Sia - jedna z najciekawszych osobowości na rynku muzycznym. Australijska piosenkarka, kompozytorka i autorka tekstów. Muzykę tworzy z miłości i pasji, daleko jej do uwielbienia sławy i popularności. Tym razem Sia spróbowała zmierzyć się z inną materią sztuki. Tak powstał film „Music”, do którego piosenkarka podjęła się reżyserii. Efekt? Zaskakujący. Bardzo pozytywnie, co potwierdza uzyskanie nominacji do Złotych Globów w kategorii „najlepsza komedia lub musical”.
Music (Maddie Ziegler) to nastolatka wychowywana przez babcię. Kobieta wraz z przyjaciółmi i sąsiadami stara się zapewnić dziewczynie fachową opiekę oraz stworzyć przestrzeń, w której będzie czuła się bezpiecznie i szczęśliwie. Music to dziewczynka o specjalnych potrzebach. Nie mówi. Jest wrażliwa na wszelakie bodźce, pewnie czuje się tylko w znanej jej przestrzeni. Jej zaburzenia mowy i komunikacji należą do spektrum autyzmu. Ten ułożony świat Music legnie w gruzach wraz ze śmiercią jej babci. Od tej pory Music zajmie się jej starsza siostra Zu (Kate Hudson). Niestety kobieta sama ma problemy. Boryka się z uzależnieniem od alkoholu oraz swoją pracą jako diler wszelkiej maści narkotyków. Tej zagubionej dwójce pomóc odnaleźć się, w nowej jakże trudnej sytuacji, będą starać się sąsiedzi George (Hector Elizondo) oraz Ebo (Leslie Odom Jr.).
„Music” to melanż dramatu z musicalem. Sia doskonale połączyła szare, dość brutalne życie bohaterów z multikolorowymi sekwencjami musicalowymi. Sfera musicalowa to tak naprawdę świat spostrzegany przez Music. Mocno kolorowy, szalony, pełen nieoczywistych, melodyjnych dźwięków, gdzie nawet najtrudniejsze sytuacje, jak pożegnanie na zawsze z kimś bliskim sercu, są okazją aby zaśpiewać. Aby wyrazić siebie. W „Music” muzyka i taniec są ukazane jako sfera komfortu, sfera bezpieczeństwa, sfera wyrażania siebie, gdy werbalnie nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Sfera okazywania prawdziwej, szczerej, ale też trudnej miłości. Bo „Music” to nie tylko film o muzyce, ale także o miłości. Choć myślę, że Sia w swoim debiucie filmowym żongluje tymi dwoma pojęciami w taki sposób, że tworzą ono jedność. W „Music” miłość jest niełatwa, nieoczywista, nie ma w sobie fajerwerków, które zapierają dech w piersi. Sia pokazuje nam miłość, która potrzebuje czasu; która jest niecierpliwa, ale która ma moc uzdrawiania; która choć niewidoczna, to jest silna jak skała; która okupiona jest łzami, siniakami i dużą ilością sadzonych jajek z ketchupem.
W tej niezwykłej filmowej opowieści pięknie odnajdują się aktorki. Kate Hudson za rolę Zu, została nominowana do Złotego Globu w kategorii „najlepsza aktorka w komedii lub musicalu”. Hudson przed wejściem na plan filmowy zawiesiła na wieszaku i schowała do szafy całą swoją kobiecość. Przyczyniło się do tego nie tylko zgolenie swoich blond włosów, ale całokształt - każdy szczegół, to znaczy jej postawa, poruszanie się, mówienie, a nawet paznokcie. Zu jest zagubiona, niepewnie radzi sobie w szarej rzeczywistości i Hudson doskonale to uchwyciła. Poza tym to właśnie jej głos w scenach musicalowych porusza najbardziej. Znakomita kreacja aktorska. Towarzyszy jej muza Sia, Maddie Ziggler, która kolejny raz udowadnia, że jest nieziemsko utalentowaną młodą dziewczyną.
„Music” to nieoczywiste kino. Warte obejrzenia. Nie tylko dla fanów twórczości Sia, choć reżyserka mocno odcisnęła swój styl na filmie. Znakomite sekwencje musicalowe z poruszającą muzyką. Choć przyznam, że zwyczajna sfera fabularna urzekła mnie jeszcze mocniej. Prawdziwa i poruszająca. Warto.
Recenzja powstała dzięki współpracy z dystrybutorem filmu - Galapagos Films.