Miniatura plakatu filmu Joe

Joe

2013 | USA | Dramat | 117 min

Małomiasteczkowy diabeł

Paweł Marek | 10-10-2014
Od kilku lat nurtuje mnie kilka pytań: Czemu w kinie nie można doświadczyć filmów prawdziwych? Takich, które nie będą tylko wizualnym zaspokojeniem, ale będą karmić też duszę? Czym różni się kino sprzed lat, bogate w treść, od tego nam obecnego? W którym momencie widzowie poszli drogą prostych uciech, zapominając, że kiedyś chodziło się do sal kinowych po emocje głębsze, aniżeli tylko strach przed wybuchami i poklepanie po ramieniu głównego bohatera w jego walce? Gdzie się podziały czasy, kiedy człowiek chciał zobaczyć historię o człowieku takim, jak on sam? Kiedy postanowiono opuścić te idee, na rzecz płytkiej adoracji niejakiego kina? „Joe” wzbudził we mnie te pytania, bardziej niż wiele obecnych filmów.

Pierwsze sceny filmu „Joe” stawiają fundament pod resztę opowieści. Tytułowy bohater „wciąż chodzi pijany, pewnie nie wie co to wstyd” - cytując zespół Dżem. Jest mu z tym dobrze, nie ma większych aspiracji. Jak na warunki amerykańskie i tak wykazuje się wyjątkową zaradnością. Posiada własna firmę, która specjalizuje się w „zabijaniu” drzew. Tutaj kłania się nam, europejskiej gawiedzi, prawo amerykańskie, które nie pozwala ścinać drzew zdrowych, ale nie zabrania ich zatruwania, by potem jako chore ściąć w świetle prawa. Gdzie tu logika, nie nam szukać. Joe poznaje pewnego dnia piętnastoletniego Gary'ego. Zatrudnia go przy pracy zatruwania drzew, bo widzi w nim potencjał. Gary jest chłopakiem znikąd. Wychował się w patologicznej rodzinie, gdzie ojciec przepompowuje większe ilości alkoholu, niż niejedna stacja benzynowa paliwa w całym roku. Z czasem rodzi się pomiędzy nimi więź, która będzie miała na obu większy wpływ, aniżeli mogliby przypuszczać. Konsekwencje tej przyjaźni zajdą jeszcze dalej.

Tytułowy Joe jest tak bardzo złożonym charakterem, że pierwsza połowa filmu, to za mało na jego rozgryzienie. Myślę, że nawet całość filmu jest do tego niewystarczająca. Tłumi w sobie agresje i frustrację, która jest tylko o krok od przepełnienia i wybuchnięcia. Krzyż pokutny, który ciąży głównemu bohaterowi staje się coraz cięższy od dnia, w którym poznał Gary'ego. W moim odczuciu, Joe widzi w Garym siebie samego, a każda następna minuta filmu tylko w tym utwierdza. Joe, który żyje na marginesie społeczeństwa, pije i nie dba o przestrzegania prawa, nagle zainteresował się chłopakiem znikąd. W kinie jest to jasny przekaz próby odkupienia własnych win. Troska o młodego, zagubionego chłopaka, dążenie do tego, żeby nie popełnił tych samych błędów, jasno daje do zrozumienia, że nie mamy tutaj do czynienia ze zwykłym przejawem empatii. Równie pasjonująco przedstawia się postać Gary'ego. Pomimo że wychował się w totalnej patologii, posiada spojrzenie na świat, które cechuje człowieka światłego. Nie jest to niespotykane, nawet w normalnym życiu. Sam znam kilka osób, które przeżyły swoje dzieciństwo z rodzicami, którzy rodzicami być nie powinni, a teraz mają myśli bardziej złożone, aniżeli nie jeden „dobrze urodzony”. To co cechuje Gary'ego to jego wiara  w lepsze jutro. Można by zapytać: Jakie to będzie jutro, jeśli wczoraj ciągnie się za nim co dzień? W tym miejscu musiałbym was odesłać do mojej żony, która studiuje takie sprawy. 

„Joe” jest tym typem filmów, które uwielbiam. Prości ludzie, proste problemy, ale proste w sposób nam bliski. Cóż z tego, że akcja dzieje się w Stanach? Czy położenie geograficzne definiuje gdzie jest łatwiej, a gdzie nie? Ekonomicznie może i tak, ale ludzie to ludzie. Pieniądze nie wyrównają emocjonalnych problemów, które niezależnie od miejsca, zawsze są takie same. Czy to Azja, Europa, Australia, zawsze w ludziach tkwi ten sam pokład emocjonalnych odczuć. „Joe” przedstawił tylko jedną z wersji „prawdziwego życia”. Zdziwicie się, ale takie samo istnieje za waszym oknem, a przechodzień, którego mijacie na chodniku, może nieść podobną historię. Przystańmy więc czasami nad innymi ludźmi i zastanówmy się, czy aby przechodząc obok, nie mijamy historii, która mogłaby poruszyć nasze serca tak samo, jak w sali kinowej.
Dystrybutor
Phoenix
Premiera
30-08-2013 (Festiwal Filmowy w Wenecji)
03-10-2014 (Polska)
11-04-2014 (Świat)
5,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Agnieszka Janczyk