Najlepsze filmy to takie, które po wyjściu z kina zapadają w naszej pamięci na tyle głęboko, że przypominają o sobie wielokrotnie po seansie. Takim filmem jest dla mnie „Pokój” Lenny’ego Abrahamsona. Jest to obraz, w którym ogromna ludzka tragedia przenika się z pięknem bezinteresownej i nieograniczonej miłości matki i dziecka. Miłości, która swą siłą pozwala stawić czoła najpodlejszym przeciwnościom losu i uwierzyć, że gdzieś w przyszłości czeka nadzieja na lepsze jutro.
Opowieść poznajemy oczami pięcioletniego Jacka (Jacob Tremblay), który wraz ze swoją mamą Ma (Brie Larson) żyje w zamkniętym pokoju. Nie jest to jednak kawalerka czy jedno z pomieszczeń w domu rodzinnym tylko pokój, który pełni funkcję zarówno łazienki, kuchni, jak i salonu. Oprócz braku innych pomieszczeń brak tam również okien, a światło dzienne wpada tylko poprzez świetlik na dachu. Dla chłopca, który nigdy nie widział nic poza pokojem, pomieszczenie te jest całym światem. Zaraz po swoich piątych urodzinach Jack dowiaduje się od mamy, że pokój, w którym żyją, nie jest jedynym miejscem na ziemi, jak do tej pory myślał, a za ścianami nie rozciąga się pustka, lecz inny, zupełnie nieznany mu świat. Chłopiec dowiaduje się również, że miejsce, które przez całe życie uważał za schronienie, jest tak naprawdę ich celą, gdzie przed siedmiu laty jego mama (nastoletnia wówczas Joy Newsome) została uwięziona przez odwiedzającego nocą ich pokój mężczyznę nazywanego Starym Nickiem. Mama obmyśla jednak plan ucieczki, w którym główną rolę będzie musiał odegrać właśnie Jack. Jednak powrót do życia i asymilacja z obecnym nieznanym światem może okazać się dla nich dużo trudniejsza niż realizacja samego planu ucieczki.
W ostatnich latach media coraz częściej obiegają informacje o okrutnych historiach ofiar przez lata więzionych przez swoich oprawców w piwnicach czy innych celo-podobnych bunkrach. Wystarczy przypomnieć sobie przerażające i bardzo medialne sprawy Nataschy Kampusch czy Elisabeth Fritzl. Zresztą to właśnie te historie stały się inspiracją dla Emmy Donoghue, autorki książkowego pierwowzoru, a potem również scenariusza „Pokoju”.
„Pokój” jest jednak nie tylko filmem o więzionej kobiecie, to dzieło zarówno o krzywdzie, jak i o wielkiej miłości matki do dziecka, która stara się dać potomkowi choć trochę normalnego życia i szczęśliwego dzieciństwa. Film nie krąży jedynie dookoła samych bestialskich wydarzeń z życia kobiety. Nie epatuje w brutalne sceny bicia czy gwałtów, dzięki czemu nabiera jeszcze większego emocjonalnego wyrazu, bo w opowieści tej to bohaterowie i ich uczucia są najważniejsi, a nie krzywdy cielesne, jakich doświadczają. Przewodnikiem po świecie przedstawionym dla widza jest Jack, którego oczami widzimy nie tylko pokój, w którym żyje, ale również sposób, w jaki spędza dnie oraz same wydarzenia jakich jest świadkiem. Od początku widz jest wrzucony w historię, a odpowiedzi na dręczące nas pytania co do fabuły powoli odkrywamy razem z chłopcem. Film podzielony jest jakby na dwie płaszczyzny – matki, gdzie dominuje szarość, zmęczenie i cierpienie, ale także miłość do syna i ochrona go za wszelką cenę przed oprawcą. Druga natomiast to ta odbierana oczami dziecka, która zdaje się być bardziej jasna, wypełniona radością chłopca przeżywającego swoje dzieciństwo możliwie jak najszczęśliwiej. To właśnie postać Jacka nadaję temu okrutnemu i szaremu widowisku jasnych barw niosących nadzieję na rozpoczęcie nowego życia, w którą widz wraz z bohaterami minuta po minucie coraz bardziej zaczyna wierzyć.
W filmie nie warto jednak doszukiwać się wątków niczym z thrillera, fabuła skupia się bardziej na emocjach oraz dążeniu do uwolnienia z pułapki nie tylko tej fizycznej, ale również psychicznej. To film o ucieczce od przeszłości, a przede wszystkim o odnajdywaniu się w nowej rzeczywistości, która może okazać się zupełnie inna niż ta z marzeń i wspomnień. Powrót do „normalności” to dla Joy i jej syna kolejna walka, jeszcze cięższa niż samo życie w szopie. Film dogłębnie ukazuje ciężar i smutek, jaki bohaterowie mozolnie znoszą, aby zasymilować się ze społeczeństwem i pokonać własne demony. Zimna kolorystyka otaczająca bohaterów oraz kadry ukazujące świat postrzegany oczami dziecka, potęgują odczucie zamknięcia widza wraz z bohaterami w pokoju, nie tylko tym w postaci szopy, ale również tym wewnątrz ich podświadomości.
Z pomocą przy tworzeniu tego pięknego i dramatycznego widowiska przychodzą reżyserowi odtwórcy głównych ról: Brie Larson oraz Jacob Tremblay. To oni wraz z Abrahamsonem budują ten film scena po scenie, minuta po minucie, pozwalając widzom czerpać ze swoich emocji, przeplatających się pomiędzy tragizmem a miłością. Dawno nie widziałam tak odegranych emocji u dziecka, jakie pokazał tu Tremblay, jego gra przypominała kunszt dorosłego artysty, który prowadzi widza przez swój świat, będąc jednocześnie przekonującym narratorem oraz bohaterem. Larson i Tremblay skrupulatnie dopełniają tę historię, nie tylko ukazując emocję mające miejsce w pokoju, ale również te towarzyszące im przy powrocie do życia po uwolnieniu.
Sam film otrzymał już wiele nominacji oraz nagród m.in. Warszawskiego Festiwalu Filmowego, Złotych Globów czy Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto. Nie dziwi więc fakt, że teraz powalczy o najważniejsze filmowe nagrody – Oscary, do których otrzymał 4 nominacje. W tym roku mamy wiele silnych kobiecych ról nominowanych do tej nagrody. Są nawet dwie bohaterki o imieniu Joy, obie silne matki walczące o siebie i swoje dzieci, jednak to Joy odegrana przez Larson jest magnetyczna i niezapomniana i jak dla mnie to do niej należy już oscarowa statuetka niezależnie od werdyktu jury.
Reżyser Lenny Abrahamson na swój warsztat wziął przerażająco trudną i emocjonalną historię, z której nie ukrywam, wywiązał się znakomicie. Jego „Pokój” jest jednym z tych filmów, który kończy się oglądać w ciszy z powodu braku słów na opisanie emocji, jakie targają widzem po seansie. To piękne dzieło nie tylko o rodzinnym dramacie, ale o walce i wierze w lepsze jutro. Ten film to jedna z najważniejszych produkcji tego roku, piękna, wzruszająca oraz naprawdę warta obejrzenia.