Walter Hill, uznany reżyser i scenarzysta filmów akcji, dramatów, westernów i dreszczowców, („Champion”, „48 godzin”, „Wojownicy”, „Śmiertelne manewry”) wysoko notowanych u publiczności oraz producent i scenarzysta między innymi serii „Obcego”, wraz z zespołem scenarzystów: Johnem Miliusem („Brudny Harry”, „Siła Magnum”, „Jeremiah Johnson”, „Czas Apokalipsy”, „1941”, „Miami Vice”, „Conan Barbarzyńca”), Larrym Grossem („48 godzin”, „MacGyver”, „Chińska szkatułka”, „Prawdziwa zbrodnia”, „Okno na podwórze”), operatorem Lloydem Ahernem, pracującym z Hillem przy wielu produkcjach, oraz trzema doświadczonymi montażystami (co wskazuje na trudność projektu) podjęli się nie lada zadania, które zaowocowało niezłym efektem końcowym. Z prawdziwie epickim rozmachem stworzyli wspólnie filmową opowieść o jednej z najbarwniejszych postaci „Dzikiego Zachodu” (obok Billy the Kida, Buffalo Billa, wodza Dakotów "Tatanka Yotanka", Siedzącego Byka i Wyatta Earpa) – Geronimo, wodzu Indian Chiricahua, plemienia należącego do grupy Apaczów Mescalero, przywódcy jednej z ostatnich grup wojowników najdłużej stawiającej opór amerykańskiej armii.
Geronimo wraz z innym sławnym wodzem Cochisem (znanym z filmu „Złamana strzała”) walczył zaciekle przeciw Meksykanom i białym najeźdźcom, aż do 1892 roku, gdy w Arizonie został utworzony rezerwat Chiricahua dla Apaczów Cochise'a. Geronimo uciekł z rezerwatu i przyłączył się do innego indiańskiego wodza, Victorio. Potem został ujęty i osadzony w więzieniu. Po zwolnieniu wrócił wspólnie z Victorio na wojenna ścieżkę, walcząc znowu na dwóch frontach z Meksykanami i z białymi żołnierzami. W tym momencie historii rozpoczyna się narracja filmu. W celu przywrócenia spokoju na zajętych przez USA byłych terenach indiańskich, rząd wysyła oddział kawalerii dowodzony przez generała George’a Crooka (Gene Hackman), przyjaźnie nastawionego do Indian, zwanego przez nich „Siwym Wilkiem”. Dzięki jego umiejętnym negocjacjom, Geronimo i część zbuntowanych Indian wróciła do rezerwatu, aby rok później go opuścić i znowu grasować po okolicznych miejscowościach, mordując każdego, kogo napotkali na swej drodze. Generał Crooke nie widząc wyjścia z sytuacji podaje się do dymisji, a na jego miejsce wyznaczony zostaje generał Nelson Miles (Kevin Tighe), którego przedstawiono w filmie jako człowieka bezwzględnego i pozbawionego honoru. Przez pół roku kawalerzyści pod jego dowództwem bezskutecznie usiłowali trafić na ślad Geronimo i jego 38 wojowników, i dopiero dzięki negocjacjom przyjaciela Geronimo, porucznika Gatewooda (Jason Patric) przy pomocy wytrawnego tropiciela Ala Siebera (Robert Duvall) i młodego porucznika Davisa (Matt Damon) udaje się skłonić go do dobrowolnego poddania się generałowi. Resztę życia Geronimo spędza w rezerwacie.
Film jest udaną pod każdym względem, zarówno narracyjnym jak też aktorskim i technicznym, próbą rozliczenia się z niechlubnym w historii amerykańskiej demokracji rozdziałem dotyczącym indiańskiego holocaustu, który pokrótce można opisać tak: Indianie zostali wyparci z większości należącego do nich terenu, wymordowano opornych, a z reszty zrobiono rozbitych psychicznie i uzależnionych od alkoholu „rolników”.
Nie sprawia trudności zgodzić się z krytykami amerykańskiej historii (patrz również "Jesień Cheyennów" Forda), że „ichniej sza” demokracja i jej wzniosłe deklaracje zostały utrwalone krwią indiańskich autochtonów. W „Lśnieniu”, innym filmie podejmującym drażliwy temat eksterminacji Indian, Kubrick w aluzyjny i niezwykle zawoalowany sposób nawiązuje do tej zbrodni, gdzie „budowla” amerykańskiej demokracji zostaje postawiona na indiańskim cmentarzu. W hotelu wiszą w charakterze dekoracji indiańskie totemy i symbole, a przez jego hole przelewają się hektolitry krwi, która woła o pomstę, jak krew Abla, przypominając żywym swoją krzywdę, podczas, gdy główny bohater w amoku snuje się korytarzami tkwiąc w przeszłości, w pamiętnym dla Ameryki (o ironio, pamiętnym również dla Indian) dniu 4 lipca – gdy w hotelu celebrowane jest Święto Niepodległości. Kubrick umieszczając na samym wstępie filmu „Dies Irae”, średniowieczną sekwencję do biblijnego, apokaliptycznego tekstu o nieuchronnie nadchodzącym Sądzie Bożym, sugeruje iż zbrodnie te nie ulegają przedawnieniu. W „Lśnieniu” – biały człowiek, dla którego jego rasa staje się brzemieniem grzechu, kończy jako szaleniec, potępiony dozorca uwiązany na wieki do przeklętego miejsca, spisujący historię siedząc na indiańskim grobie. W „Geronimo” – szaleństwem jest buta amerykańskiego generała, bez żenady łamiącego dane Indianom przyrzeczenia, uważając się jednocześnie za sprawiedliwe ramię amerykańskiej demokracji. Nie wiadomo, które szaleństwo jest bardziej niebezpieczne.
Geronimo, który pod koniec życia został chrześcijaninem, w drodze do rezerwatu zadaje pytanie: gdzie był nasz Bóg, gdy biali ludzie odbierali nam ziemię i życie? Gdyby wówczas znał biblijną historię o Kainie i Ablu, nie pytałby nadaremnie.
Polecam oba filmy, najlepiej jednocześnie - ku przestrodze.