Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2014-11-15Źródło: Filmosfera
Niedziela (16.11), TVP 2, 22:40

Tłumaczka (2005)

Produkcja: Wielka Brytania, USA, Francja
Reżyseria:  Sydney Pollack
Obsada: Nicole Kidman, Sean Penn, Catherine Keener, Jesper Christensen

Opis: Film w reżyserii Sydneya Pollacka, twórcy m.in. "Trzech dni Kondora" i "Firmy"... Pewnego dnia Silvia Broome, tłumaczka pracująca dla ONZ, podsłuchuje rozmowę, z której wynika, że ktoś chce zabić przywódcę jednego z afrykańskich państw, zamieszanego w masowe ludobójstwa. Zamachowcy postanawiają zlikwidować niewygodnego dla nich świadka. Do ochrony Silvii zostają przydzielone Tajne Służby, wśród których jest zgorzkniały agent Tobin Keller. Ma on pewne wątpliwości dotyczące Sylvii…

Rekomendacja Filmosfery: „Tłumaczka” to film, który w zgrabny sposób łączy w sobie elementy sensacji i wątki polityczne, a czasem ociera się nawet o thriller. Fabuła jest niezwykle wciągająca i bogata w polityczno-społeczne zawiłości, które jednak przedstawione są w zrozumiały i interesujący sposób. Sydney Pollack zadbał o odpowiednie budowanie napięcia – w trakcie, gdy odkrywamy kolejne fakty z życia głównej bohaterki, pojawiają się nowe wątki sensacyjne, a jedno z drugim splata się w intrygującą całość. Aktorski duet Kidman i Penn okazał się strzałem w dziesiątkę – oboje dobrze sprawdzili się w swoich rolach. Polecam „Tłumaczkę” zwłaszcza widzom, którzy w kinie sensacyjnym szukają nie tylko strzelanin i pościgów, lecz przede wszystkim ciekawej, rozbudowanej fabuły.


Poniedziałek (17.11), Polsat, 22:00

Dystrykt 9 (2009)

Produkcja: USA
Reżyseria: Neill Blomkamp
Obsada: Sharlto Copley, David James, Jason Cope, Mandla Gaduka, Vanessa Haywood

Opis: Przedstawiciele pozaziemskiej cywilizacji przybyli 28 lat temu na Ziemię. Bez precyzyjnego planu, jak zorganizować życie uchodźców, ludzie odizolowali ich w "Dystrykcie 9" – zamkniętej dzielnicy Johannesburga. Powołana do jej nadzoru specjalna firma Multi-National United nie dba jednak o godziwe warunki dla przybyszy. Prawdziwym celem korporacji są badania nad odebraną im niezwykłą bronią. Do jej obsługi potrzebne jest jednak DNA obcych. Konflikt między gospodarzami a emigrantami wybucha, kiedy pracownik MNU Wikus van der Merwe (Sharlto Copley) przypadkowo zarażony nieznanym wirusem zmienia swój kod genetyczny. Rozpoczyna się polowanie na nową istotę, której DNA pozwoliłoby ludzkości odkryć tajemnice supernowoczesnych, kosmicznych technologii.

Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Film Neilla Blomkampa broni się pod każdym względem. Precyzyjna reżyseria, niezłe tempo opowiedzianej historii, świetna strona wizualna filmu (genialne zdjęcia Trenta Opalocha), bardzo klimatyczna muzyka Clintona Shortera, która niesie w sobie niezwykle potężny ładunek emocjonalny, znakomity Sharlto Copley w roli Wikusa Van De Merwe’a. A na plan pierwszy wysuwa się coś, co czyni ten film wyjątkowym. Sama historia, która sprawia, że „Dystryktu 9” nie ogląda się łatwo, prosto i przyjemnie. To trudny film, wręcz odrażający. Bardzo krwawy, ociekający przemocą, okrucieństwem, nędzą i brudem. Jednak epatowanie przemocą nie jest tutaj celem samym w sobie. To po prostu część historii, którą opowiada Blomkamp, i właśnie ta historia sprawia, że „Dystrykt 9” nie jest tylko typową rozrywką. On zmusza do myślenia, sprawia, że wychodzimy z kina z zadumą i obawą. „Dystrykt 9” to science-fiction najczystszej postaci, które zadaje pytania o sens życia, sens istnienia. Podsumowując, „Dystrykt 9” to wspaniały, poruszający, niełatwy film. Już dawno żaden obraz nie wywarł na mnie tak dużego wrażenia, jak ten niskobudżetowy film debiutanta z RPA.


Środa (19.11), TVN 7, 20:00

W chmurach (2010)

Produkcja: USA
Reżyseria: Jason Reitman
Obsada:  George Clooney, Jason Bateman, Vera Farmiga, Anna Kendrick, Amy Morton

Opis: Profesjonalista specjalizujący się w „doradztwie dotyczącym zmian w karierze zawodowej” (eufemistyczne ujęcie zwalniania pracowników) zamierza osiągnąć dwa życiowe cele: zgromadzić milion mil przelotowych w pewnym programie oraz dostać pracę w tajemniczej firmie zwanej MythTech.

