Ten film łączy w sobie najlepsze cechy kina obyczajowego i tragikomedii. A przy tym, trudno uwierzyć, że jest oparty na autentycznej historii! Hollywood lubi zresztą takie opowieści. Dwóch różnych braci, losy każdego z nich, które śledzimy z napięciem i oczywiście happy end: mistrzostwo świata w boksie, pokaz wyczerpującej walki. No i rola upadłego boksera, Dicky'ego (laureat Złotego Globu za tę kreację, Christian Bale), do której jej odtwórca schudł kilkanaście kilo i „przywdział” łysinę.
A jednak ten wyświechtany temat (padały zarzuty o to, że film jest kalką „Zapaśnika” Aronofsky'ego i „zrzyna” z jego plakatu) jest pokazany inaczej. Subtelnie, kameralnie. Więcej w nim psychologii rodziny niż taniego efekciarstwa rodem z „Rocky'ego ”. Poznajemy bowiem rodzinę od strony codzienności. Mało chlubnych wyskoków narkotycznych Dicky'ego, żmudnych treningów Micky'ego (przekonujący Mark Wahlberg), rodziny żerującej na lokalnej sławie obu braci. Widzimy biedę wielodzietnej rodziny, bezrobocie większości kobiecej reprezentacji domu (siedem sióstr wydaje się żyć z picia piwa i obserwowania, co powie matka). Tło historii jest smutne i raczej nie zapowiada późniejszych wydarzeń.
Punktem zwrotnym opowieści jest chwila, kiedy Micky poznaje w barze, do którego zawitała rodzinka, niedostępną i opryskliwą Charlene (Amy Adams). Ta niezrealizowana sportsmenka i kandydatka na alkoholiczkę budzi w mężczyźnie chęć zmiany podejścia do życia i ucieczkę od toksycznej rodziny. Namawia boksera do startu w treningach prowadzonych przez specjalistów (tym bardziej, że Dicky przez nałóg nie zjawia się na sali treningowej). Ale i w tym momencie rodzina daje o sobie znać. Matka - „menedżerka” Micky'ego i jej córki okupują dom Charlene, Dicky wdaje się w bójkę i angażuje brata, żeby go bronił. To doprowadza adepta boksu do kontuzji, wyklucza go z treningów. Szansa na profesjonalny boks niemal topnieje w oczach.
Reżyser filmu David O. Russel portretował zapewne przede wszystkim Micky'ego Warda i jego trudną drogę do sławy. Ale gwiazda odtwórcy roli Dicky'ego, Christiana Bale'a zdecydowanie przyćmiła opowiastkę o wyzwalaniu się spod rodzinnego jarzma. Mamy w ten sposób dwie historie w jednej. Sportową, pełną pasji i dążenia do wyrobienia sobie renomy w boksie i, równie emocjonującą, historię niegdysiejszego mistrza bokserskiego, lokalnej legendy, aktualnego ćpuna, który jeszcze dał się wrobić w udział w dokumencie o uzależnieniu od cracka. I którego droga do wolności osobistej wiedzie przez więzienie, odcięcie się od światka przestępczego i walkę o zaufanie młodszego brata.
Happy end, jaki w końcu oglądamy w finale z ckliwym obściskiwaniem się całej rodziny i załogi Micky'ego, to tylko efekt dwóch przemian, jakie oglądamy. Drogi dwóch wojowników, którzy osiągają zwycięstwo poprzez upokorzenie, tytaniczną pracę. Nie tylko nad muskułami, ale także nad sobą. Daję filmowi wysoką ocenę właśnie przez niesamowite kreacje aktorskie i wspaniały, ożywczy dystans do bohaterów (rodzina jak z „Wesela Muriel”, komiczna w swoim oddziaływaniu na braci). Ten film warto obejrzeć, czy jest się fanem walk bokserskich, czy osobą ceniącą kino obyczajowe.