Królowa jest tylko jedna i wciąż „ma tę moc” [recenzja książki]
Arkadiusz Kajling | 2022-11-01Źródło: Informacja prasowa
Wydawać by się mogło, że o „Krainie lodu” wszystko już zostało powiedziane i napisane. Niemniej jednak po prawie dekadzie od premiery kinowej echa tej najpopularniejszej animacji w kanonie klasyków Walta Disneya (której palmę pierwszeństwa próbuje od niedawna odebrać „Nasze magiczne Encanto”) wciąż dudnią w naszej głowie, chociażby za sprawą utworów, w tym nieśmiertelnego „Mam tę moc”. Wszechobecne gadżety z podobiznami słynnych animowanych sióstr z Arendelle nie pozwalają nam zapomnieć o zimowym królestwie, a popularność serii przybiera na sile co roku wraz z pierwszymi opadami płatków śniegu. Wraz z niedawną (i dosyć enigmatyczną) zapowiedzią trzeciej części kinowego hitu nic nie wskazuje na to, by cokolwiek w tej kwestii miałoby się zmienić. Jak każda baśń adaptowana przez hollywoodzką firmę produkcyjną, również i „Kraina lodu” ma swoje źródło w literaturze, które należało zrozumieć oraz dostosować w intrygujący i nowoczesny sposób dla obecnej publiczności – zarówno pod względem fabularnym, jak i wizualnym, by mogła cieszyć nie tylko najmłodszych, ale i starszych bywalców kin. Album „The Art of Frozen” to publikacja, która ucieszy obie grupy, uświadamiając nam jak długi i skomplikowany może być proces tworzenia nowożytnej animacji komputerowej, która czerpie garściami z tradycji wytwórni.

Podobnie jak w przypadku „Małej Syrenki”, również „Kraina lodu” przebyła długą drogę na ekran, której start datuje się na początek lat 40. ubiegłego wieku, a dokładniej marzec 1940 roku. Już wtedy wytwórnia interesowała się baśnią Hansa Christiana Andersena pt. „Królowa śniegu” -  przy współpracy ze studiem MGM miała powstać biografia duńskiego pisarza, a artyści Disneya mieli odpowiadać za animowane sekwencje. Ostatecznie z kolaboracji nic nie wyszło – studio odpowiedzialne za stworzenie Myszki Miki napotkało trudności z adaptacją klasycznej opowieści na potrzeby ówczesnej kinowej publiczności i projekt porzucono, natomiast stworzone szkice produkcyjne i grafiki koncepcyjne trafiły do szuflady. Archiwa zostały ponownie otwarte w końcówce lat 90. ubiegłego wieku, gdy filmy z okresu renesansu (1989-1999) święciły tryumfy na ekranach kin na całym świecie, jednak gdy odpowiedzialny za produkcję Glen Keane przeszedł do tworzenia nowej wersji „Roszpunki” (znanej dziś jako „Zaplątani”) kolejny raz projekt został uśpiony. Przez pewien czas później pojawił się nawet pomysł, by animację wyprodukować przy współpracy ze studiem Pixara, ale i ta koncepcja nie ujrzała światła dziennego. Za właściwy zatem początek prac nad „Krainą lodu” należy uznać rok 2008, gdy po wykupieniu przez Disneya studia Pixar rok wcześniej, włodarze wytwórni sprowadzili z powrotem do Walt Disney Animation Studios reżysera Chrisa Bucka, współtwórcę animowanego „Tarzana” z 1999 roku, który zaproponował zupełnie nowe podejście do znanej baśni.

