Na początek pozytywnie zaskakująca nieścisłość gatunkowa. Otóż, mimo że „Istota” bezsprzecznie zawiera w sobie elementy wymienionych przez dystrybutora gatunków filmowych, takich jak horror, thriller i science fiction, i można podczepić do niej cały szereg innych równie adekwatnych, to jeśli chodzi o konstrukcję i granie na emocjach widza zdecydowanie najbliżej jej do dramatu psychologicznego. Ciężko to trochę wywnioskować z trailera i dostępnych w sieci informacji; sam obstawiałem, że akcenty zostaną rozłożone zgoła inaczej. Frankensteinowski moment stworzenia potwora, świadomość własnej pomyłki i półtoragodzina pogoń za siejącym zniszczenie monstrum – tak miał wyglądać mój seans, i choć te motywy w „Istocie” też występują, to przedstawione są zupełnie nieszablonowo. Zresztą co tu mówić o szablonie, jak za scenariusz i reżyserię odpowiada Vincenzo Natali („Cube”), a producentem wykonawczym jest Guillermo Del Toro („Labirynt Fauna”), panowie, którzy są w kinie jakby nie było, pionierami.
Fabuła filmu obraca się wokół dwójki bohaterów – pary zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Clive i Elsa to naukowcy w wersji 2.0 – są młodzi, przebojowi, bliżej im do gwiazd rocka niż szczurów laboratoryjnych. Pozują na okładce Wire, noszą cool t-shirty i nie mogą pracować bez dobrej muzyki. Przesadzone? Sztuczne? Szczerze to nie poczułem w tym ani krzty fałszu, moment kiedy naukowcy zaczną zapisywać się złotymi zgłoskami w popkulturze jest już chyba bliski, a takie podejście do postaci sprawia, że bardzo szybko się z nimi identyfikujemy, a więc i wspólnie podejmujemy decyzje – i te słuszne, i te zakończone moralnym kacem.
Projekt, nad którym pracują Clive i Elsa (świetnie obsadzeni Adrien Brody i Sarah Polley) polega w dużym skrócie na splataniu DNA pobranego od różnych zwierzęcych gatunków. Powstałe w ten sposób organizmy, bezwłose i zupełnie odpychające kreto-szczury mają zawierać specyficzny rodzaj białka – podstawę do produkcji leków, przyszłość przemysłu farmaceutycznego. Nasi bohaterowie chcą jednak iść dalej – co to za przyjemność spocząć na laurach, skoro prawdziwym wyzwaniem byłoby dodać do już istniejącego odzwierzęcego koktajlu z DNA trochę komórek najbardziej rozwiniętego zwierzęcia chodzącego dziś po ziemi? Pozornie nieszkodliwe „próbowanie” wymyka się spod kontroli, a to, co narodziło się w laboratorium nie tylko wkrótce dostanie imię, ale będzie traktowane na zupełnie innych zasadach niż zwykły doświadczalny królik.
Prawdziwą siłą „Istoty” są świetnie zarysowane relacje międzyludzkie – więzi i konflikty zaskakująco prawdziwe i realistyczne. Emocje, które buzują w bohaterach, takie jak pragnienie potomstwa, wspomnienia nieszczęśliwego dzieciństwa czy seksualna frustracja znajdują swoje ujście w najmniej oczekiwanych momentach. Clive i Elsa przez swoje kolejne decyzje dochodzą do momentu, kiedy pojęcie dobra i zła już nie obowiązuje. To zupełnie inny poziom moralności, w którym nawet obranie relatywnie dobrej drogi jest w dalszym ciągu podążaniem w złym kierunku. Zresztą okoliczności towarzyszące też nie są łaskawe, a decyzje proste do podjęcia. Choć mała Dren to nie do końca człowiek, to bardzo wcześnie zdaje sobie sprawę z własnej inności, a jej rozwój przypomina ludzki także w kwestiach psychicznych (kompleks Elektry to chyba mój ulubiony motyw filmu). Do tego postać ta przedstawiona jest niezwykle sugestywnie (w scenach z udziałem dorosłej Dren niewiele jest jak na dzisiejsze czasy animacji) i duża w tym zasługa wcielającej się w tę rolę Delphine Chanéac, która świetnie oddała tu nie tylko nieświadomy i na swój sposób dziecięcy erotyzm bohaterki, ale doskonale uwypukliła zarówno ludzkie emocje, jak i zwierzęcą dzikość.
Cały fantastyczno-naukowy wątek w „Istocie” jest na diabelnie wysokim poziomie, momentami więcej tu nauki niż fikcji, co przy takich efektach może być tylko komplementem. Ale z drugiej strony wszystko to, cała oprawa, jest tylko środkiem do ukazania, co siedzi w człowieku: zwykłym szarym i jeszcze nie zmutowanym Kowalskim. Nie ulega bowiem wątpliwości, że choć tytułowa „istota” odnosi się do Dren, to analizowani jesteśmy tu my. Z naturą zadzierać nie warto, ale to w ludziach czai się zło.