Jeżeli widzisz zapowiedź jakiegoś filmu, która wywołuje w Tobie silne emocje, wiedz, że coś się dzieje. Rozbudzenie czyjejś ciekawości nie jest rzeczą łatwą, ale na pewno udało się to trailerowi filmu „Zaginiona dziewczyna”. Muszę przyznać, że pierwszy raz od naprawdę długiego czasu miałam ochotę obejrzeć jakąś produkcję, tylko dlatego, że byłam ciekawa jej zakończenia. Zwłaszcza, że nie przepadam zbytnio za talentem aktorskim nowego Batmana. Jednak zapowiedź okazała się na tyle intrygująca, że po prostu nie potrafiłam się powstrzymać i dosłownie musiałam zobaczyć, co czeka na bohatera za zakrętem. A czekało mnóstwo emocji, konfrontacji i zmian.
Historia Nicka i Amy nie wyróżniała się spośród innych romantycznych opowieści. Poznali się, zakochali, pobrali. W pewnym momencie bohaterowie zaczęli jednak się mijać. Ratunek i zapomnienie miały przynosić dwójce protagonistów coroczne zabawy ze wskazówkami, które odbywały się podczas rocznicy. Przed kolejnym jubileuszem dochodzi jednak do tragedii - Amy znika. Policja podejrzewa, że została uprowadzona, o czym świadczą ślady pozostawione w domu Dunne’ów. Problem polega na tym, że wszystko wskazuje na to, że to Nick jest odpowiedzialny za zniknięcie żony.
„Zaginiona dziewczyna” to filmowy majstersztyk. A wszystko za sprawą delikatnie snutej sieci intryg oraz pogłębionej rysie psychologicznej postaci. To właśnie te dwa elementy miały największy wpływ na pozytywny odbiór dzieła Davida Finchera.
Na początku historia wygląda na prostą i nieskomplikowaną – problemy w raju, nagłe zaginięcie, główny podejrzany – jednak później, za sprawą nowych wskazówek i punktów widzenia, okazuje się, że wydarzenia mają drugie dno. W pewnym momencie każdy uważny widz domyśli się intrygi oraz prawdy stojącej za rozwijającym się wątkiem, jednak samego zakończenia naprawdę trudno się domyślić. Jest zaskoczenie, są emocje, do tego pojawia się nieopanowana żądza poznawania dalszego ciągu historii. Głód zostaje zaspokojony dopiero wtedy, kiedy pojawią się napisy końcowe.
Trzeba przyznać, że Ben Affleck postarał się w tej produkcji. Nareszcie zaczął grać, a nie stanowić dodatek do fabuły. Wprawdzie i tak został przyćmiony przez rewelacyjną grę Rosamund Pike, ale widać, że w przypadku Bena działa zasada „jeśli chcę, to potrafię”.
Skoro już o aktorach i postaciach mowa, cóż, przez cały film targały mną sprzeczne uczucia. Nie chcę zdradzać zbyt wiele z fabuły, dlatego napiszę tylko, że wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Prawda jest taka, że w tym filmie trudno dokładnie przypiąć komuś z protagonistów łatkę „dobry” czy „zły”. Oczywiście wydarzenia, jakie mają miejsce, sugerowałyby, że tylko jedna osoba okazuje się winna zaistniałej sytuacji, jednak według mnie zarówno Nick, jak i Amy wkroczyli na złą ścieżkę. Nie zrozumcie mnie źle, nic nie usprawiedliwia zachowania jednego z bohaterów, tylko należy się zastanowić nad tym, dlaczego dana osoba wybrała takie, a nie inne rozwiązanie.
„Zaginiona dziewczyna” to jeden z lepszych dramatów, jakie przyszło mi ostatnio oglądać. Trzyma w napięciu, szokuje, daje do myślenia i zmienia sposób, w jaki postrzegamy bohaterów. Do końca nie wiadomo, jak będzie wyglądała scena finałowa. Kiedy myślisz, że już, wreszcie jeden z bohaterów ma asa w rękawie, wszystko pęka niczym bańka mydlana. I dobrze, bo dzięki temu podczas seansu nie ma czasu na nudę.