Muszę przyznać, że trochę obawiałam się filmu „Pokusa”. Dlaczego? Nie wiedziałam czy jestem gotowa na obejrzenie filmu, w którym jedną z głównych ról gra Zac Efron. Powiedzmy, że mam pewien uraz z przeszłości, kiedy to podjęłam się oglądnięcia „High School Musical” – trauma pozostała do dziś. Muszę jednak przyznać, że mile się rozczarowałam.
Hillary van Vetter został posądzony o zabicie miejscowego szeryfa. Wszystko wskazuje na to, że jego proces okazał się czystą fikcją – wszyscy, bez względu na to czy był winny, czy nie, chcieli by trafił do więzienia. Tak też się stało. Dziennikarz Ward James postanawia jednak dociec prawdy i pomóc człowiekowi, który w jego mniemaniu, jest niewinny.
Zanim przejdę do chwalenia, albo ganienia produkcji, muszę zwrócić uwagę na jedną bardzo istotną kwestię, która, jeżeli chodzi o polski rynek, jest często tematem żartów i gorących dysput. Chodzi mi mianowicie o tłumaczenie zagranicznych tytułów na ojczysty język. Owszem, prawie każdy tytuł jest tłumaczony tak, jak podoba się osobie tym zajmującej. Czasami wychodzi lepiej, czasami gorzej. Jednak tym razem powstał mały potwór. Oryginalny tytuł brzmi „Paperboy” – i doskonale łączy się z opowiadaną w filmie historią. Natomiast polska „Pokusa” kompletnie nie oddaje przekazu zawartego w tytule. Taki błąd woła o pomstę do nieba.
Jest to najpoważniejsze uchybienie, reszta prezentuje się bowiem bardzo przyzwoicie. Wprawdzie widz bardzo szybko rozgryzie to czy złoczyńca jest winny, czy to tylko niesprawiedliwe pomówienie, jednak nie o to chodzi w całej historii. Wątek kryminalny jest tylko dodatkiem do przedstawienia wachlarza barwnych i bardzo specyficznych postaci. W tym filmie patologia goni patologię, a każdy bohater skrywa jakąś ciekawą tajemnicę. Dawno nie spotkałam się z tak zagmatwaną psychologicznie historią – uwielbiam oglądać snutą sieć powiązań występujących między protagonistami i antagonistami.
John Cusack był tak bardzo antypatyczny, że aż robiło mi się mdło na samą myśl o postaci, którą gra. I o to właśnie chodziło. Rzadko kiedy bohater wywiera na mnie tak negatywne wrażenie. A tutaj, John spisał się na medal – sprawił, że zaczęłam nienawidzić postać, którą gra. Nicole Kidman, aktorka, za którą nie przepadam, również dała z siebie wszystko. Świetnie wczuła się w rolę troszeczkę szurniętej kobiety z emocjonalnymi problemami. Matthew McConaughey to bardzo dobry aktor, który potrafi wczuć się w rolę i uwieść tym widza. Tak też stało się i tym razem. Jednak największa pochwała należy się Zacowi. Dlaczego? Za to, że z głupkowatego tworu Disneya stał się pełnokrwistym aktorem.
Jeżeli ktoś lubi mocne historie z drugim dnem, „Pokusa” należy właśnie do takiego rodzaju filmów. Produkcja bardzo przypadła mi do gustu – nie jest lekką historyjką do zabicia nudy, tylko mocnym studium psychologicznym, czyli czymś, co lubię najbardziej.