„Bez wstydu” to debiut reżyserski Filipa Marczewskiego, który do tej pory znany był głównie jako reżyser filmów krótkometrażowych i dokumentalnych. Czy poradził sobie z nowym wyzwaniem, jakim niewątpliwie jest stworzenie filmu o tematyce trudnej i rzadko poruszanej? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, gdyż o ile sam temat kazirodztwa wypada przekonywająco, o tyle już sama konstrukcja przyczynowo- skutkowa fabuły pozostawia wiele do życzenia.
Mamy więc rodzeństwo: Anka (Agnieszka Grochowska) i Tadek (Mateusz Kościukiewicz) spotykają się po dłuższym czasie rozłąki. Ona szuka sposobu na normalne, godziwe życie w sposób, który wydaje jej się najlepszy – szukając odpowiedniego kandydata na męża. Oczywiście siłą rzeczy trafia na żonatego, karierowicza, sadystę z własnym kodeksem moralnym. On ma dziewiętnaście lat i siostra jest dla niego miłością życia, a równocześnie obiektem seksualnym, wręcz obsesją. Trudno mówić o regułach jeśli chodzi o miłość czy pożądanie, ale nasi bohaterowie zachowują się wyjątkowo nielogicznie i jak to się ładnie zwykło mawiać, zwyczajnie „nie kupuję tego”. Ażeby nie zdradzać szczegółów fabuły, mogę powiedzieć tylko tyle, że Marczewski rzeczywiście pokazuje, iż pożądanie nie zna granic, co chyba jest cechą naszych czasów, w których przestają powoli liczyć się związki i głębsze relacje. Co więcej coraz więcej młodych ludzi wyznaje nową wiarę: wiarę w bezsensowność związków, związkowy ateizm.
Reżyserowi i aktorom nie udało się natomiast absolutnie przekonać mnie do uczuć, które miotają dwójką bohaterów. Więcej chemii znajdziemy chyba w puszce coca-coli. Kościukiewicz gra chaotycznie, jego bohater to dziecko, a nie młody mężczyzna. Grochowska natomiast wypada dość przekonywająco w roli uwodzicielki z przypadku, jednak nie na tyle, ażeby uwierzyć tej specyficznej parze, że mogliby wystąpić w teledysku do przeboju „Sex on fire”.
Film „Bez wstydu” znalazł się w konkursie głównym 37. Gdynia Film Festival oraz konkursie Międzynarodowego Festiwalu w Karlowych Warach, w moim mniemaniu świadczy to niestety tylko o niskim poziomie obu festiwali.