Publikacja została podzielona na sześć rozdziałów, które poprzedzają słowa wstępu Johna Lassetera oraz reżyserów animacji – w tym przypadku Chrisa Bucka oraz Jennifer Lee. Lasseter wspomina, gdy pierwszy raz zetknął się ze wstępną grafiką Paula Felixa z będącej wtedy w preprodukcji „Królowej śniegu” – rysunek przedstawiał bohaterkę w saniach pędzącą przez zimową krainę pośród gigantycznych płatków śniegu. Od tego momentu John był zafascynowany tą klasyczną baśnią i możliwością jej zinterpretowania na nowo; w kilku słowach reżyser „Aut” przedstawia jak doszło do realizacji projektu i kogo konkretnie wybrał do zespołu artystów, którzy odpowiadać mieli za wizualną stronę animacji. Chris Buck oraz Jennifer Lee w swoim wprowadzeniu przekonują nas, że „Kraina lodu” mimo, iż rozgrywa się zimą, to zawiera zdecydowanie dużo więcej barw, niż tylko biały i niebieski, zainspirowanych skandynawską kulturą i folklorem. Ze wstępu dowiadujemy się, że prócz wycieczki do Norwegii, drugi zespół artystów udał się do Quebec City odwiedzić słynny lodowy hotel. To, co zaskoczyło filmowców, to fakt, że niska temperatura nie przeszkodziła społeczności w obchodzeniu zimowego festiwalu – to właśnie pogoda sprawiła, że wszyscy wyszli na ulice świętować i wspólnie się bawić. „Kraina lodu” miała być właśnie taką filmową celebracją zimowego okresu. Pierwszy z rozdziałów pt. „From The Snow Queen to Frozen” przedstawia nam wstępnie transformację jaką przeszła fabuła oryginalnej wersji stworzonej przez Hansa Christiana Andersena. W tej części albumu przypomniane są nam też wcześniejsze adaptacje dzieł Duńczyka przez wytwórnię Walta Disneya, w tym „Brzydkie kaczątko” (1939), „Dzielny ołowiany żołnierzyk” (1999, jako część „Fantazji 2000”), „Mała Syrenka” (1989), „Nowe szaty króla” (2000), czy „Dziewczynka z zapałkami” (2004, jako część niezrealizowanej „Fantazji 2006”). Wyraźnie widać, że powieści słynnego bajkopisarza działały na wyobraźnię amerykańskich filmowców, a wszystkie powstałe przez lata grafiki i szkice do „Królowej śniegu” (jednej z najdłuższych baśni Andersena, napisanej w zaledwie pięć dni) cierpliwie czekały w archiwach wytwórni na swój czas, który miał niedługo nadejść. 

„A Family Affair” to zdecydowanie bardziej wyczerpująca i ciekawsza zarówno pod względem merytorycznym, jak i wizualnym część albumu; na wstępie otrzymujemy krótką wypowiedź Chrisa Williamsa, odpowiedzialnego za tworzenie nowej fabuły, który przypomina nam, że artyści czerpią ze swojego doświadczenia w swojej pracy, wracając myślami do anegdot z dzieciństwa i czasem bolesnych przeżyć, wsłuchując się przy tym w sposób myślenia i patrzenia na poszczególne sprawy przez współpracowników. Cały rozdział poświecony jest siostrzanej więzi, na którą filmowcy chcieli położyć nacisk, zrywając tym samym ze znaną z przeszłości formułą filmu o księżniczkach, w której to bohaterka czeka na swojego księcia. Paul Briggs, który również pracował nad historią od początku nie chciał współtworzyć bajki o księżniczkach, jednak z czasem zrozumiał, że tak naprawdę to film o rodzeństwie – dwóch tak różnych od siebie siostrach. W pierwotnym założeniu postać Elsy miała być kompletną antagonistką, ale jak zwraca uwagę Jennifer Lee – nie możemy nazywać tak kogoś, kto ukrywa prawdę o sobie przed innymi; Elsa nie jest czarnym charakterem, po prostu dokonała złych wyborów, będąc w trudnej sytuacji życiowej. By lepiej zrozumieć tę rodzinną relację, studio zorganizowało specjalne spotkanie pt. „Sister Summit”, na które zaproszono wszystkie kobiety z firmy, które wychowywały się z siostrami, by przeanalizować ich doświadczenia z dzieciństwa i to jak wpłynęły one na ich obecną zażyłość. Według Lassetera było to fascynujące przeżycie. Rozdziałowi towarzyszą pierwsze szkice Anny i Elsy, poszczególne sceny przedstawione w schemacie storyboardów, np. zabawa dziewczynek z początku filmu, czy musicalowe sekwencje w tej samej formie – „Pierwszy raz jak sięga pamięć”, „Miłość stanęła w drzwiach”, czy „Mam tę moc”. John Ripa rysując Elsę w słynnej scenie zainspirował się mimiką twarzy i ekspresyjnością Idiny Menzel (która wykonywała piosenkę) do tego stopnia, że postanowił zawrzeć je w finalnej wersji. 

