Film Andrei Di Stefano, producenta "Sicario" i "Johna Wicka" to adaptacja powieści Andersa Roslunda i Börge Hellströma. Duet nagrodzony za najlepszy skandynawski kryminał 2009 roku był zaangażowany w produkcję ekranizacji. Miejsce akcji przeniesiono na nowojorskie ulice.
Główny bohater, Peter Koslow (Joel Kinnaman) jest uwikłany w układ z Federalnym Biurem Śledczym, a jego zadaniem jest infiltracja polskiej mafii. Jej przywódca, Generał (Eugene Lipinski) chce przejąć więzienny rynek dystrybucji narkotyków. Koslow ma być człowiekiem wewnątrz. Mężczyzna wykonuje polecenie i trafia do placówki, gdzie wskutek działań policjanta z wydziału nowojorskiej policji (Common), tytułowe sekundy dzielą go od śmierci.
Sprawnie poprowadzona akcja przypomina realizacje typu "Infiltrator" czy remake "Pocałunku śmierci", bez pogłębionego portretu psychologicznego jak chociażby w "Infiltracji" Scorsese czy azjatyckiej trylogii, na podstawie której powstał film, który przyniósł reżyserowi Oscara. Nawet angielski tytuł produkcji, "The Informer", skupia się na głównej postaci, a nie punkcie krytycznym, który okazuje się momentem zwrotnym w fabule, właściwie sekwencją kończącą cały impas.
Plakat filmu umieszczony na okładce dvd ma symbolizować gołębia jako istotny atrybut fabularny, jednak zamiar nie spełnia swojej roli, niepotrzebnie odnosząc się do "Kruka. Zagadki zbrodni", "Peppermint. Smaku zemsty" czy samego "Kruka". Nie są to skojarzenia intertekstualne.
Nieudany jest również casting żeńskiej części obsady. Talent Rosamund Pike nie obejmuje roli agentki prowadzącej, natomiast Ana De Armas jako żona Petera działa nielogicznie, irytując zamiast budzić współczucie. Aktorka gra bardzo sztampowo. Jest ekspresyjna, lecz jej kreacja nie wybija się na tle podobnych postaci drugoplanowych. O wiele lepiej poradziła sobie Vera Farmiga w "Potędze strachu", bo właśnie z tym filmem "Trzy sekundy" mają najwięcej wspólnego fabularnie.
Epizodyczny występ Clive'a Owena nakazuje zapytać, czy gwiazda tak świetnego aktora naprawdę jest już przebrzmiała, chociaż monolog mający wpłynąć na podległą mu agentkę, służy nie tylko krytyce Biura oraz odrealnienia biurokratów, to także scena po prostu dobrze zagrana.
Common gra glinę starego typu: chodzącego swoimi drogami i postępującego wedle własnego kodeksu. Chociaż jest pod obserwacją Wydziału Wewnętrznego, to on ironicznie zauważa, że dwie jednostki w odwiecznym sporze potrafią jednak współpracować. Przełomowa konkluzja w kinie policyjnym.
Występ polskiej gwiazdy w zagranicznej produkcji ma różny finał, jednak w przypadku Mateusza Kościukiewicza pominięcie jego bohatera to duże niedopatrzenie, zatem jest to chyba jedyny przypadek, kiedy opis z tylnej okładki nie jest wyolbrzymieniem. Kościukiewicz wcielił się w Staszka, kontakt Petera z Generałem. Staszek wprowadza Koslowa w świat przestępczy po drugiej stronie oceanu, gdzie polska mafia posługuje się znanymi metodami, włączając zastraszanie rodziny "swojego" człowieka, nie wahając się przed zabiciem policjanta pod przykrywką podczas zakupu kontrolowanego.
Warto sięgnąć po literacki pierwowzór, nie jest to bowiem pierwsza książka, gdzie autorzy przedstawiają niechlubnych imigrantów z Polski. Ich przeciwieństwem jest Koslow - syn imigrantów, można założyć, że nazwisko zostało zmienione na potrzeby wymowy - odznaczony weteran wojenny, który wikła się w bójkę broniąc żony, zupełnie jak Cameron Poe (Nicolas Cage za lepszych czasów) z "Con Air. Lotu skazańców". Kinnaman zagrał całkiem poprawnie, jednak przy Kościukiewiczu wypada wręcz blado. Polski aktor miał klarowne wyobrażenie odnośnie do postaci bezwzględnego złoczyńcy, który jest przekonany o swojej bezkarności i jest to zamysł czytelny.
Zaangażowany społecznie skandynawski kryminał w amerykańskiej wersji został odczytany bardzo gatunkowo, co w efekcie końcowym jest jeszcze większym zawodem niż adaptacja "Krocząc wśród cieni" z udaną rolą Liama Neesona.
Wydanie dvd zawiera zwiastun filmu i zapowiedzi innych produkcji.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.