Film Petera Berga o eksplozji jednej z najnowocześniejszych platform wiertniczych oparty został na faktach. Zbudowana w Zatoce Meksykańskiej półzanurzalna platforma Deepwater Horizon miała wymiary niewielkiego osiedla i wysokość wieżowca. 20 kwietnia 2010 r. doszło do wybuchu, platforma zajęła się ogniem i uległa całkowitemu zniszczeniu, powodując ogromną klęskę ekologiczną, gdyż jeszcze do września tego roku wyciekały do morza ogromne ilości ropy naftowej. Był to największy bodaj wyciek ropy w dziejach ludzkości. Podczas katastrofy na platformie pracowało 126 członków załogi. 11 spośród nich poniosło śmierć. Akcja ratownicza z lądu była utrudniona przez warunki pogodowe, załoga musiała w dużej mierze polegać na sobie – jedni ratowali drugich. To właśnie ofiarom i ocalałym z katastrofy ludziom poświęcił reżyser swój film.
Przed włączeniem płyty dobrze jest zapoznać się z dołączoną do niej książeczką, w której dość szczegółowo opisana jest katastrofa, sama platforma i kluczowe postaci, które tam pracowały i odegrały wielką rolę w akcji ratunkowej. Główny bohater – Mike Williams, który był szefem techników na platformie, został zatrudniony przy produkcji filmu jako konsultant. W zdjęciach jako statyści uczestniczyli ludzie, którzy znali Deepwater Horizon. Twórcy zadbali o to, by sceny były jak najbardziej zbliżone do autentycznych. Oglądanie filmu warto zacząć od dodatków. Można się dowiedzieć z nich innych ważnych szczegółów dotyczących kręcenia poszczególnych scen i zamierzeń reżysera. Najważniejsze było takie, by pokazać tę historię od środka, przez pryzmat postaci przeżywających katastrofę i osobistą tragedię, jaką było bezpośrednie zagrożenie życia, tak by widzowie doświadczyli podczas scen akcji koszmaru, który przeżyli bohaterowie.
Najpierw poznajemy ludzi. Mike Williams i Andrea Fleytas zaczynają kolejny dzień, on w gronie rodzinnym, ona z partnerem. Potem oglądamy samą podróż. W tym czasie pojawiają się aż trzy znaki mogące świadczyć, że coś wisi w powietrzu. Po chwili znajdujemy się w hermetycznym świecie samej platformy. Akcja ewoluuje w kierunku wielkiej eksplozji stopniowo. Najpierw są techniczne zaniedbania, szereg pomniejszych awarii, potem zła decyzja przedstawiciela koncernu, która prowadzi do najgorszych skutków.
Bardzo ważne były realistyczne efekty specjalne i trzeba przyznać, że dołożono wszelkich starań, by odtworzyć okoliczności, w jakich doszło do katastrofy. Zbudowano ogromną replikę platformy, odtworzono w realnych warunkach wybuch szlamu i inne eksplozje. Wykonano efekty pirotechniczne i nagrano mrożące krew w żyłach sceny z udziałem kaskaderów. Powstały spektakularne, realistyczne sceny, w płomieniach ognia, z latającymi wszędzie odłamkami. Do tego dochodzą niezwykłe zdjęcia podwodne, które stopniowo zapowiadają tragedię. Podczas katastrofy oko kamery jest bardzo blisko bohaterów. Współodczuwamy strach i ból. Reżyser nie zapomina też pokazać traumy po katastrofie.
Muzyka, na ogół ilustracyjna i pojawiająca się dość rzadko podkreśla nastrój powagi, tragedii zmagań o ocalenie życia.
Doborowa obsada zagwarantowała dobrze zagrane role. Postaci zdają się zwykłymi ludźmi, pracownikami platformy. Pokazana została cała gama emocji, a dramat, którego doświadczyli bohaterowie, można empatycznie poczuć. Co więcej, udało się uniknąć patosu w stylu hollywoodzkim. Jest co prawda powiewająca na platformie amerykańska flaga, ale to tylko symbol bez dodatkowej otoczki.
Same dialogi dotyczące szczegółów technicznych, jak np. wykonania różnego rodzaju testów (sprawdzenia „koców cementowych”, „parcia negatywnego”) brzmią niezwykle profesjonalnie i realistycznie. Z drugiej jednak strony dla zwykłego widza, niezbyt zaznajomionego z konstrukcją i zasadami pracy platformy wiertniczej, mogą brzmieć niezrozumiale. Początkowe sceny na platformie, w których słychać strzępy zwykłych rozmów i dyskusje zawierające specjalistyczne słownictwo, w których widać monitory nieznanych urządzeń, mogą sprawiać wrażenie, jakby się było na „tureckim kazaniu”.
Ale ogólnie przeważają plusy i trzeba przyznać, że ta produkcja to dobre kino. Obraz ma walory edukacyjne, można się z niego sporo dowiedzieć o platformach wiertniczych i ryzyku związanym z ich eksploatacją. Film zrealizowany został w hołdzie zabitym i ocalałym, ale i ku przestrodze, by nigdy nie ryzykować życia ludzi, gdy nie ma się pewności, że decyzja jest dobra (stanowcze „nie” dla strategii „a może się uda”). Dobitnie podkreślają to autentyczne zdjęcia bohaterów, którzy ocaleli i tych, którzy zginęli, pokazane na końcu filmu.
.