Za obejrzenie „Królowej” zabrałem się na wykładach z systemów partyjnych, na których nasza dobra pani wykładowczyni, aby nas zachęcić do robienia czegokolwiek, zaproponowała film, który bardzo pobieżnie przedstawia strukturę rządu brytyjskiego, z naciskiem na relacje między królową Elżbietą II a ówczesnym, nowo wybranym premierem Tonym Blairem. Gwoli prawdy, film do niczego się nie przydał, kiedy przyszło do zaliczania kolosa, ale mimo to całkiem przyjemnie spędziliśmy czas oglądając go.
Czas akcji przypada na dwa bardzo ważne wydarzenia w dziejach Wielkiej Brytanii. Pierwsze to wspomniane wcześniej wybory premiera. Drugie - śmierć księżnej Diany. Reżyser Stephen Frears stara się na tle tych wydarzeń dokładnie odzwierciedlić relacje między koroną, premierem Tonym Blairem a brytyjskim społeczeństwem. Okazuje się bowiem, że dla społeczeństwa najistotniejszym wydarzeniem jest śmierć księżnej i reakcja Elżbiety II. Nowy premier, który odniósł przygniatające zwycięstwo w wyborach, stracił na znaczeniu i został zepchnięty na margines przez opinię publiczną. Ale te kilka dni, które wstrząsnęły Wielką Brytanią, pokazały nie tylko skostniałość brytyjskiej korony i wyższość nad nią życia politycznego, ale udowodniły, że linia oddzielająca społeczeństwo od dworu królewskiego, stała się naprawdę cienka. Można posunąć się nawet dalej we wnioskach i stwierdzić, że królewska rodzina ma dziś znaczenie marginalne, a sama królowa jest tylko twarzą Wielkiej Brytanii, gdyż wpływu na decyzje politycznie nie ma żadnego.
Obok tego wszystkiego film „Królowa” skupia się na osobie Elżbiety II (nagrodzona Oskarem za tę rolę Helen Mirren), która przez cały okres od śmierci Diany do jej pogrzebu, zmaga się z ludzkimi odruchami tylko po to, aby zachować twarz przed poddanymi - zimną, wyuczoną przez lata panowania postawę. W rzeczywistości ta sztuka królowej Anglii się udała. Dopiero w ekranizacji możemy poznać oblicze Elżbiety II, jakiego nigdy nie będzie miał okazji poznać zwykły śmiertelnik. To oblicze, mimo że wyuczone przez lata, załamuje się. Jej kamienna twarz momentami obmywana jest trwogą o najbliższych. Okazuje się, że smutek to nie wyuczony odruch mięśni twarzy, a jej reakcja na obecne wydarzenia. Elżbieta II mimo eksponowanej publicznie niechęci do księżnej Walii, przeżywa jej śmierć równie mocno, jak samo społeczeństwo. Ten najsmutniejszy okres, który wstrząsnął brytyjską monarchią, pokazał społeczeństwu, że rodzina królewska nie różni się znacznie od zwykłych rodzin. Pokazał również, że królestwo brytyjskie jest już tylko ikoną zamierzchłych czasów, które już raczej nie powrócą.
Frears dokonał rzeczy niemożliwej. Stworzył dzieło, w którym ukazał w najdrobniejszych szczegółach dramat, którym żył cały świat, znaczenie monarchii w Wielkiej Brytanii, wpływ królowej na życie polityczne i społeczne, jej relacje ze zmarłą Dianą oraz sukces Tonego Blaira, który nie tylko wygrał w cuglach wybory, ale uratował wizerunek Elżbiety II w oczach poddanych. Przy tym wszystkim reżyser zachowuje dystans, nie poddaje ocenie reakcji królowej na wydarzenia ani nie osądza jej postawy. Dzięki temu mamy niemal szczegółowo pokazany obraz życia dworu królewskiego i jego relacji ze światem zewnętrznym. Tego efektu Frears nie uzyskałby, gdyby nie doskonała kreacja Helen Mirren, która świetnie wcieliła się w rolę Elżbiety II, zachowując przy tym zdrowy rozsądek i... ludzką twarz. Bez niej prawdopodobnie żaden widz nie uwierzyłby, że ktoś taki jak Elżbieta II może istnieć i w dodatku być człowiekiem.