Miniatura plakatu filmu Eskorta

Eskorta

The Homesman

2014 | USA | Dramat, Western | 122 min

Życzliwość nie zawsze się opłaca, ale jej brak nie przysparza korzyści

Anna Szczesiak | 10-08-2015
W Hollywood często się zdarza, że jakiś znany aktor staje po drugiej stronie kamery. Czasem się to udaje, a czasem nie. Na pewno do tych znamienitych wyjątków należą Kevin Costner i bez wątpienia jeden ze znakomitszych obecnie reżyserów – Clint Eastwood. Eastwood zasłynął pięknym „Za wszelką cenę”, z Hilary Swank w głównej roli, dla której także ta rola stała się najlepszą wizytówką i jej obecność w tym filmie jest niemałą zachętą.

„Eskorta” to drugi po „Trzech pogrzebach Melquiadesa Estrady” film Tommy Lee Jonesa, także rozgrywający się w scenerii dzikiego zachodu. Tommy Lee Jones sięga tym razem po ekranizację książki Glendona Swarthouta wydanej w 1988 roku „Homesman” i wraz z dwoma scenarzystami Kieranem Fitzgeraldem i Wesleyem A. Oliverem tworzą scenariusz przyzwoity, momentami zabawny, a momentami niekonsekwentny i niedojrzały psychologicznie. Niektóre wątki ciągną się jak flaki z olejem, choć są mało znaczące, a niektóre urywają się zbyt szybko – właśnie tam, gdzie powinny być bardziej rozbudowane i pociągnięte do wydobycia istotnej głębi. Dobrze w tej ponurej i pełnej trudów scenerii Nebraski 1855 roku wypada humor serwowany nieoczekiwanie i z rzadka, który trochę naigrawa się z ludzkiej tragedii, a szczególnie z losu samotnej kobiety rozpaczliwie chcącej wyjść za mąż. Źle wypada zbytni realizm pozbawiony odrobiny wrażliwości. Rzeczywistość ukazana jest w sposób zbyt dosadny, wyłożona prosto – wręcz łopatologicznie – co akurat może mieć uzasadnienie, jeśli założeniem było wczucie się w tę brutalną rzeczywistość. Jednak momentami jest to wręcz ciężkostrawne, przez co film jest mało przyjemnym przeżyciem estetycznym, ale znam takich, co lubują się w brzydocie i w dosadnym pokazywaniu rzeczywistości, więc film znajdzie pewnie swoich amatorów. Jednak to nie scenariusz jest kulą u nogi tej produkcji, która miała szansę zakrawać na arcydzieło. To reżyseria jest jego najsłabszym punktem. Tommy Lee Jones jest znakomitym aktorem – co do tego nie ma wątpliwości. Sztuka reżyserii to niełatwa profesja, choć niektórzy uważają, że jest przeceniana, bo polega tylko na podjęciu właściwej decyzji: tak lub nie. Ale pomiędzy tak, a nie jest bardzo duża przestrzeń i to ona może znacząco zmienić ostateczny kształt filmu. Czasem widać, że Tommy Lee Jones zupełnie nad tym nie panuje. Mało tego bardzo mnie dziwi, że tak znakomity aktor, który właśnie sztukę prowadzenia aktora powinien mieć najlepiej opanowaną, nie podołał w tej materii, bo to właśnie gra aktorska kuleje tutaj najbardziej. Gra jest sztuczna, teatralna, momentami przesadnie rzewna. Poza tym prawdę powiedziawszy, w tym filmie nie ma bohatera, którego z czystym sumieniem dałoby się lubić. Wszyscy są jacyś tacy odpychający i mimo czynienia dobrych uczynków, nie przekonują nas do siebie. Wiele wątków reżyser potraktował polubownie – jak jest dziki zachód – to muszą być i Indianie, którzy od razu dają się bez zbędnych ceregieli udobruchać jednym koniem z zaprzęgu. 

