logowanie   |   rejestracja
 
Pirates of the Caribbean: At World\'s End (2007)
Piraci z Karaibów: Na krańcu świata
Pirates of the Caribbean: At World's End (2007)
Reżyseria: Gore Verbinski
Scenariusz: Ted Elliott, Terry Rossio
 
Obsada: Johnny Depp ... Jack Sparrow
Orlando Bloom ... Will Turner
Keira Knightley ... Elizabeth Swann
Geoffrey Rush ... Barbossa
Jonathan Pryce ... Gubernator Weatherby Swann
 
Premiera: 2007-05-25 (Polska), 2007-05-23 (Świat)
   
Filmometr: (głosów: 12)
Odradzam 100% Polecam
Ocena filmu: (głosów: 32)
 
Twoja ocena:
 
Recenzja:
 
Piracka przygoda trwa!

Na całym świecie miliony fanów z niecierpliwością oczekiwały na kolejną odsłonę przygód kapitana Jacka Sparrowa i jego załogi. Ciekawość potęgowało niespodziewane i intrygujące zakończenie „Skrzyni Umarlaka”. Wprawdzie pierwsze opinie widzów w dużej mierze dalekie były od entuzjastycznych, jednak niezrażony nimi z wielką chęcią wybrałem się do kina.

Jak pamiętamy z poprzedniej części, Jack Sparrow wpadł (dosłownie) w paszczę Krakena. Mimo to okazało się, że jest szansa na sprowadzenie go do świata żywych, ale będzie to niezwykle niebezpieczne zadanie. Co więcej, załoga Czarnej Perły będzie potrzebować pomocy osoby, która sama powróciła z zaświatów – kapitana Barbossy! Tak oto bohaterowie wyruszają do Singapuru w celu zdobycia tajemniczych map, które doprowadzą ich do miejsca pobytu Jacka – Luku Davy’ego Jonesa.

W międzyczasie lord Beckett (będący w posiadaniu serca Jonesa) przejmuje kontrolę nad Latającym Holendrem. Dzięki temu jego plany unicestwienia wszelkich przejawów piractwa stają się bardzo realne...

„Skrzynia Umarlaka” i „Na krańcu świata” powstawały równolegle, a zatem śmiało można było spodziewać się, iż trzecia część będzie stanowić rozwinięcie formuły swojej poprzedniczki. I tak oto na rozpoczęcie mamy małe trzęsienie ziemi – masowe egzekucje osób w jakikolwiek sposób powiązanych z piratami. Nie oszczędzono nawet kilkuletniego chłopca... Jak na film, którego odbiorcami w pokaźnej liczbie są dzieci, to dość mocna scena. Klimat zatem ponownie jest mroczny, co zaliczam na plus.

Bardzo podobała mi się także muzyka Hansa Zimmera, która chyba prezentuje się najlepiej ze wszystkich części. Jest oczywiście świetny motyw przewodni, ale moim ulubionym stał się utwór, który ilustruje spotkanie na morzu szóstki głównych postaci. Jest to coś fantastycznego, wspaniale podgrzewającego atmosferę przed wielkim finałem, którego niebawem jesteśmy świadkami.

Sama potyczka (choć na pewno mało realistyczna) została bardzo porządnie przedstawiona. Ponoć reżyser Gore Verbinski podczas jej kręcenia używał naturalnych wymiarów makiet statków. Oczywiście efekty specjalne też są obecne i w większości prezentują się okazale (o niechlubnym wyjątku będzie później). Film jest napędzany dynamiczną akcją, podkreśloną miejscami zapierającymi dech zdjęciami Dariusza Wolskiego (moim zdaniem lepszymi z każdą częścią). Oczywiście mamy też spokojniejsze chwile, co nie może dziwić przy tak długim czasie projekcji (blisko 3h). Mnie jednak te momenty nie znudziły, byłem bowiem autentycznie ciekaw, czym też za chwilę zaskoczą mnie bohaterowie (bo takich sytuacji nie brakuje).

Wielkim atutem „Na krańcu świata” jest niesamowity duet Johnny Depp – Geoffrey Rush. Sposób, w jaki te dwie indywidualności rywalizują na ekranie rozbawi chyba wszystkich. Cóż, kapitan Czarnej Perły mógł być tylko jeden, a żaden z nich nie zamierzał z tego tytułu rezygnować. W efekcie otrzymujemy solidną dawkę humoru (świetny „pojedynek” na lunety).

