Rzadko tytuł w tak doskonały sposób oddaje clue produkcji. „Oz. Wielki i Potężny” to zdecydowanie najciekawszy i najładniejszy film ostatnich miesięcy, który stanowi wręcz obowiązkową pozycje każdego szanującego się kinomana. Jeszcze długo po seansie będziecie musieli zbierać szczękę z podłogi.
Gdy Oscar Diggs (James Franco), drugorzędny magik cyrkowy o nieco wątpliwej moralności, zostaje przeniesiony z zakurzonego Kansas do tętniącej życiem Krainy Oz – cudownego świata pełnego barwnych postaci i niesamowitych krajobrazów – wydaje mu się, że wygrał los na loterii. Sława i bogactwo zdają się leżeć u jego stóp do chwili, w której poznaje trzy piękne i tajemnicze czarownice. To spotkanie na zawsze zmieni Oza oraz jego Krainę…
W Fabryce snów coraz częściej dochodzi do zacierania się różnicy pomiędzy kinem artystycznym, a rozrywkowym. Amerykańscy decydencie coraz częściej decydują się na zatrudnienie charakterystycznych twórców (takich jak Burton, czy Sam Raimi) w kinie stricte rozrywkowym, w znaczny sposób podnosząc tym samym poziom tych produkcji o niezwykłą błyskotliwość i wyobraźnie wspomnianych artystów. Niestety, nie zawsze są to zabiegi w pełni udane, co mogliśmy zaobserwować w popłuczynach po talencie i stylistyce Tima Burtona, zwanym również jako „Alicja w Krainie Czarów”. Znacznie lepiej w kinie rozrywkowym sprawdził się Sam Raimi.
„Oz. Wielki i Potężny” to kinowa uczta, słodki deser wizualny i zarazem koszyczek świąteczny, pełen przepysznych rozmaitości. Prawdziwym czarodziejem produkcji nie jest odtwarzający rolę Oza James Franco, lecz Sam Raimi, który przywołał w swoim najnowszym dziele prawdziwą magie kina. Raimi jest kinowym kuglarzem, wprowadza do „Oza” kinematograficzną iluzję. Produkcja pełna jest polotu, niesamowitych, zapierających dech w piersiach efektów specjalnych, wizualnych i kolorowych impresji oraz zaskakująco urodziwych i dopracowanych sekwencji, obrazów i bohaterów. Niemal wszystko w filmie Raimiego krzyczy „to magia!” i „wow”. Reżyser w doskonały sposób korzysta również z tak niedocenionego formatu jakim jest 3D, pozwalający w wypadku „Oza” na znaczne zwiększenie rozmachu i wiarygodności produkcji, dzięki czemu wielokrotnie widzimy bohaterów z pozycji obserwatora i świadka wydarzeń rozgrywających się na ekranie.
Warto zauważyć, że kolejne produkcje niszczą mit wspaniałego „Avatara”. „Oz”, podobnie jak „Życie Pi”, wskazuje, że można i warto nakręcić dzieło wspaniałe wizualnie z solidnymi podstawami scenariuszowymi. Trudno o obrazie Raimiego powiedzieć, że jest intelektualną ucztą, jednak niesie w sobie idealny stan równowagi. Produkcja zawiera w sobie elementarne Disneyowskie moralizatorstwo, jednakże jest ona w przypadku „Oza” mocną stroną produkcji, przypominającą o istotnych wartościach życiowych i etycznych. Fabuła jest wartka, dialogi ograniczone i pozbawione patosu i dłużyzn, a sam reżyser potrafi w pojedynczych scenach przenieść na ekran swój charakterystyczny styl, pełny osobliwego poczucia humoru oraz poczucia grozy rodem z b-klasowych korzeni twórcy.
Na uwagę zasługują również niesamowite zdjęcia i efekty specjalne, pełne polotu, rozmachu i niezwykłej palety barw. W pamięci pozostaje także unikatowa melodia z pozytywki.
Doskonałym i trafionym wyborem okazało się obsadzenie Jamesa Franco w roli Oza. Aktor z szelmowskim uśmiechem, mimiką twarzy i niezwykłą charyzmą nadaje wielowymiarowy format swojej kreacji. Jest prawdziwym czarodziejem emocji, potrafi pojedynczym gestem całkowicie zmienić nastrój danej sceny, dzięki czemu trudno wyobrazić sobie kogoś innego w roli Oza. Talentu i umiejętności trudno odmówić również Mili Kunis, Rachel Weisz i Michelle William, które są jednak wyłącznie tłem dla aktorskich popisów Franco.
W przeciwieństwie do mojej redakcyjnej koleżanki, jestem pod wielkim wrażeniem „Oza: Wielkiego i Potężnego” urzekającego niezwykłą paletą kolorów, zapierającymi dech w piersiach efektami specjalnymi, wysokim poziomem aktorstwa, interesującym scenariuszem oraz fantastyczną baśniową stylistyką. Czego więcej możemy spodziewać się po kinie familijno-rozrywkowym?