Bena Afflecka znamy wszyscy. Jest on bez wątpienia jednym z najbardziej wyszydzanych i poniżanych przez recenzentów filmowych aktorów swojego pokolenia. Opluwany przez media, widzów i krytykę. Bardziej znany z romansu z Jennifer Lopez, niż z wybitnych aktorskich kreacji. Umiejący wprawić w zakłopotanie widownię patrzącą na jego „drewnianą” i pozbawioną polotu grę aktorską. Filmem „Gdzie jesteś Amando?” Ben Affleck po raz kolejny wprowadził publiczność w konsternację. W swoim reżyserskim debiucie nakręcił bowiem dzieło niezwykle dopracowane i poruszające…
Obraz ten, jest ekranizacją książki Dennisa Lahane’a (autora m.in. fenomenalnej „Rzeki tajemnic”, na podstawie której w 2003 roku Clint Eastwood nakręcił oscarowy film pod tym samym tytułem). Akcja, jak w pozostałych pozycjach autora, rozgrywa się w Bostonie. W tajemniczych okolicznościach znika 4-letnia dziewczynka. W stan gotowości postawiona zastaje niemal cała bostońska policja. Nikt nie wie, co tak naprawdę wydarzyło się w dzień zaginięcie i gdzie może przebywać mała Amanda. Wujostwo dziewczynki wynajmuje także parę młodych detektywów: Angie Gennaro i Patricka Kenzie (w tych rolach świetnie dobrani Michelle Monaghan i Casey Affleck, który udowadnia po raz kolejny, że jest aktorem o trzy klasy lepszym od brata), którzy mają pomóc w odtworzeniu przebiegu wydarzeń i ustaleniu miejsca pobytu zaginionej.
Jak to jednak w powieściach Lahene’a bywa, nic nie jest takie proste, jakby się mogło z pozoru wydawać. Sprawa zaginięcia, w toku rozwoju śledztwa, okazuje się coraz bardziej zagmatwana, tajemnicza i wielowątkowa. Kolejne postaci zaczynają odgrywać ważne role w tej zagadkowej grze. Podobnie jak w „Rzece tajemnic” Lahane starannie naszkicował wielu wielowymiarowych i niejednoznacznych bohaterów. Mamy tu zatem rozdartych wewnętrznie detektywów. Tajemniczego, skorumpowanego w przeszłości policjanta (dobry Ed Harris) i mającego osobisty stosunek do sprawy oficera policji (wiarygodny jak zwykle Morgan Freeman), którego młoda córeczka została w przeszłości zamordowana przez bandytów. Ben Affleck „wyciska” z książki autora „Rzeki Tajemnic” wszystko co można. Dodaje też wiele od siebie. Film jest świetnie nakręcony, trzyma w nieustannym napięciu, a sam reżyser sprawnie myli tropy i mnoży zagadki. W połączeniu ze świetnymi zdjęciami i idealnie dobraną obsadą aktorską zyskujemy więcej niż jedynie dobry obraz.
A co najważniejsze, pod koniec seansu, okazuje się także, że Ben Affleck miał nam do powiedzenia coś niezwykle istotnego. Reżyser swoim dziełem pyta nas o bardzo ważne kwestie: o miejsce prawa w naszym życiu, o granice naszej wewnętrznej moralności, o miejsce i cel rodziny we współczesnym społeczeństwie. Nie są to łatwe kwestie. Wręcz przeciwnie. I założę się, że sami się zdziwicie, kiedy okaże się, że ten z pozoru kameralny i subtelny film tak bardzo wami wstrząśnie, tak bardzo zmusi Was do zadania sobie pytania, jak Wy postąpilibyście na miejscu każdego z bohaterów tego dramatu. I jak bardzo Wasza wewnętrzna odpowiedz potrafi Was zszokować...
No i jeszcze jeden wstrząs. To nie żart: Ben Affleck ma zadatki na fenomenalnego reżysera i „popełnił” jeden z najciekawszych reżyserskich debiutów w amerykańskim kinie w ostatnich latach…