Dziura ozonowa, kwaśne deszcze, globalne ocieplenie – kataklizmy do których powstania przyłożył rękę człowiek przez swoje zaniedbania i głupotę. Czy właśnie my sami sprawimy, że kiedyś ziemia pęknie jak bańka mydlana i po prosftu zniknie?
Jest rok 2057, wyrusza wyprawa śmiałków, którzy mają za zadanie zdetonować specjalny ładunek na powoli „wymierającym” słońcu, który ma pobudzić je do ponownej aktywności. Zadanie nie jest łatwe czego dowodem jest zaginięcie pierwszej ekipy, która miała również ratować w ten sam sposób ludzkość. Wyprawa zaczyna się komplikować gdy ekipa nawiązuje kontakt z statkiem kosmicznym poprzedników. Po dokładniejszym zbadaniu sytuacji pojawiają się wątpliwości czy członkowie poprzedniej wyprawy na słońce nie zostali celowo przez kogoś powstrzymani.
Sam fakt, że za reżyserię zabrał się Danny Boyle sprawia, że wręcz trzeba się zainteresować tą pozycją, gdyż w swoich wcześniejszych produkcjach potrafił wielokrotnie zaskoczyć pozytywnie widza. Wystarczy wspomnieć "Trainspotting" czy "28 dni później" i od razu wiadomo, iż to utalentowany reżyser. Mimo, że jest to Jego pierwszy film fantastyczno-naukowy to efekt końcowy jest dużo więcej niż przyzwoity.
Film zaczyna się standartowo jak każdy katastroficzny – zbliża się wielkie nieszczęście i trzeba temu jakoś zaradzić. Wydaje się, że to banalny pomysł, ale na szczęście twórcy postarali się, by dodatkowo wmieszać kilka innych gatunków i przy okazji nawiązać do wielkich produkcji jak "2001: Odyseja kosmiczna" czy nawet „Obcy”. W sumie daje to bardzo ciekawy efekt końcowy, gdyż widz jest początkowo wprowadzany w całą historie ratowania globu i nagle pojawiają się wątki, które zagładę ziemi spychają na boczny tor.
Danny Boyle doskonale eksponuje efekty specjalne, które możemy zaobserwować niemal na każdym kroku. Świetnie zaprezentowano samo słońce, które w kilku scenach oglądają członkowie ekipy w całej okazałości. Do tego ciekawie skonstruowany statek kosmiczny pokazywany podczas przemierzania bezkresów kosmosu, którego specyficzne kształty wydają się nawiązywać do „Star Treka”.
Całość uzupełnia bardzo dobra obsada na czele z Chrisem Evansem znanym miedzy innymi z „Fantastycznej czwórki” czy Cillian Murphy („Wiatr buszujący w jęczmieniu”). Niestety przesadzono nieco z przydługawymi scenami, gdy bohaterowie wyprawy wspominają swoje życie rodzinne bądź prezentowane są złe sny Capy. Niepotrzebnie starano się wyeksponować wątek wielkiej tęsknoty i refleksji nad tym „co by było gdyby”.
Na pewno nie jest to film dla każdego. Trzeba naprawdę lubić fantastykę, by docenić poziom jaki prezentuje „W stronę słońca”. Jest jednak wiele elementów, które przemawiają za tym, by wypełnić wolny czas poznając historię wielkiej kosmicznej wyprawy.