„Coronation” to rozdział, który koncentruje się na budowaniu świata i zawiera zdjęcia prawdziwych miejsc w Norwegii, jak fiord Geirangerfjorden, czy wioska Balestrand, które stanowiły nie tylko natchnienie, ale i źródło licznych architektonicznych detali i regionalnych wzorów, które skwapliwie wykorzystano w projektowaniu Arendelle. Kolejne strony pokazują nam poszczególne komnaty w zamku oraz zbliżenie na finezyjne desenie i ornamenty, którymi zdobiono ubrania, meble, zabawki czy przedmioty codziennego użytku, jak zastawa stołowa. W dalszej części przedstawiono etapy tworzenia postaci i ich garderoby: Elsy, Anny, Hansa i arcyksięcia von Szwądękaunta. „Wilderness” to z kolei rozdział poświęcony zimowej naturze i jak twierdzi dyrektor artystyczny Michael Giaimo to też bardzo ważny element historii pod względem wizualnym – może być on takiego koloru, jakiego tonu wymaga dana scena, by wzmacniać jej przesłanie. Wiele zaprezentowanych prac zapiera dech w piersiach, w niektórych (głównie autorstwa Lisy Keene) zauważyłem inspiracje pracami Eyvinda Earle’a, której geometryczne kształty wyglądają jakby wyszły spod ręki słynnego amerykańskiego ilustratora. Oprócz grafik teł otrzymujemy też paletę barw do całego filmu (zamkniętą w dwudziestu czterech kadrach), czy projekty kolejnych postaci: Kristoffa, renifera Svena, trolli oraz bałwana Olafa. Przedostatni rozdział to „Ice Palace”, opisujący tworzenie lodowego azylu i transformację Elsy w Królową Śniegu ze wstępnymi koncepcjami postaci i szczegółowymi detalami jej finałowej ikonicznej kreacji. Album zamyka “Return to Arendelle”, który opisuje przemianę królestwa w krainę lodu i wyzwania, które temu towarzyszyły. Kilka słów poświęcono też warstwie muzycznej filmu i piosenkom Lopezów oraz presji czasu, pod którą znaleźli się twórcy, gdy dowiedzieli się o przyśpieszonej dacie premiery. Jednak jak twierdzi  Briggs – jeśli pracujesz nad historią, która jest bardzo emocjonalna i poruszająca, to właśnie jej głębokie przesłanie inspiruje Cię do dalszej pracy, bo wiesz, że efekt końcowy będzie wart Twojej ciężkiej pracy. A sukces „Krainy lodu” tylko to potwierdza.

