Weekendowa Filmosfera #60
Katarzyna Piechuta | 2021-02-12Źródło: Filmosfera
Zima zagościła u nas na dobre. I choć można już wracać na ukochane sale kinowe, to gdyby jednak mróz zatrzymał was w domach – wiecie co robić. Oczywiście włączyć dobry film w domowym zaciszu. Jak co tydzień podpowiadamy, co warto wybrać spośród tytułów dostępnych na popularnych platformach streamingowych.

Szalony piątek z "T2: Trainspotting" (2017), reż. Danny Boyle [#CHILI]
Gdy po wielu latach od premiery „Trainspotting”, jednego z najoryginalniejszych i najbardziej nietuzinkowych filmów lat 90. XX wieku i nie tylko, ogłoszono, iż plany Danny’ego Boyla i Johna Hodge’a dotyczące kontynuacji ekranizacji prozy Irwina Welsha dojdą do realizacji, pojawił się strach o poziom artystyczny filmu i niewiara w sukces. Zatem na usta cisnęło się pytanie: po co kontynuacja? Po seansie odpowiedź wydaje się prosta. By spotkać się po latach ze swoimi dawnymi przyjaciółmi. I tak jak przed zwykłym spotkaniem, przy oglądaniu „T2” najpierw denerwujemy się tym czy znajdziemy z dawnymi znajomymi wspólny język, a potem bawimy się przednio, wspominając wspólnie te stare, szalone czasy. Boyle’owi udało się niemożliwe i na planie zebrał całą oryginalną obsadę. W ten sposób możemy się przekonać, że Ewan McGregor nadal ma to szaleńcze spojrzenie, Jonny Lee Miller nadal potrafi zagrać urzekającego drania, a Robert Carlyle w roli świra-psychopaty nie ma sobie równych. Oczywiście jest jeszcze Ewen Bremner, który swoją grą po prostu przyćmiewa wszystkich urzekającą gapowatością, ale także wielką mądrością życiową. „T2” to film o tęsknocie za czasami młodości, która nie zawsze była idealna, ale rządziła się sporym szaleństwem, lekką naiwnością i wiarą w lepszą przyszłość. Dobrze przemyślany, znakomicie zagrany, porządnie nakręcony. Coś, co nie mogło się udać, okazało się całkiem udanym filmem. Polecam. Sylwia Nowak-Gorgoń



Humorystyczna sobota z „Rewersem” (2009), reż. Borys Lankosz [#IPLA]
Jeśli chodzi o komedie, polskie kino od lat karmi nas produkcjami, które można by nazwać w różny sposób, ale niekoniecznie komediami, gdyż one w ogóle nie bawią widza – pozostawiają go z grymasem niezadowolenia na twarzy i poczuciem straconego czasu. Scenariusze są zwykle na żenująco niskim poziomie, a i z aktorstwem bywa różnie. Aż nagle pojawił się „Rewers” – czarna komedia (gatunek bardzo rzadki w polskim kinie), przepełniona inteligentnym humorem, która wywołuje na twarzy prawdziwy uśmiech. Do tego aktorstwo na najwyższym poziomie: Agata Buzek idealnie wpasowała się w postać szarej myszki, a Marcin Dorociński stworzył jedną z najciekawszych kreacji w swoim dorobku. Przede wszystkim jednak na aplauz zasługuje scenariusz. Ta historia jest tak niesamowicie oryginalna i zabawna, że aż dziw bierze, iż nie stoją za tym Brytyjczycy – specjaliści od czarnego humoru. Akcja filmu rozgrywa się w dwóch planach czasowych – we wczesnych latach pięćdziesiątych oraz współcześnie. Główną bohaterką jest Sabina (Agata Buzek), która właśnie przekroczyła trzydziestkę. W jej życiu wyraźnie brakuje mężczyzny. Matka (Krystyna Janda) próbuje za wszelką cenę znaleźć dla swojej córki odpowiedniego kandydata na męża. Pewnego dnia zjawia się uroczy, inteligentny i diabelsko przystojny Bronisław (Marcin Dorociński). Jego obecność rozpocznie serię zaskakujących zdarzeń… „Rewers” to niewątpliwie jedna z najbardziej intrygujących polskich produkcji ostatnich kilkunastu lat. Zdecydowanie warto obejrzeć. Katarzyna Piechuta



Poruszająca niedziela z „12 lat i koniec” (2005), reż. Michael Cuesta [#CDAPREMIUM]
Obraz „12 lat i koniec” jest opowieścią o dzieciństwie. Precyzując, o cienkiej granicy pomiędzy niewinnością, niewiedzą i dziecięcą radością a rozczarowaniem, smutkiem i dojrzałością. Michael Cuesta kreśli nam dramat o dojrzewaniu, w które jest wpisany ból, smutek oraz, przede wszystkim, samotność. „12 lat i koniec” to tak naprawdę trzy historie, które splatają się ze sobą ze względu na przyjaźń głównych bohaterów. Jednak nie jest to film o przyjaźni, dlatego też przyjaciół widzimy rzadko razem, a ich wspólne spotkania są przedstawione powierzchownie. Trójka przyjaciół po tragicznym wypadku, w którym ginie brat Jacoba, traci swoją niewinność i musi zmierzyć się z najgorszym koszmarem, czyli z życiem dnia powszedniego. Mocną stroną obrazu Cuesta jest świetna gra młodych aktorów. Jesse Camacho i Conor Donovan spisują się wspaniale, ale i tak nie mogą dorównać niebywale zdolnej Zoe Weizenbaum. Jej postać jest zarazem bystra, zadziorna, przekorna, odważna, samotna, zagubiona, kokieteryjna i niewinna. Dodatkowym plusem filmu jest doskonała muzyka. Dobre kino niezależne. Nie dla każdego. Dla tych, którzy lubią filmy zawdzięczające swoją siłę i magię półtonom, niedopowiedzeniom i spokojnej narracji. Dla tych, którzy potrafią odkryć pulsujący dramat życia tam, gdzie tego nie widać. Sylwia Nowak-Gorgoń