Filmy snuff, ukazujące rzekomo prawdziwe sceny gwałtów, tortur i morderstw, urosły do rangi mitu. Co jakiś czas pojawiają się informacje o znalezieniu kolejnej produkcji tego typu, ale do tej pory żadna nie została uznana za autentyczną. Tak naprawdę nie wiadomo zatem, czy obrazy te rzeczywiście istnieją i są dystrybuowane w pewnych bardzo wąskich kręgach. Niemniej jednak ów fenomen jest wdzięcznym tematem zarówno dla twórców imitacji snuffów – bardzo brutalnych, pozbawionych wszelkiej fabuły filmideł – jak i hollywoodzkich thrillerów, takich jak „8mm”.
Wdowa po zmarłym milionerze znajduje w jego sejfie niespotykany, nakręcony na 8-milimetrowej taśmie film, ukazujący bestialskie morderstwo młodej dziewczyny. Starsza pani wynajmuje prywatnego detektywa, Toma Wellesa (Nicolas Cage), by ten zbadał autentyczność taśmy, a także odkrył tożsamość dziewczyny. Dochodzenie staje się dla detektywa obsesją, a niebezpieczny świat brutalnej i wyuzdanej pornografii pochłania go bez reszty…
„8mm” to film dość mocny. Nie ze względu na odpychające sceny (których wiele nie zawiera), a raczej na poruszoną tematykę oraz scenerię dla rozgrywanej akcji. Hollywood i Nowy Jork są miejscami przegranych szans – brudnymi, mrocznymi, niebezpiecznymi. Pełno tam zwichrowanych dewiantów, panienek lekkich obyczajów oraz drobnych przestępców. W to środowisko wnika główny bohater – początkowo dla pieniędzy (wszak zleceniodawczyni jest kobietą majętną), później jednak już dla ukojenia własnych myśli na temat genezy badanej zbrodni. I to wytłumaczenie, które serwuje widzowi reżyser, jest chyba najbardziej przerażającym aspektem całego filmu. Joel Schumacher pokazuje tym, że ludzkie zwyrodnienie osiągnęło apogeum, że człowiek sięgnął dna.
Scenariusz należy do mocnych punktów „8mm” (wszak Andrew Kevin Walker ma na swoim koncie skrypt znakomitego „Siedem”). Akcja rozwija się wzorowo, bohater mozolnie, krok po kroku, czyni postępy w swoim dochodzeniu. Ta historia, choć pozbawiona szybkiego tempa, wciąga widza. Reżyser, umiejętnie roztaczając mroczny klimat obcego dla większości świata podziemnej pornografii, wywołuje u odbiorcy napięcie i skupienie. I kiedy wydaje się, że film Schumachera będzie można postawić w jednym rzędzie ze wspomnianym dziełem Davida Finchera, wrażenie to psuje typowo hollywoodzkie rozwiązanie. Kolejny raz okazuje się bowiem, że Ameryka pełna jest rzeszy bohaterów z wyboru, którzy bez wahania są w stanie poświęcić życie swoje i swojej rodziny, tylko po to, by sprawiedliwości stało się zadość. Szkoda, bo początkowo nic nie zapowiadało sztampy i uproszczenia, jakie twórcy zaprezentowali pod koniec filmu.
Pomimo powyższych zarzutów „8mm” uważam za obraz wart obejrzenia. Na pochwały zasługuje muzyka, która dopełnia obraz przez większość czasu projekcji. Niezłe jest też aktorstwo z wyrazistymi rolami Joaquina Phoenixa, Jamesa Gandolfiniego i Petera Stormare. Tylko Nicolas Cage, z typową dla siebie miną zbitego psa, nieco odstaje od pozostałych.
Po obejrzeniu filmu Joela Schumachera odniosłem wrażenie, że choć nie jest źle, to jednak mogło być znacznie lepiej. Twórcy podjęli się trudnego tematu i w pewnym momencie chyba zabrakło im pomysłu, jak tę historię zakończyć niebanalnie, z klasą, więc poszli po linii najmniejszego oporu. Mimo wszystko dali widzowi do myślenia, a to nie jest wcale łatwą sztuką.