Uwaga proszę się skupić. Oto on Florian Maria Georg Christian Graf Henckel von Donnersmarck (ciekawe ile mu zajmuje złożenie pełnego podpisu), niemiecki reżyser, któremu genialna produkcja pod tytułem „Życie na podsłuchu” w 2007 roku przyniosła Oskara w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny”. Niestety taki prestiż zobowiązuje i niejako wymusza na reżyserze kontynuację lub chociaż równie wysoki poziom swojego następnego filmu. „Życie na podsłuchu” zwróciło uwagę widzów oraz uwodniło, że pomimo mało znanych aktorów i niskiego budżetu, kino za naszą zachodnią granicą potrafi zainteresować. Sukces Donnersmarck’a przyciągnął hollywoodzkich producentów i tylko kwestią czasu była pierwsza wysokobudżetowa produkcja. Amerykańscy bossowie Fabryki Snów dobrze wiedzą jak przyciągnąć widza i wydusić od niego „zielone”. Recepta jest przecież prosta: wystarczą dwie mega gwiazdy, które na dodatek jeszcze nigdy nie spotkały się na planie filmowym i można spokojnie liczyć góry dolarów. A przecież Angelina Jolie oraz Johnny Depp to nie byle kto, duet marzeń, śmietanka hollywoodzkich produkcji. Reasumując: dwójka zdobywców Oskarów (Jolie i Donnersmarck) oraz nie gorszy, ale jeszcze oczekujący na to wyróżnienie Depp, stali się marionetkami współczesnej myśli filmowej i za sprawą filmu „Turysta” zwiększyli tylko i wyłącznie swoje i tak już grube portfele.
Sukces osiągnięty na sukcesie innych, to jedna z domen amerykańskich producentów. Remaki europejskiego i azjatyckiego kina to codzienność, bo pomysłów jest coraz mniej, a przecież „cudzesy” smakują najbardziej. „Turysta” został oparty na francuskim pomyśle z 2005 roku zatytułowanym „Anthony Zimmer” z piękną Sophie Marceau w głównej roli kobiecej. Produkcja z kraju miłośników ślimaków ociekała tajemniczością, przez co wciągała widza od stóp po same końcówki włosów. Amerykanie, jak to Amerykanie, pozamieniali bieguny magnesu i zamiast przyciągać formą, wspomogli się wielkimi nazwiskami, które w gruncie rzeczy uratowały ich marną produkcję.
Recenzując film powinienem pokrótce przytoczyć jego treść, jednak w tym przypadku trudno jest coś konkretnego opisać. Chyba tak naprawdę szkoda mi strzępić języka pisanego. Natomiast chciałbym zwrócić waszą uwagę na dwie rzeczy, bez których „Turysta” mógłby w ogóle nie istnieć. Po pierwsze krajobrazy, a po drugie muzyka. W tym przypadku, co rzadko się spotyka, oba te nieodzowne elementy filmu współgrają ze sobą idealnie. Na przykład szybka akcja poparta jest dynamicznymi, przyjemnymi dla ucha dźwiękami, które odpowiednio potęgują wydarzenia na ekranie. Pocztówkowe zdjęcia bajecznej Wenecji cieszą oko, czego niestety nie można powiedzieć o grze gwiazd hollywoodzkiego kina. Depp i Jolie odgrywając swoje role zapomnieli, że muszą ze sobą współgrać, uzupełniać się, a tutaj mamy wrażenie, że grają w dwóch różnych filmach. Nie tworzą zgranej filmowej pary, brakuje im tej wyimaginowanej chemii, która wiąże ich z widzem.
„Turysta” to komercyjna produkcja, która jak zwykle smacznie zapowiedziana, poległa na pierwszych metrach. Gra aktorska i przewidywalna, sztampowa akcja sprawiają, że po obejrzeniu jesteśmy bardzo rozczarowani. Miał to być genialny remake z niepowtarzalnym, widzianym po raz pierwszy, duetem super gwiazd, które wielokrotnie udowodniły, że mają coś do powiedzenia. W tym przypadku otrzymaliśmy produkcję wręcz niemą, bez konkretnego przekazu, dla mas, bardziej tych zza wielkiego oceanu. „Turysta” jest jak niedoświadczony globtroter, który chce podróżować jednak nie wie, jak czytać mapę.