Weekendowa Filmosfera #109
Katarzyna Piechuta | 2022-07-15Źródło: Filmosfera
Nie ma to jak letni odpoczynek i relaks przy dobrym filmie. Dlatego, jak co tydzień, podpowiadamy, co warto wybrać spośród produkcji dostępnych na popularnych platformach streamingowych.

Artystyczny piątek z „Banksy: Sztuka wyjęta spod prawa” (2020), reż. Elio Espana [#HBOMAX]
Film dokumentalny o Banksym, jednym z najbardziej rozpoznawalnych na świecie i kontrowersyjnych twórców street artu. Jego mocno zaangażowana politycznie sztuka oraz liczne prowokacje oburzały wielu. Film przedstawia całą drogę artysty, od ubogich ulic Bristolu do największych galerii i domów aukcyjnych na świecie. Dokument poprzez wywiady z samym Banksym jak i innymi, jak artysta Ben Eine czy twórca książki o Banksym Will Ellsworth-Jones, snuje opowieść o tym jak artysta, buntownik, enigma stworzył rewolucyjny ruch oraz imperium warte miliony. Niezwykle interesujący dokument, który pokazuje, że sztuka zawsze przenika życie i odwrotnie. Sylwia Nowak-Gorgoń



Kostiumowa sobota z „Niebezpiecznymi związkami” (1998), reż. Stephen Frears [#RAKUTEN, ITUNES STORE]
Choć „Niebezpieczne związki” to jeden z najbardziej znanych filmów kostiumowych, podczas seansu szybko można się zorientować, że pokazuje on prawdy ponadczasowe, a XVII-wieczne postacie równie dobrze mogłyby stanowić reprezentantów dzisiejszych czasów. Francja, 1788 rok. Bogata i bezwzględna markiza, mistrzyni uwodzenia (Glenn Close) rzuca wyzwanie wicehrabiemu, kobieciarzowi bez skrupułów (John Malkovich), a ten je przyjmuje – jego celem będzie uwiedzenie młodej i pięknej, bogobojnej madame de Tourvel (Michelle Pfeiffer). Obraz ten przedstawia całą galerię osobowości, pokazując uniwersalność ludzkich zachowań i motywów działania. To właśnie ludzka psychika i emocje są w tym filmie najważniejsze, a co za tym idzie, na pierwszy plan w „Niebezpiecznych związkach” wysuwa się genialne aktorstwo. Glenn Close i John Malkovich stworzyli jedne z najlepszych kreacji w swoich aktorskich dorobkach. „Niebezpieczne związki” posiadają również zalety typowe dla swojego gatunku – scenografia i kostiumy naprawdę robią wrażenie i idealnie odwzorowują XVII-wieczne realia. Katarzyna Piechuta



Arystokratyczna niedziela z „Gosford Park” (2001), reż. Robert Altman [#CDAPREMIUM]
Robert Altman. Mistrz kina. W 2001 roku, 5 lat przed swoją śmiercią, reżyseruje „Gosford Park”, za który zostaje uhonorowany Złotym Globem. Ten klasyczny, ponaddwugodzinny obraz, to porywająca podróż do przedwojennej i jeszcze imperialistycznej Wielkiej Brytanii. Chociaż Altman w „Gosford Park” z zadowoleniem czerpie pełnymi garściami z jednego z najpopularniejszych gatunków literackich, jak i filmowych, czyli kryminału, to tak naprawdę w tym filmie nie chodzi o to, aby odkryć, kto jest mordercą. A co jest priorytetem w „Gosford Park”? Po pierwsze, „Gosfrod Park” to panorama życia brytyjskiej arystokracji lat 30., gdzie liczą się tylko konwenanse, konwenanse i jeszcze raz konwenanse. Po drugie, amerykański twórca, jak na mistrza reżyserii przystało, dotyka sedna kina. Rozkoszuje się czystą materią filmu, dbałością o szczegóły. Narracja jest prowadzona spokojnie, adekwatnym stwierdzeniem byłoby, że wręcz arystokratycznie. Prowadzona jest dla samej przyjemności opowiadania, a nie jak to bywa we współczesnym kinie, dla momentu kulminacyjnego, gdzie widz ma zostać wbity w fotel kinowy lub na nim podskoczyć. Poza tym Altman zgromadził na planie znakomity, wielopokoleniowy zespół aktorski, z którego nikt nie jest gwiazdą samą dla siebie, tylko trybikiem w dobrze wprawionej w ruch maszynie. Maszynie z duszą i altmanowską pasją, i miłością do samego kina. Całokształt twórczości Roberta Altmana można określić jako filmową wiwisekcję stosunków międzyludzkich, społecznych i kulturowych. Bez znieczulenia. Ale zawsze z klasą. Taki też jest „Gosford Park”. Boleśnie prawdziwy, ale także emanujący magią czystego, niczym nieskażonego kina. Sylwia Nowak-Gorgoń