Tytuł filmu sugeruje kolejną produkcję historyczno-wojenną, tymczasem „Ardeny” Robina Pronta to dramat, który jest swoistą mieszanką sensacji, kryminału i thrillera. Opowiada on o skomplikowanej relacji dwóch braci, którzy są od siebie bardzo różni i których oprócz więzów krwi, łączy uczucie do tej samej kobiety. Ten motyw jest w kinematografii ukazywany często, wiele filmów już na ten temat nakręcono (choćby „Na wschód od Edenu” Elii Kazana, „Bracia” Jima Sheridana).
Ardeny u Pronta mają wymiar symboliczny. Z jednej strony to kraina szczęśliwego dzieciństwa Kennetha i Dave’a, w którym spędzali wakacje wraz z matką, z drugiej miejsce ich walki, ostatecznego pojedynku. Jako młodzi ludzie obaj bracia dopuścili się przestępstwa. Włamanie się nie udało, jeden z nich zdołał uciec. Kenneth trafił do więzienia. Konsekwentnie krył brata i swoją dziewczynę Sylvie, która im pomagała. Po kilku latach Kenny zostaje warunkowo zwolniony z więzienia po odbyciu części kary. Nie jest to powód do radości ani dla Dave’a, ani dla Sylvie.
Reżyser umiejętnie buduje i stopniuje napięcie, ale do czasu. Na początku tworzy specyficzny klimat rodzinnego dramatu. Oglądamy zatem szare blokowiska, ponurą myjnię samochodową, stalowo-bure pejzaże. W tle słychać industrialną muzykę. W pewnym momencie (w tytułowych Ardenach) dochodzi do przełamania konwencji. Zaczyna dominować groteska i kicz. Po pierwsze historia staje się makabryczna, ale w taki sposób, że można na widowni usłyszeć śmiech. Sama akcja zabawna nie jest, męczy napięciem. Sceny z naćpanym mordercą i wielkimi ptakami to już przesadny odlot. Mogło być nieźle, wyszło kiepsko.
Na plus filmu można zaliczyć fakt, że twórcy stawiają pytania dotyczące ludzkiej egzystencji. Nie jest to płytka historia o zazdrości i rywalizacji, wyborze między dobrem a złem. Raczej skłania do refleksji nad problemem wyboru w ogóle. Czy człowiek, który go dokona, będzie mógł o sobie powiedzieć, że jest kowalem własnego losu. Czy może mieć decydujący wpływ na swoje życie, będąc uwikłanym w ścisłe relacje z innymi ludźmi?
W fabule pojawiają się ciekawe momenty, nieprzewidywalne zwroty akcji, nawet można powiedzieć, że jest suspens. Co z tego, jeśli zakończenie jest przerysowane, do bólu dopowiedziane i niekonwencjonalne. W tym sensie, że można powiedzieć - „zabili go i (nie) uciekł”.