Nagrodzona w Gdyni w 2005 za "Kochanków z Marony", aktorka znana jest z dość uważnego doboru repertuaru.
Debiutowała w telewizji, za to bardzo niebanalnie - bo w serialu Izabeli Cywińskiej "Boża podszewka". Reżyserka do dzisiaj jest pod wrażeniem talentu Gruszki, którą uważa za najciekawszą postać swojego pokolenia.
W kinie pojawiła się po raz pierwszy "zauważalnie" w "Sponie". Jednak najgłośniej zrobiło się o Gruszce (podobno wbrew jej woli, aktorka wyjątkowo źle znosi zbyt intensywne zainteresowanie mediów swoim życiem osobistym) przy okazji premiery "Przedwiośnia". Sam film zbierał recenzje różne, ale w zasadzie nikt nie miał uwag do Wandzi Okszyńskiej w jej wykonaniu.
Potem była seria dobrych serii - "Oficer", "Sfora", kolejna "Boża podszewka", "Wiedźmin" (no, może przy tym ostatnim przymiotnik "dobry" jest trochę nie na miejscu). Cieszy, że nie ma na liście prawdziwych perełek a'la "M jak miłość" lub "Na Wspólnej".
"Francuskim numerem" aktorka zawalczyła ze swoim wizerunkiem rozchwianej, wrażliwej, kruchej dziewczyny, którą każdy chciałby się zaopiekować. Szkoda, że film okazał się udany w połowie.
Warto dodać, że od 2003 roku Gruszka jest w zespole Teatru Narodowego w Warszawie.