Katarzyna Rosłaniec to dobrze rokująca polska reżyserka filmowa, która zadebiutowała produkcją pod tytułem „Galerianki”. Film wprawdzie nie spodobał mi się na tyle, bym miała ochotę oglądnąć go jeszcze raz, jednak wywarł na mnie na tyle silne wrażenie, iż postanowiłam zaznajomić się z nową produkcją reżyserki.
Film opowiada historię siedemnastoletniej Natalii, która pod wpływem trendu, jaki panuje wśród nastolatków, postanowiła zostać matką. Od samego początku widać, że dziewczyna nie nadaje się do tej roli, swojego synka traktuje jak zabawkę misia do przytulania. Kiedy jej własna matka zostawia ją na pastę losu, nastolatka zaczyna dążyć do samozagłady.
Muszę przyznać, że dawno żaden film tak mną nie wstrząsnął. Cały realizm przedstawianych sytuacji był na tyle silny, iż produkcja wywarła na mnie duże wrażenie. Pokazanie dzieci wychowujących dziecko – to w jaki sposób zajmują się niemowlakiem – sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad wartościami kierującymi dzisiejszą młodzieżą.
Nie spodziewałam się, że historia będzie tak mocna. Owszem, wszelkie elementy wplecione w fabułę od samego początku wskazywały na to, że ta historia nie skończy się dobrze, jednak i tak zakończenie okazało się mocną puentą dzieła.
Ten absurd i patologiczne relacje ukazane w filmie sprawiały, że z zapartym tchem śledziłam wydarzenia. Nie polubiłam głównej bohaterki i zdziwiłabym się, gdyby ktokolwiek to zrobił. Mierziło mnie jej nieodpowiedzialne zachowanie i to, jak traktuje swoje dziecko. Współczułam maleństwu, które nie mogło się bronić przed głupotą rodzicielki.
„Bejbi blues” to rewelacyjne studium psychologiczne. Wprawdzie uważam, że niektóre zachowania i wydarzenia były mocno podkoloryzowane, jednak żadne z nich nie raziło sztucznością. Każdy czyn bohaterów miał swój, mniejszy lub większy, skutek.
Jeśli chodzi o grę aktorską – obok znanych polskich gwiazd takich jak Katarzyna Figura, Magdalena Boczarska czy Renata Dancewicz pojawiła się świeża krew – Magdalena Berus, Nikodem Rozbicki czy Klaudia Bułka. Skupię się na ocenie debiutantów. Muszę przyznać, że jak na pierwszy film poszło im całkiem nieźle. Może nie byli tak przekonujący jak ich obeznani z aktorstwem partnerzy, jednak i tak poradzili sobie bardzo dobrze. Świetnie wczuli się w grane przez siebie role, choć prawda jest taka, że weszli w skórę swoich rówieśników, więc poprzeczka nie była ustawiona zbyt wysoko.
Rzeczą, która zepsuła mi dobry odbiór produkcji był obraz, a dokładniej prowadzenie kamery. Przez cały czas obraz skacze. I, bynajmniej, nie jest to zabieg celowy. Raczej niedopracowanie, które jednak miało negatywny wpływ.
Na poczet plusów filmu zaliczę również ścieżkę dźwiękową. Wprawdzie nie jest ona zbytnio oryginalna, jednak piosenka przewodnia w wykonaniu Anny Patrini pod tytułem „Laleczka z saskiej porcelany” do tej pory dźwięczy mi w uszach.
Komu mogę polecić najnowszy film Katarzyny Rosłaniec? Na pewno każdemu nastolatkowi oraz osobom, którym spodobały się „Galerianki”. Mnie osobiście „Bejbi blues” podobał się bardziej niż reżyserski debiut Rosłaniec. Z niecierpliwością czekam na kolejną produkcję reżyserki.