W „Wampirach” z 1995 roku Carpenter umoczył temat krwiopijnych humanoidów w westernowo-amerykańskim sosie. Zadanie z natury proste, gdyż kultura amerykańska nie wymaga wielkich nakładów i szybko wchłania różne symbole. Kto tam będzie zawracał sobie głowę gotyckimi kryptami i łacińskimi sentencjami wplecionymi w scenariusz filmu? W tym przypadku akcja rozgrywa się na pustynnych odludziach USA, a tutaj najważniejsze są twarde buty i dużo naboi w spluwie. Mało wymagająca fabuła i proste podejście do tematu niestety zabiło sam pomysł.
Bo o to przed nami ciągła bieganina ludzi szalenie niezdecydowanych, którzy będąc łowcami, szybko stają się zwierzyną. Podczas rutynowej akcji oczyszczania zasyfiałej rudery z krwiopijców, ekipa rozwścieczyła bardzo starego i potężnego Valka - mistrza wampirów. Reżyser jednak nie stawia wyraźnej przerwy, linii, znaku między ludźmi, a wampirami. A w szczególności Valkiem. Dwie główne rywalizujące ze sobą postaci: Sam (James Woods) i Valek (Thomas Ian Griffith ) są bardzo równoważne. Pierwszy dysponuje twardym charakterem, drugi - nadprzyrodzonymi siłami. Ta równowaga redukuje napięcie i niesprawiedliwe wyrównuje siły między walczącymi stronami. Bijąca niesprawiedliwość, doprawiona kilkoma śmiesznymi scenami uśmierca również samą atmosferę grozy, która jest przez samego odbiorcę bardzo wyczekiwana.
Plusów można doszukiwać się w wyglądzie samego filmu. Urokliwe zachody słońca na pustynnych stepach, jak najbardziej nadają produkcji jakiegoś mistycznego wymiaru. Gorzej z samymi scenami śmierci. Tutaj biorąc za skale uśrednione wrażenia z innych filmów reżysera, scen muśniętych gore jest zaledwie kilka. Inne z kolei mogły by być lepiej wykonane. Samozapłon wampirów wystawionych na działanie promieni słonecznych przypomina bardziej spalanie się draski na petardzie, niż nagłe spopielenie ciała ludzkiego.
Po Carpenterze widz ma prawo spodziewać się czegoś więcej. Twórca ma w swojej filmografii takie dzieła jak: „Coś”, „Halloween” czy „W paszczy szaleństwa”. Sukces tych filmów podniósł wysoko poprzeczkę, do której „Wampirami” Carpenter niestety nawet nie doskoczył.