„Para na życie” to film określany mianem „Juno” dla dorosłych. Za kamerą stanął jeden z najbardziej cenionych reżyserów ostatnich lat – Sam Mendes. Od samego początku było zatem wiadomo, że nie przyjdzie nam oglądać kolejnej przygłupiej i banalnej komedyjki. Dlatego przypuszczam, że zdziwię wiele osób, mówiąc o moich mieszanych odczuciach, które miałem po obejrzeniu tego obrazu.
Ale po kolei. Na samym początku poznajemy Burta i Veronę w dosyć nietypowej scenie łóżkowej, która daje nam do zrozumienia, w jakiej formie poprowadzony zostanie cały film. I nie mówię tu bynajmniej o seksie, którego jest pełno w innych pseudokomediach, a o rodzaju poczucia humoru, jakie zaserwuje nam pan Mendes. Z tej sceny dowiadujemy się również, że Verona może być w ciąży, co za chwilę potwierdza kolejne ujęcie. Oboje są z tego powodu bardzo szczęśliwi. Jednak kiedy dowiadują się o przeprowadzce rodziców Burta do Belgii, sami również postanawiają zmienić miejsce zamieszkania. W szalonej podróży zwiedzą między innym Phoenix, Madison i Montreal, gdzie spotkają innych członków familii oraz swoich przyjaciół. Szukając w nich wzorców do zbudowania własnej rodziny, przeżywają jedynie kolejne rozczarowania i uczą się, jacy być nie powinni.
„Para na życie” to ciepła i - po chwili zastanowienia - dowcipna komedia. A dlaczego po chwili zastanowienia? Ponieważ sposób, w jaki ukazuje nasz chory świat, z jednej strony może rozweselać, ale z drugiej strony, widok tak nienormalnego już społeczeństwa przygnębia i każe się zastanowić, do czego to wszystko zmierza. Prawda, że w filmie rzeczywistość została bardzo przerysowana (czasem za bardzo), ale nawet świadomość tego nie do końca nas uspokaja. Dlatego budując własną rodzinę, nie możemy patrzeć na innych. Nie sugerujmy się tym, co robią, lecz spełniajmy własne marzenia, które przybliżą nas do szczęścia. Przede wszystkim jednak kochajmy się. Nie ma w życiu nic ważniejszego niż miłość. Nauczmy się ją szanować i pielęgnować, aby mogła trwać, bo tylko dzięki niej można zbudować prawdziwą i szczęśliwą rodzinę.
Mendes sprawia, że „Para na życie” to film, którego nie wystarczy obejrzeć. Trzeba się jeszcze nad nim głęboko zastanowić. Wtedy możemy się czegoś nauczyć. Chwała zatem reżyserowi za błyskotliwy i dojrzały obraz, który oddaje w nasze ręce.
Aż nie chce mi się teraz nawiązywać do tak banalnych spraw, jak gra aktorska i ścieżka dźwiękowa, które w filmie stoją na wysokim poziomie, i w zasadzie tyle można o nich powiedzieć.
Na zakończenie chciałbym tylko dodać, że „Para na życie” to film, który każdy powinien zobaczyć i sam ocenić.