Miniatura plakatu filmu Dzień Niepodległości: Odrodzenie

Dzień Niepodległości: Odrodzenie

Independence Day: Resurgence

2016 | USA | Akcja, Przygodowy

Wrócili!

Paweł Marek | 27-06-2016
Przyszło nam czekać równo dwadzieścia lat na kontynuację jednego z najbardziej kasowych filmów w historii kina – „Dzień Niepodległości”. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy mając zaledwie osiem lat, pierwszy raz spotkałem się z tym legendarnym dziś dziełem. Emmerich stworzył wtedy coś, co rozpaliło umysły widzów na całym świecie, jednak pozostawił tych ludzi z nieodpartą chęcią na coś więcej. Całe swoje życie śniłem o dniu, w którym mógłbym obejrzeć kolejną część tegoż filmu, całe życie tworzyłem swoje własne scenariusze tego, jak mógłby wyglądać powrót obcych. Przypuszczam, że na świecie było wiele milionów ludzi mi podobnych. Dzień, w którym świat usłyszał o rozpoczęciu prac nad drugą częścią, był jednym z najszczęśliwszych w moim życiu – jako fana hitu sprzed dwóch dekad. Pełen oczekiwań, emocji i nadziei, udałem się więc do kina, chcąc ponownie doświadczyć inwazji kosmitów. Okazało się, że moje obawy, o zachowanie ciągłości fabuły i zbyt długi okres dzielący obie części, okazały się tylko potworami spod łóżka.

Dwadzieścia lat temu ludzkość stawiła czoła największemu zagrożeniu w całej swojej historii – inwazji obcych, którzy wyprzedzali nas technologicznie o setki lat. Stawiliśmy im dzielnie opór, pomimo że staliśmy na przegranej pozycji. Cała nasza planeta zjednoczyła się w walce o przetrwanie, zapominając o wszystkich swoich animozjach. Pozwoliło nam to na dzielną walkę, która została nagrodzona zwycięstwem, ale tylko złudnym. Wiedzieliśmy, że oni wrócą, to była tylko kwestia czasu. Dwadzieścia lat, które mieliśmy na przygotowanie się do kolejnej potyczki, nie zostały zmarnowane. Pozyskaliśmy technologię obcych, która pozwoliła nam na zbudowanie globalnego systemu obrony, ale także pozwoliła na wielki skok technologiczny. Pola siłowe stały się standardem, napęd antygrawitacyjny jest szeroko wykorzystywany w transporcie, a niszczycielska moc promienia, który siał spustoszenie w wielu miastach na świecie, została okiełznana. Wszystko to brzmi pięknie, gdyby nie fakt, że cały czas czekaliśmy na ich przybycie. Kiedy w końcu nadchodzi ta czarna godzina, wszystko zostaje rzucone na szalę, które wcale nie pokazują jednoznacznie, kto jest górą. 

Dużym atutem „Dnia Niepodległości” sprzed dwudziestu lat, było to, że filmy robiło się wtedy w zupełnie inny sposób niż dzisiaj. Fabuła opierała się na zupełnie innych założeniach, które nie wymuszały pustej gry aktorskiej, która ma na celu tylko wypełnienie czasu na ekranie. Każda scena się liczyła, każdy dialog był ważny, wszystko musiało się zazębiać, nie było miejsca na luźne momenty. Dzisiejsze kino robi rzecz odwrotną, nie uniknęła tego również kolejna część „Dnia Niepodległości”. Mało brakowało, a widzowie dostaliby coś, czego obawiali się w swoich najczarniejszych koszmarach. Całe szczęście dla nich, ktoś mądry czuwał nad całością produkcji, dzięki czemu wychodząc z sali kinowej, można śmiało krzyknąć: To jest to!

Wspomniałem wyżej, że każdy oddany fan „Dnia Niepodległości” miał dwadzieścia lat na fantazjowanie na temat tego, co mogłoby się stać dalej. Taki kawał czasu daje naprawdę duże pole do popisu wyobraźni, ale i tak twórcy zaskoczyli wszystkich. Promocja filmu była na tyle intensywna, że w pewnym momencie zacząłem się bać, czy aby całość fabuły nie została opowiedziana w trailerach. Nic bardziej mylnego! Osoby odpowiedzialne za scenariusz przeszły samych siebie, dzięki czemu fabuła pierwszej i drugiej części zazębia się w bardzo satysfakcjonujący sposób. Można by się przyczepić do zbytniego „wepchnięcia” dzisiejszych trendów kina sci-fi, ale nie boli to aż tak bardzo, przecież linia czasowa filmu zakłada aż dwadzieścia lat przygotowań ludzi do ponownej wizyty obcych, więc siłą rzeczy nasz arsenał musiał ewoluować pod postacią tworów typowo sci-fi, czyli pól siłowych itp. 

Jeśli idzie o najważniejszy aspekt filmu, czyli aktorów i aktorki, zdziwiłem się, jak łatwo zbudowano w tym filmie postacie znane z pierwszej części. „Dzień Niepodległości” sam w sobie posiadał dosyć dużą dawkę humoru, która łatwo prześlizgnęła się do kolejnej. Co ciekawe, jest to humor bazujący na oklepanych sytuacjach, a pomimo tego nie ma się wrażenia powielania schematów. Poprowadzenie wątku doktora Okuna, który sam w sobie był komiczny, dało wyśmienity rezultat. Osobiście uważam, że skradło to całość filmu, a już na pewno przyćmiło nowych bohaterów wprowadzonych do (już teraz można o ID4 tak mówić) uniwersum.

To, co jest najtrudniejsze w filmach, które muszą zmierzyć się z tak długą przerwą pomiędzy kolejnymi częściami, to pożegnania. Płomienna przemowa prezydenta USA znajduje swój epicki finał, kapitan Hiller grany wcześniej przez Willa Smitha zmienia się w… kapitana Hillera młodszego, czyli jego syna. Wszystko w „Dniu Niepodległości: Odrodzenie” stara się nawiązać logicznie do swojego protoplasty. Cieszy to niezmiernie, nawet w kontekście ogromnej ilości efektów wykreowanych na komputerach, oraz zawiłego, acz zrozumiałego nawiązywania do filmu z 1996 roku.

Emmerich i spółka stworzyli film, który w stu procentach odpowiedział na potrzeby fanów. Miejscami widać było wpływ kina nowoczesnego, wręcz Bay’owskiego, ale całość została wyśmienicie przedstawiona. Jako fan „Dnia Niepodległości” wyszedłem z kina zadowolony i pobudzony. Teraz trzeba wytrzymać (miejmy nadzieję, że nie kolejne dwadzieścia lat) do kolejnej części, która już ma wyśmienicie naszkicowany scenariusz. 
Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
24-06-2016 (Polska)
24-06-2016 (Świat)
3,1
Ocena filmu
głosów: 7
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
Radosław Sztaba
Agnieszka Janczyk