupy ludzi różniących się od statycznego członka społeczności. Efekt spotkania tych dwojga? Walka? Bitwa? Wojna? A może miłość? Lily, która kocha Jarroda już jakiś czas, postanawia walczyć o swój obiekt uczuć. Na przyjęciu  pod hasłem: „Przebierz się za swojego ulubionego zwierzaka” zacznie się ich wspólna historia, która przeplatana losami ogryzka i zgniłego jabłka, zawładnie wyobraźnią widza przez ponad 90 minut. Scenariusz należy niewątpliwie do najmocniejszych stron tego niskobudżetowego obrazu. Reżyser i scenarzysta Taika Waititi stawia na absurdalne poczucie humoru, mocne przejaskrawienia, zdumienie widza, a nawet samych postaci, i zabawę różnymi gatunkami filmowymi. Poza tym w filmie odnajdziemy wachlarz niezwykłych i ekscentrycznych charakterów oraz kilka wręcz surrealistyczno-abstrakcyjnych wstawek historii dwóch uszkodzonych jabłek. Do tego szczypta niesamowicie  klimatycznej i sugestywnej muzyki, i powstał film osobliwy, warty obejrzenia. „Rekin kontra Orzeł” to piękna historia o miłości. Może nie tak symboliczna, jak ta w „Casablance”, nie tak romantyczna, jak w „Rzymskich wakacjach”, nie tak tragiczna, jak w „Love Story”, ale i tak niepowtarzalna, i niezapomniana, a dodatkowo okraszona genialnym humorem. Polecam. Sylwia Nowak-Gorgoń

„Narzeczony mimo woli” (2009), reż. Anne Fletcher
„Narzeczony mimo woli” to ciepła i zabawna komedia romantyczna, z weteranką tego gatunku filmowego w roli głównej – Sandrą Bullock. Udział aktorki w produkcji gwarantuje, że nie brak zabawnych dialogów czy scen, które autentycznie rozśmieszają, a wspólnie z Ryanem Reynoldsem stworzyła na ekranie uroczy duet. Margaret (Sandra Bullock) grozi deportacja i by jej uniknąć, musi szybko wziąć ślub. Wykorzystując swoją pozycję zawodową, postanawia wykorzystać do tego celu swego asystenta (Ryan Reynolds). Jak to w komedii romantycznej, fabuła raczej nie zaskakuje, ale obraz Anne Fletcher ogląda się miło i przyjemnie, a przecież o to w komediach romantycznych chodzi. Patrząc na morze produkcji z tego gatunku powstałych w ostatnich latach, „Narzeczony mimo woli” zdecydowanie wyróżnia się pozytywnie na ich tle. W drugoplanowych rolach również świetni aktorzy: Mary Steenburgen, Craig T.Nelson czy Betty White błyszczą na ekranie, a każde z nich stworzyło ciekawą postać, bez której film nie byłby taki sam. Atutem obrazu są także przepiękne widoki – spokojna i majestatyczna Alaska stanowi idealne tło dla romantycznej historii, przez co film ogląda się jeszcze przyjemniej. Katarzyna Piechuta

"Instrukcji nie załączono" (2013), reż. Eugenio Derbez
Meksykańska produkcja „Instrukcji nie załączono” w samych Stanach Zjednoczonych zarobiła, podczas wyświetlania na dużym ekranie, ponad 40 milionów dolarów. Film jest niezwykłą historią Valentína (w tej roli reżyser, przezabawny Eugenio Derbez), wolnego ducha, niereformowalnego Piotrusia Pana i kobieciarza, który z dnia na dzień musi zmierzyć się z rolą ojca. Od tego momentu bohater zmienia diametralnie swoje życie. Pragnie uchylić nieba swojej córce (przeurocza Loreto Peralta), by każdy dzień był dla niej wielką przygodą i rekompensatą za to, że matka oddała ją, gdy ta była niemowlęciem. Jednak po 7 latach mama Maggie wraca, gotowa odzyskać córkę, a to niestety nie jedyny problem Valentína. Gdyby odebrać tej produkcji wspaniałą wielobarwną, wręcz baśniową stronę wizualną, wszelkie slapstickowe gagi i dowcipy słowne, które na marginesie naprawdę śmieszą i świetne aktorstwo to nadal pozostaje piękna, prosta słodko-gorzka opowieść o miłości pomiędzy ojcem a córką. Na okładce filmu widnieje napis „losu nie obchodzi, czy jesteś gotowy”. Parafrazując, twórców tegoż filmu nie obchodzi, czy widz jest gotowy na cios zadany prosto w serce. Gorąco polecam. Świeżość, humor oraz prawdziwe, nieukrywane emocje, w jakże nierzeczywistym filmie o miłości bez granic. Sylwia Nowak-Gorgoń