Święta Bożego Narodzenia to czas radości, zrozumienia i rodzinnych spotkań. To również czas, gdy w przedświątecznej zawierusze, aby poczuć magię nadchodzących świąt, częściej sięgamy po produkcje o tematyce świątecznej. Z nostalgią powracamy do obrazów takich jak „To właśnie miłość” czy szczególnie upodobanego przez Polsat „Kevina samego w domu”, szanse otrzymują również nowsze mniej znane produkcje. Jednak czy „Kochajmy się od święta” tę szansę udało się wykorzystać i stać się pozycją do oglądania na lata?
Historia podzielona jest na kilka segmentów i opowiada o członkach czteropokoleniowej rodziny Cooperów, których poznajemy na kilka godzin przed wspólną kolacją wigilijną. Jak to w rodzinach bywa, każdy z nich ma swoje sekrety, żale i niedopowiedzenia, które z pomocą małego zapalnika mogą doprowadzić do wigilijnej wojny przy stole. Większość z członków rodziny szykuje się do wspólnej kolacji jak do drogi na szafot. Dziadek Bucky (Alan Arkin) rozważa spędzenie wigilii z młodą zaprzyjaźnioną kelnerką – Ruby (Amanda Seyfried), zamiast z wiecznie rywalizującymi ze sobą córkami. Starsza z jego córek – Charlotte (Diane Keaton) na ten jeden wieczór pragnie udawać ze swoim prawie byłym już mężem (John Goodman) kochającą się parę. Za to ich córka Eleanor (Olivia Wilde), aby odciąć się od rodzinnych pytań i nacisków o brak partnera, zaprasza na kolację przypadkowo poznanego żołnierza, Joe (Jake Lacy), którego przedstawia jako swojego narzeczonego. Do tego rodzinnego tygla dochodzi ich niemogący znaleźć pracy syn – Hank (Ed Helms), jego trójka niesfornych dzieci, upierdliwa była żona oraz pies, który chętnie poczęstuje się każdym jedzeniem, które znajdzie na swojej drodze. Razem będą musieli przetrwać kolejną, jeszcze bardziej zakręconą wigilię niż dotychczas.
Wiele powstało już filmów fabularnych i animowanych z tematyką świąt Bożego Narodzenia w tle. „Kochajmy się od święta” przypomina po trochu „To właśnie miłość” Richarda Curtisa oraz „Czekając na cud” Chazza Palminteri. Historia przedstawia obraz rodziny, która mogłaby żyć w domu tuż za rogiem. Nie ma tu przerysowania czy lukrowania niczym glazura na świątecznych piernikach. Są za to błędy i reakcje na nie członków rodziny Cooperów, zresztą bardzo naturalne, ludzkie i podobne do tych, które każdy z nas może spotkać wśród swoich wigilijnych towarzyszy. Pojawiają się tu problemy i niedoskonali bohaterowie, którzy chcąc poprawić swój wizerunek w oczach najbliższych, czasem dość potężnie naginają prawdę po to, aby sprostać ich oczekiwaniom. Film jest wesołą, ciekawie rozpisaną i zagraną opowieścią o rodzinnych świętach, doprawioną dozą humoru i goryczy.
Scenariusz napisany przez Stevena Rogersa, autora scenariuszy do „P.S. Kocham Cię” czy „Kate i Leopold”, składnie łączy ze sobą kilka opowieści o bohaterach, dzięki czemu nie gubimy się pomiędzy kolejnymi fragmentami. Mamy za to możliwość, tak jak w przypadku „To właśnie miłość”, zapoznania się z poszczególnymi postaciami, które wspólnie poprowadzą nas do clou widowiska, czyli kolacji wigilijnej. Widzimy skomplikowane relacje rodzinne z różnych perspektyw, dzięki czemu nie oceniamy, a po prostu śledzimy perypetie Cooperów do końca wraz z towarzyszącym widzowi klimatycznym głosem narratora. W filmie jest jak w rodzinie, mnóstwo indywidualnych postaci i charakterów, które jak na ponad półtoragodzinną produkcję są tak wykreowane, że żaden z nich nie sprawia wrażenia za dużo lub za mało przedstawionego, tak jak miało to miejsce w dłużącym się „Czekając na cud”. Siłę obrazu, mimo mało innowacyjnej historii, stanowi dobrze rozpisany scenariusz, a w szczególności dialogi.
Reżyserka filmu Jessie Nelson („Sam”) i scenarzysta Steven Rogers tworzą udany duet, dzięki czemu „Kochajmy się od święta” to ciekawa produkcja nie tylko na święta – obraz będący ciepłą, acz momentami sarkastyczną i gorzką opowieścią o rodzinie i celebrowaniu przez nią świąt. Obsada wywiązuje się ze swojej roli, będąc sympatycznym, choć złożonym z silnych charakterów przeglądem postaci. Pod tym względem jest bardzo dobrze, jednak nie ma co wyszukiwać nazbyt wyrazistych i wyróżniających się ról. Najlepszy segment, choć nie ze względu na wybitne odegranie roli, to ten z Eleanor (Olivia Wilde) i jej świeżo poznanym „narzeczonym” Joe (Jake Lacy), który ukazuje, że święta to czas miłosierdzia i łączenia ludzi, nawet tych ze skrajnie różnymi poglądami, jak demokraci i republikanie.
Film nie jest raczej żadną nowością w gatunku, jednak ogląda się go dobrze, brak tu kiczu, sztuczności czy wulgarności. To pozytywna, dobrze wpisująca się w inne bożonarodzeniowe opowieści produkcja z nutką goryczy, o tym, jak czasem ciężkie, ale i piękne potrafią być święta w rodzinnym gronie. „Kochajmy się od święta” nie jest tak zabawny, jak „Kevin w sam w domu”, jednak można się przy nim pośmiać i znaleźć chwile na refleksje. Twórcy przemycili tu nawet kilka małych świątecznych cudów, jednak są to cuda przystępne, a nie przerysowane rodem z fantastyki. Pozytywnie nastraja, śmieszy i dobrze zapełnia czas, będąc opowieścią o miłości, która przybiera różne formy. Dobry nie tylko na świąteczny seans, choć szczególnie sprawdzi się jako wypełniacz czasu pomiędzy kolejnymi pogoniami za prezentami.
Wydanie DVD zawiera zwiastun filmu oraz zwiastuny premier kinowych i DVD dystrybuowanych przez Monolith.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video – dystrybutorem filmu na DVD.