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): Esencją filmu jest doskonały, lekki scenariusz, pełen błyskotliwego, inteligentnego i ironicznego poczucia humoru, pozbawiony zbędnego i irytującego patosu. Reitman podjął się niezwykle trudnego zadania i zdecydował się pokazać światowy krach gospodarczy poprzez zaprezentowanie nam postawy osób zwalnianych, jak i tych zwalniających. Reżyser zagląda swoim bohaterom w głąb duszy, rozumie ich wątpliwości i rozterki, lęk przed kolejnym dniem, ale poprzez postać Ryana daje zarówno im jak i nam nadzieję na przyszłość. Twórca nie pozostawia suchej nitki na popularnej dziś medialności, na rozluźnianiu relacji międzyludzkich, na wyzbywaniu się emocji i empatii, braku człowieczeństwa. Przestrzega nas, że e-mail, sms czy telekonferencja nigdy nie zastąpią kontaktu z człowiekiem, nie wytworzą specjalnej więzi międzyludzkiej, a jedynie mogą zwiększyć cierpienie i dystans. Młody reżyser skłania nas także do refleksji nad własnym życiem, okraszonym często pozornymi celami i szczęściem, którego każdy z nas poszukuje, podobnie jak nasi bohaterowie szukający go „w chmurach”. Gorąco polecam!


Środa (19.11), TVP 2, 22:25

Miłość i inne używki (2010)

Produkcja: Wielka Brytania, USA
Reżyseria: Edward Zwick
Obsada: Jake Gyllenhaal, Anne Hathaway, Josh Gad, Judy Greer, Oliver Platt

Opis: Tragikomiczne perypetie przedstawiciela przemysłu farmaceutycznego, który musi stawić czoła bezwzględnej konkurencji i uczuciu do diametralnie od niego różnej dziewczyny, którą nieoczekiwanie spotyka na swej drodze.

Rekomendacja Filmosfery (Barbara Wiśniewska): Mogłoby się wydawać, że „Miłość i inne używki” to komedia romantyczna jakich wiele. Jednak na tle innych tego typu produkcji, ta się wyróżnia. Owszem, fabuła być może nie jest zaskakująca, wręcz przeciwnie. Od początku wiemy, że para głównych bohaterów będzie razem, ale mimo to w trakcie trwania filmu można zauroczyć się tą historią. Nie jest to opowieść na miarę osławionego „Pamiętnika”, ale można odnaleźć w niej coś uroczego, czego czasem brakuje w komediach romantycznych. „Miłość i inne używki” ma bardzo dobrze nakreślonych głównych bohaterów, którzy mistrzowsko zostali zagrani przez Jake'a Gyllenhaala oraz Anne Hathaway. Już w pierwszych chwilach między tą dwójką czuć chemię. I właśnie dla nich warto obejrzeć ten film, ponieważ swoją grą potrafią rozbawić, a nawet wzruszyć widza. „Miłość i inne używki” to nie jest typowa komedia z love story w tle. To film, który porusza ważne kwestie i stawia widza wobec moralnego wyboru oraz zadania sobie pytania, co ja bym wybrał(a)? W produkcji pojawia się ważna kwestia – miłości, która ma prawo zaistnieć nawet na przekór poważnej choroby, która wcale nie musi stać na drodze prawdziwemu szczęściu.


Czwartek (20.11), TVP 2, 20:40

Robin Hood (2010)

Produkcja: USA
Reżyseria: Ridley Scott
Obsada: Russell Crowe, Cate Blanchett, Max von Sydow, Matthew Macfadyen, William Hurt, Mark Strong

Opis: Russell Crowe wciela się w rolę legendarnego Robin Hooda, o którym słyszeli chyba wszyscy. Anglia, XIII wiek. Robin i dowodzona przez niego banda rabusiów walczy z korupcją i wyzyskiem, grabiąc możnych a wspomagając ubogich. Zakochuje się w pełnej energii wdowie, lady Marion (Cate Blanchett), kobiecie sceptycznie nastawionej do osoby i motywów działania przybysza z lasu. Tymczasem Anglia, osłabiona wojnami, nieefektywnie rządzona i nękana wewnętrznymi rebeliami stoi w obliczu inwazji obcych wojsk. Robin szykuje się więc na największą przygodę. Wyrusza, aby bronić kraju, przywrócić chwałę Anglii i… zdobyć serce lady Marion.

Rekomendacja Filmosfery: Historia Robin Hooda była już wielokrotnie przenoszona na ekran, z różnym skutkiem. Najnowsza wersja przygód legendarnego łucznika to typowo hollywoodzka produkcja – w końcu trudno, by było inaczej, gdy reżyserem jest Ridley Scott. Zainwestowany kapitał przełożył się jednak na świetne kostiumy, scenografię czy dobrze nakręcone sceny batalistyczne. Najnowszy „Robin Hood” w niczym nie przypomina „Robin Hooda: Księcia złodziei” z 1991 roku – obraz Ridley’a Scotta nie jest tak komediowy czy wręcz przerysowany, przeciwnie, dzieje Robin Hooda zostały tu przedstawione „na poważnie”, choć oczywiście drobne elementy humorystyczne pojawiają się w filmie. Warto zwrócić uwagę na kolorystykę, w jakiej utrzymany jest obraz – odcienie szarości i zieleni nadają mu średniowieczny klimat. Plusem są również bardzo dobre kreacje aktorskie Russella Crowe’a, Cate Blanchett i Maxa von Sydowa.