Bardzo dobrą kreację stworzyła także Naomie Harris. Jej Tia Dalma początkowo roztacza dziwną aurę bezpieczeństwa – wydaje się, że z nią na pokładzie bohaterom nie może stać się nic złego. Później postać ta zaczyna nas stopniowo niepokoić, co fantastycznie cały czas podkreśla jej głos.

Równie ciekawą barwą dysponuje lord Beckett (Tom Hollander). Trudno go polubić – jest zimny, wyrachowany, pewny siebie. I mimo, iż ostatnia scena z jego udziałem przeczy prawom fizyki, jest jedną z lepszych w filmie.

Niestety nie obyło się bez znaczących minusów. Przede wszystkim scenariusz – bohaterowie knują zbyt wiele intryg, co i raz zmieniają front, zawierają pakty, które później bez wahania zrywają. W efekcie wprowadza to sporo zamieszania, miejscami trudno jest się połapać, kto ma teraz jakie plany.

Zupełnie zbędna wydaje mi się scena ślubu podczas bitwy. Owszem, w „Piratach” wiele jest zabawnych momentów świetnie rozładowujących napięcie w najmniej spodziewanych chwilach, ale tutaj wyszło to dość żałośnie, a może po prostu typowo hollywoodzko. W tej części pojawia się też coś, czego się raczej nie spodziewałem – patos. Mam tu na myśli zwłaszcza przemówienie Elizabeth (której rola jeszcze bardziej została rozbudowana) przed ostatnią potyczką. Cóż, panna Swann nie ma raczej charyzmy Williama Wallace’a , by z taką łatwością porwać tłumy. I właśnie w tej chwili liczyłem na jakąś rozbrajającą uwagę któregoś z piratów (bądź też... zwierząt), dzięki czemu napompowany balonik pękłby z hukiem. Niestety, nie doczekałem się.

Kolejny zarzut skierowany jest w stronę speców od efektów. Chodzi mi o jedną scenę, bo całościowo wykonali oni świetną pracę. Raz tylko się skrzywiłem – podczas uwalniania Kalipso. Moim zdaniem wyszło to bardzo kiczowato, budząc skojarzenia z wielka babą w „Stary, gdzie moja bryka?”

Także „sklonowanie” Jacka nie przypadło mi do gustu. O ile podczas pobytu w Luku Davy’ego Jonesa ciekawie oddaje to beznadziejność sytuacji w jakiej się znalazł, to już w celi na Latającym Holendrze sprawia wrażenie zapychacza. Dobrze chociaż, że nie trwa zbyt długo.

Cóż, trochę ponarzekałem, ale starałem się po prostu być obiektywny. W recenzji „Skrzyni Umarlaka” napisałem, że nie miałbym nic przeciwko, gdyby „Na krańcu świata” okazało się być pirackim „Powrotem Jedi”. Żałuję, że tak się nie stało, lecz na pewno nie uważam trzeciej części „Piratów z Karaibów” za słaby film. Całej serii zaś nie można traktować śmiertelnie poważnie, trzeba delikatnie przymknąć oko. Takie nastawienie sprawiło, iż „Na krańcu świata” oglądało mi się naprawdę przyjemnie.

Na koniec zaznaczę, iż samo rozwiązanie kwestii kapitana Latającego Holendra bardzo mi się spodobało, gdyż takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem. Co się zaś tyczy zakończenia, otwiera ono furtkę do kolejnej części. Osobiście jednak nie chciałbym, żeby powstała. Niech zostanie tak jak jest – może z lekkim niedosytem, ale na pewno nie z rozczarowaniem.

P.S. Polecam oglądanie każdej części bezpośrednio po sobie. Jest to świetna rozrywka, podczas której bez problemów wyłapiemy wiele smaczków, dowcipów i odniesień do poprzedniczek.
autor:
Łukasz Kucharczyk
ocena autora:
dodano:
2007-06-03
Dodatkowe informacje:
 
O filmie
Pełna obsada i ekipa
Wiadomości [18]
Recenzje
  redakcyjne [1]  
  internautów [0]  
dodaj recenzję
 
Plakaty [13]
Zdjęcia [12]
Video [15]
 
DVD
 
dodaj do ulubionych
 
Redakcja strony
  Arkadiusz Chorób
  teck
  Maciek Słomczyński
  Łukasz Kucharczyk
  Mateusz Michałek
dodaj/edytuj treść
ostatnia modyfikacja: 2007-07-09
[odsłon: 17110]
Zauważyłeś błędy na stronie?
Napisz do redakcji.
 

Kinomania.org
 

kontakt   |   redakcja   |   reklama   |   regulamin   |   polityka prywatności

Copyright © 2007 - 2012 Filmosfera