Tam, gdzie chcielibyśmy więcej – jest mniej, tam gdzie chcielibyśmy mniej – jest więcej np. roztkliwianie się głównej bohaterki – Mary Bee Cuddy nad losem – w tej roli Hilary Swank. Sam fakt, że w filmie gra Hilary Swank jest na plus, ale jak niewiele zostało z niej wyciągnięte, to już inna historia. Niby Mary Bee Cuddy jest życzliwa i skłonna do pomocy, ale robi to w taki nieczarujący sposób, że wydaje się to nieprawdziwe. Brakuje tutaj psychologicznej głębi postaci, która jest przedstawiona jako prosta, oschła i despotyczna osoba, która wydaje się kierować w życiu tylko pragmatycznymi przesłankami. Jeśli małżeństwo – to tylko z rozsądku, jeśli pomoc, to tylko pod warunkiem, że będzie coś z tego mieć. Wydaje się kobietą bez serca, ale nie wiemy, dlaczego tak jest. Sam Tommy Lee Jones gra postać już w ogóle zdegradowaną, która myśli tylko o korzyści materialnej i nie przejawia żadnych odruchów bezinteresownego człowieczeństwa. Jest jednak postacią ciekawą, dobrze przemyślaną i prawdziwą. Do końca konsekwentnie jest sobą, konsekwentnie nie ulega pokusie bycia lepszym. Jeśli robi coś dla innych to bardziej w imię zapłaty i zemsty niż takiej potrzeby. Jest degeneratem, łotrem, szumowiną, a jednak to on czyni najwięcej dobrego w tej historii.
Marry Bee stara się być wzorem wszystkich cnót. Ciężko pracuje, robi wiele dla lokalnej społeczności. Sama wychodzi przed szereg. Chce być niezastąpiona. Ciężkie warunki życia sprawiły, że stała się zatwardziała, straciła swoją kobiecą wrażliwość i wydaje jej się, że skoro spełnia wszystkie praktyczne warunki, powinna być już za to kochana, ale okazuje się, że tak nie jest. Ludzie wcale nie okazują wdzięczności, bardzo chętnie przyjmują ofiarność Mary, ale nie zamierzają się martwić czy ona czegoś potrzebuje. Właśnie ten wątek jest najciekawszy. Pokazuje pewne ludzkie cechy, które się uwydatniają, kiedy następuje zmiana miejsc. Pokazuje też, że trudy życia i ciężkie warunki wcale nie uszlachetniają, ale czynią ludzi jeszcze bardziej zatwardziałymi, obojętnymi na ludzkie potrzeby i krzywdę. W filmie znakomicie pokazuje to podróż – bo „Eskortę” poniekąd można nazwać filmem drogi. Bohaterowie wyjeżdżają z małej wiejskiej społeczności, która walczy tylko o swój byt i przetrwanie, ale nie potrafi litować się nad słabszymi i otoczyć ich opieką. Podróż kończy się w cywilizowanym miasteczku, gdzie otwartość i życzliwość jest na porządku dziennym. Może trzy kobiety oszalały, bo warunki życia przerosły je, może były zbyt delikatne na środowisko zatwardziałych farmerów, gdzie trzeba tylko ciężko pracować i nie pozostawiać sentymentów. George Briggs (Tommy Lee Jones) okazuje się nieoczekiwanie jedyną postacią, która dotrzymuje słowa przewiezienia chorych kobiet i to może nie dlatego, że chce być dobry, ale dlatego, że zależy mu na obiecanej zapłacie. Jest człowiekiem, który ma w poważaniu to, co o nim myślą inni. Nie dba o dobre maniery i przypodobanie się innym. Jest szczery do bólu i ma gdzieś autorytety oraz poszanowanie norm i tradycji, zależy mu tylko na życiu i własnej wygodzie i może właśnie dlatego to on wygrywa. Świetnie ukazuje to scena, w której Mary Bee znajduje na pustkowiu rozgrzebany grób małej dziewczynki i postanawia go zasypać. Briggs nie zaprząta sobie tym głowy, tylko rusza w dalszą drogę, mało tego przywłaszcza sobie futra, którymi przykryte są inne zwłoki, by tylko nie zamarznąć. Zależy mu tylko na ocaleniu życiu, a nie zajmowaniu się martwymi. Mary dba o wszystkich wkoło, tylko nie o siebie, dlatego jej psychika w końcu pęka i tego nie wytrzymuje. 
Briggs doprowadza szalone kobiety do celu, mimo iż wcześniej dostaje już swoją zapłatę. Robi to, bo jest człowiekiem i nie patrzy na ludzi przez pryzmat prestiżu, jak szykowni ludzie z hotelu na pustkowiu, którego pracownicy nie chcą nakarmić wygłodzonych kobiet, tylko dlatego, że nie pasują do wystroju ich wnętrza. To jedna z najlepszych scen filmu, a to, co robi Briggs jest niemoralne, ale jakże bardzo słuszne w tej sytuacji, aż chce się mu przyklasnąć. Briggs potrafi żyć i w dostatku, i nie w dostatku przy tym jest zawsze wyluzowany i zawsze stać go na dobry nastrój i zabawę. Nie zapomina o swoich potrzebach, dlatego nie zapomina o innych. I chyba można śmiało powiedzieć, że wyznaje zasadę: „Kochaj bliźniego, jak siebie samego”.

Obiektywnie rzecz ujmując „Eskorta” to film słaby, przewidywalny i pozbawiony tajemnicy. Przepełniony nieuzasadnionymi dłużyznami i wątkami urywającymi się zbyt szybko. To film, który bardziej zachęca do przeczytania książki niż do obejrzenia go. Na plus wypada strona wizualna. Bardzo rzetelne odzwierciedlenie miejsca i czasu pod względem scenografii i kostiumów. Typowe dla westernów zdjęcia przeważające w sepii. Film może kojarzyć się z „Prawdziwym męstwem” braci Coen. Mniemam, że miał ciche zamiary wskoczyć na tę półkę. Przepełnia żal, że film nie został dopieszczony, dopracowany. Ma się wrażenie, że może ciągnięcie za tyle sznurków na raz przerosło Tommy Lee Jonesa, bo nie tylko jest tutaj aktorem, reżyserem, scenarzystą, ale także współproducentem. 

Nie polecam filmu tym, którzy nie lubią męczących seansów, ale ci, którzy są gotowi pomęczyć się w kinie, by wynieść coś z niego wartościowego i dającego do myślenia nad kondycją człowieka i człowieczeństwa, jak najbardziej polecam. To film, który, choć rozgrywa się w Ameryce końca XIX wieku, jest bardzo uniwersalny i aktualny. Kto wie, może bardziej aktualny niżby się wydawało.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
18-05-2014 (Festiwal Filmowy w Cannes)
07-08-2015 (Polska)
21-05-2014 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

vaultdweller
Radosław Sztaba