WYDANIE KSIĄŻKOWE

Album „The Art of Frozen” został wydany przez Chronicle Books – niezależne wydawnictwo z siedzibą w San Francisco, które wydaje serię ekskluzywnych albumów o sztuce skierowanych do miłośników animacji, artystów, studentów sztuki i fanów filmów Disneya oraz Pixara. Misją wydawnictwa jest tworzenie publikacji, które czytelnicy będą cenić w swoich kolekcjach poprzez skupianie się na poszczególnych fizycznych detalach wydań. Jak czytamy na stronie Chronicle Books, firma chce mieć pewność, że już pierwszy rzut oka na album ma rozwiewać wszelkie wątpliwości co do pochodzenia książki, dlatego dla wydawnictwa jest bardzo ważny każdy aspekt wydania – choćby to, czy jej wizualny projekt wzbogaca zawartą treść, lub to jak pozycja leży w dłoni. Ten ostatni punkt jest dosyć ważny – wydane w latach 90. ubiegłego wieku artbooki do ówczesnych animacji Disneya dostępne były w formacie pionowym, natomiast Chronicle Books proponuje format poziomy i jest to strzał w dziesiątkę. Układ horyzontalny jest zdecydowanie wygodniejszy w przeglądaniu zdjęć, bowiem wiele grafik, czy teł ma wymiary prostokątne, ciekawiej też obserwuje się poszczególne kadry storyboardów, które w oryginale rozkładane są na czarnej, prostokątnej tablicy. Album możemy rozłożyć wygodnie na stole, czy kolanach i przeglądać strona po stronie bez obawy, że nam wypadnie z rąk i się zniszczy - wymagają od nas tego waga i dosyć spore rozmiary pozycji, ale za to odpoczywają dłonie, które nie zostawią śladów na obwolucie. Język albumu to angielski i tylko w takim dostępna jest pozycja, jednak i w tym przypadku nie będzie problemów ze zrozumieniem tekstów, bowiem styl i dobór słów jest bardzo przystępny. Dla wielu osób album będzie jednak stanowić katalog pomysłów i wczesnych projektów, które nie potrzebują żadnego komentarza, czy tłumaczenia. Publikacja została wydana w twardej, ciemnogranatowej oprawie z wytłoczonym logiem srebrnego płatka śniegu i pokryta została papierową obwolutą, wykorzystującą grafikę koncepcyjną z filmu.

OPIS WYDAWCY: W „Krainie lodu”, nowym filmie Walt Disney Animation Studios, nieustraszona Anna, która z optymizmem patrzy na świat wyrusza w epicką podróż, by odnaleźć swoją siostrę Elsę, której lodowe moce uwięziły Arendelle w wiecznej zimie. Razem z mieszkańcem gór Kristoffem doświadczą ekstremalnych warunków i wielu przeciwności losu na swojej drodze do ocalenia królestwa. Album „The Art of Frozen” zawiera szkice koncepcyjne z procesu tworzenia filmu – w tym projekty postaci, czy storyboardy – wzbogacone o wywiady z twórcami animacji, którzy pracowali na tą przygodową komedią.

W poprzednich latach zarówno „Księżniczka i żaba” jaki i „Zaplątani” udowodniły, że publiczność w dalszym ciągu uwielbia filmowe baśnie – zarówno w postaci dwuwymiarowej, jak i komputerowej. Tradycja ta ma swoją kontynuację w postaci „Krainy lodu”, a disneyowska wersja baśni Hansa Christiana Andersena jest ukłonem twórców w stronę klasycznych produkcji powstałych na przestrzeni lat jeszcze za życia Walta Disneya, wykorzystując przy tym najnowsze dostępne technologie. Dla wielu osób „Kraina lodu” to w pewnym sensie kalka „Zaplątanych” począwszy od tytułu („Tangled – Zaplątani” vs. „Frozen – Zamrożeni”), przez podobny poziom humoru, czy do wykreowanych postaci – być może twórcy sami zdawali sobie z tego sprawę, wplatając nawiązania do animacji z 2010 roku. Jednak każdy tytuł to też osobna droga do stworzenia niepowtarzalnego charakteru, nierzadko zainspirowana wyprawą filmowców w poszukiwaniu wyjątkowego i unikatowego stylu, który wzmacniałby i uwydatniał opowiadaną historię. „The Art of Frozen” to propozycja dla tych, którzy są ciekawi jak powstaje współczesne arcydzieło animacji. Latem tego roku świat obiegła informacja, że wytwórnia zamierza zekranizować „Księżniczkę na ziarnku grochu” – ma to być nowatorskie podejście do materiału źródłowego; z doświadczenia wiemy, że zaskakujące interpretacje znanych klasyków to dla Disneya chleb powszedni, a publiczność mimo upływu lat wciąż spragniona jest nowych smaków.

Wydawca: Chronicle Books
Data wydania: 03.12.13
Wymiary: 29 x 23 x 2 cm
Oprawa: twarda
Stron: 168

Recenzowaną książkę zakupicie w księgarni Libristo.pl.

Z kodem DISNEY05 otrzymacie rabat 5% na swoje zamówienie w sklepie.