Vincent postanawia dać swoim przyjaciołom niecodzienny prezent – kupuje i urządza loft, w którym on i jego znajomi będą mogli spotykać się ze swoimi kochankami. O miejscu, jak można się domyślić, nie będą wiedziały ich żony. Każdy z piątki przyjaciół posiada klucz do mieszkania, a jak go wykorzysta, zależy tylko od niego. W pewnym momencie sprawy wymykają się jednak spod kontroli – ktoś zostawia w apartamencie ciało nieżywej kobiety. Przyjaciele pragną rozwiązać zagadkę i dowiedzieć się kto zabił kobietę. Podejrzanymi jest każdy z nich.
„Loft” to jeden z lepszych thrillerów ostatnich miesięcy. Widz w miarę rozwoju wydarzeń poznaje kolejne dramatis personae, ich motywy, przeszłość, historię i, co najważniejsze, tajemnice. Każdy z protagonistów trzyma jakiś szkielet w swojej szafie, a odbiorca tylko czeka, by poznać najgłębiej skrywane tajemnice postaci. Ten niepokój towarzyszący odkrywaniu sekretów i podążaniu po przysłowiowej nitce do kłębka w celu odkrycia przestępcy powoduje, że film przez cały czas trzyma widza w napięciu.
Mamy grupkę przyjaciół, która tak naprawdę nawet przed sobą posiada mnóstwo tajemnic. Mamy morderstwo, podejrzenia i nieznane motywy. Mamy wreszcie nieoczekiwane zwroty akcji, które w konsekwencji prowadzą do odkrycia prawdy o każdym z protagonistów. Kto jest zdolny do zabicia? Czy to, co uważamy za pewnik, rzeczywiście się nim okazuje? Każda scena to nowy kawałek układanki, którą widz układa razem z bohaterami. Wprawdzie w pewnym momencie odbiorca w końcu dodaje dwa do dwóch i odkrywa, kto zabił dziewczynę – o wiele szybciej niż udaje się to bohaterom, jednak motywy kierujące zabójcą do końca nie są nam znane. A przynajmniej nie okazują się takie, jakimi próbowano je przedstawić.
I właśnie to stanowi siłę filmu – z pozoru oczywiste zakończenie, które w konsekwencji nie jest takie, jakim miało być. Przyjaźń, jaka sprowadza bohaterów na manowce, która okazuje się tylko ułudą i dobrze napisanym scenariuszem. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać naprawdę rewelacyjną grę aktorską Karla Urbana oraz Wentwortha Millera. To właśnie ta dwójka lśni najjaśniej. Pozostałe postacie wypadają o wiele bladziej, jednak nie można powiedzieć, że zostały słabo odegrane.
„Loft” to pełen napięcia film, w którym ścieżki zaczynają podążać w niespodziewanym kierunku, a historia nabiera nowego znaczenia. Czy ludzie, których znamy od lat i im ufamy, rzeczywiście są tacy, jak myślimy? Czy ich tajemnice mogą okazać się niebezpieczne? Do tego dochodzi element męskiej solidarności – czy w zetknięciu z prawdą jest ona w stanie przetrwać? Historia przedstawiona w produkcji nie jest jednotorowa: poza licznymi twistami i zmianami, jeżeli chodzi o potencjalnych morderców w dziele, pojawia się sporo retrospekcji, które jeszcze bardziej zagęszczają skomplikowaną fabułę. To wszystko łączy się jednak w pewnym momencie w spójną całość, rzucającą nowe światło na opowiadaną historię.
„Loft” to dobre kino akcji trzymające w napięciu do ostatniej minuty. Bohaterowie nie są jednowymiarowymi karykaturami, potrafią myśleć, kluczyć i próbują odkryć tajemnicę morderstwa. Gorąco polecam tę produkcję Erika Van Looya za rozmach i za to, że nic nie okazuje się zbyt oczywistym.