„Anioł Śmierci” to kolejne dzieło z gatunku coraz bardziej popularnego horroru gotyckiego. Tak jak jego poprzednicy film zabiera widza w opowieść o tajemniczym domu, skrywającym w swych murach mroczną historię z niewyjaśnionymi wydarzeniami w tle. Tom Harper przedstawia nam swoje nowe dzieło, będące sequelem znanej „Kobiety w Czerni”, powstałej na motywach książki Susan Hill. „Anioł Śmierci” nie jest jednak ekranizacją powieści autorki, lecz zupełnie nową historią stworzoną na potrzeby filmu, aby ukazać kolejne losy nawiedzonego domu na Węgorzowych Moczarach oraz to, co spotka nieszczęśników, którzy odważyli się przekroczyć jego progi.
Akcja filmu dzieje się 40 lat po wydarzeniach w „Kobiecie w Czerni” – tym razem historia swój początek ma w Londynie w 1941 roku. II wojna światowa odciska swoje piętno na mieszkańcach stolicy Wielkiej Brytanii, z której zostają ewakuowane dzieci. Jedną z osób, która pomaga ratować z bombardowanej stolicy małych Anglików jest młoda nauczycielka Eve, która wraz z dyrektorką szkoły i ósemką podopiecznych trafia do odległego domu na Węgorzowych Moczarach. Eve szybko odkrywa, że nie są oni jednak jedynymi mieszkańcami starej posiadłości, jednak nie tylko ona ma szanse się o tym przekonać. Jedna z przebywających w domu sierot, Edward, którego rodzice giną w bombardowaniu dzień przed wyjazdem do Eel Marsh, nawiązuje specyficzną więź ze zjawą. Zaczynają dziać się dziwne nadprzyrodzone rzeczy, a życiu Londyńczyków zagraża coś o wiele potężniejszego, niż bomby zrzucane z samolotów. Miejsce, które pozornie miało być azylem dla dzieci, staje się jeszcze bardziej niebezpieczne niż opanowana wojną stolica. Eve, wspierana przez poznanego w pociągu pilota Harry’ego, postanawia odkryć tajemnicę dziwnych zjawisk. Aby tego dokonać i uchronić dzieci przed niebezpieczeństwem oboje będą musieli zmierzyć się nie tylko z Aniołem Śmierci, ale również ze swoją przeszłością.
Cała koncepcja filmu nie różni się znacznie od innych tego typu dzieł. Jest główna postać – kobieta, która musi zmierzyć się z mroczną historią tajemniczego domu, a także często ze swoją własną przeszłością. Musi również uratować ukochanego potomka (świadomość utraty kogoś bliskiego jest dużo gorsza niż zwykły strach tym bardziej, jeśli to utrata dziecka), a wszystko otoczone mrocznym, mglistym, ale jakże pięknym w swej grozie krajobrazem, powodującym szybszy obieg krwi w żyłach.
Horror gotycki w ostatnim czasie zyskał sobie wielu fanów, do których ja również należę. Jednak w „Aniele Śmierci” czegoś mi zabrakło. Pomimo tego, że posiadał elementy typowe dla gatunku, świetnie przedstawiała się sceneria, a także sam dom, w którym za żadne skarby nie chciałabym zostać sama nawet na chwilę – nie wystarczyło to, aby powtórzyć sukces pierwszej części, czy osiągnąć poziom „Innych” lub „Sierocińca”. W dziele Harpera głównie skupiono się na historii postaci i tego, jak ich przeszłość kształtuje ich teraźniejszość. Bohaterowie są indywidualni i to się czuje. Jednak zbyt długo fabuła krąży wokół ich przeszłości i życiowych wyborów, które zaowocowały wieloma bliznami na ich psychice. Bohaterowie nie są papierowi, widz czuje ich emocje i współczucie dla nich.
Film jest jakby podzielony na dwie części. Pierwszą skupiającą się na historiach, wewnętrznych przeżyciach bohaterów – i jest to niestety większa część seansu. Druga zaś pokazuje już fabułę grozy, szybko napędzającej się akcji, która w porównaniu do całości filmu, trwa bardzo krótko, pozostawiając duży niedosyt.
Jak przystało na taki typ grozy, nie ma co doszukiwać się również latających kawałków szczątków czy lejących się strumieni krwi. Zjawisko ducha w domu jest pokazane w sposób stonowany i minimalistyczny, dzięki czemu zjawa wywołuje większy strach, niż jakiś psychopata biegający z piłą. Tu idealnie sprawdza się stare powiedzenie, że „mniej znaczy więcej”. Wszystko doprawione oczywiście budującą nastrój oprawą muzyczną.
„Anioł Śmierci” niestety powiela schemat gorszej kontynuacji, nie dorównując „Kobiecie w Czerni”, nie jest to jednak film niestrawny czy mało rozbudowany – w moim odczuciu zgubiło go właśnie rozbudowanie. Wybierając się na horror, owszem miło jest śledzić losy pięknie ukształtowanych postaci z ich wadami i zaletami, jednak ważniejszym elementem, którego oczekuje się od tego typu filmów, jest groza i trzymające napięcie, które niestety otrzymaliśmy dopiero na koniec seansu, a to już troszeczkę za późno.