Film jest inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Za reżyserię i scenariusz dramatu odpowiada Shaka King, współscenarzystą jest Will Berson. Obraz przedstawia historię przywódcy Partii Czarnych Panter, działającej w Stanach Zjednoczonych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.
Już na samym początku seansu, dowiadujemy się, że do buntu zmusza sytuacja, a nie konkretni ludzie, a ten z kolei nie jest wywoływany przez jednostkę, a okoliczności. Powstanie ugrupowania miało się wiązać z ochroną czarnej mniejszości w USA. Jego początki datowane są na 1966 rok, założycielami byli Huey P. Newton i Bobby Seale. Wkrótce do tego grona dołączył Eldridge Cleaver, będący znanym dziennikarzem. Działacze oprócz pomocy społecznej i ruchu na rzecz praw obywatelskich, prowadzili propagandowe akcje.
W filmie Czarne Pantery mają wielu zwolenników i jeszcze więcej wrogów, przeciwnicy postrzegają ich jako wielkie zagrożenie, znacznie większe niż Chińczycy czy Rosjanie. Fredericka Allena Hamptona (Daniel Kaluuya), działającego wśród nich, nazywają „Czarnym Mesjaszem”. Mężczyzna postuluje zwalczanie każdego rodzaju kapitalizmu – socjalizmem. Propaguje rewolucje zamiast wiecznie idealizowanych stopniowych reform. William O’Neil (Lakeith Stanfield), tytułowy „Judasz”, w zamian za darowanie kary więziennej, kolaboruje z FBI.
Daniel Kaluuya w roli Freda Hamptona przykuwa uwagę, inspiruje publiczność, a także rekrutuje ludzi do partii. Jego przemówienia są elektryzujące i ciekawe, każdy uczestnik zebrań ma poczucie swojej użyteczności i przynależności.
Nadzwyczajne zdolności przywódcze i zjednywanie wrogów uczyniło Freda Hamptona bardziej niebezpiecznym dla systemowego rasizmu, z którego duża część Ameryki była dumna. Mężczyzna został zamordowany 4 grudnia 1969 r., dokładnie dwadzieścia miesięcy po zabiciu ostatniego „Czarnego Mesjasza”, dr. Martina Luthera Kinga Jr. Sam O’Neil przyczynił się do tej tragedii i jako powiernik Hamptona okazał się zdrajcą. Biblijna aluzja w tytule jest jak najbardziej prawidłowa. Trzydziestoma srebrnikami okazały się dobre układy z agentem FBI, ucieczka od więzienia, możliwość przebywania w miejscach, gdzie w obecnych czasach przebywali tylko biali. Ostatecznym zwieńczeniem zdrady było otrzymanie kluczy do stacji benzynowej, którą O’Neil dostał na własność. Rolę agenta objął Jessie Plemons, natomiast dyrektora FBI, J. Edgara Hoovera - Martin Sheen, jednak w filmie nie odkryto pełnego potencjału postaci.
Najciekawsze, a zarazem najbardziej istotne wydają się sceny, kiedy Czarne Pantery działają. Mniej interesujące są spotkania O’Neila z agentem FBI. Na uwagę zasługuje również dobra gra aktorska dziewczyny Hamptona, Deborah Johnson (Dominique Fishback), szczególnie w rozdzierającej serce scenie końcowej.
Daniel Kaluuya jest charyzmatyczny i film warto obejrzeć chociażby dla tej roli. Relacja Hampton-O’Neil nie jest szczegółowo przedstawiona, stąd ładunek emocjonalny nie jest wystarczający. Minusem będzie tylko typowe dla takiego tematu przestawianie rzeczywistości w uproszczony sposób i uogólnianie, że każdy członek Czarnych Panter walczy w słusznym celu, a każdy kto nie jest z nimi, musi być przeciwko, a więc jest zły. Ciekawe kino, z dobrą grą aktorską, z pewnością można powiedzieć, że jest warte zobaczenia.