Mogło by się wydawać, że kolejne części „Piły” „wypuszczane są” na siłę i z przesadnym rozmachem. Być może, ale wiadomo jedno: poprzednie odsłony tej kontrowersyjnej trylogii uczą, że do wszystkiego należy podchodzić z lekkim przymrużeniem oka.
W piątej części ,,przygód”, nieżyjącego już Pana Układanki, obserwujemy poczynania Hoffmana (w tej roli Costas Mandylor), czyli ostatniej osoby, która przeżyła upiorną grę Jigsawa. W rzeczywistości, to właśnie on kontynuuje plan Pana Układanki. Tak, w wielkim skrócie, przedstawia się scenariusz tej części. Tajemnicze zapowiedzi, przerażające plakaty i nadzieje, że może w końcu będzie lepiej. I co? I nic. Wydaje się, jakby z każdą kolejną częścią, gubiono po drodze to, co w pierwszej odsłonie trylogii zachwycało, przerażało, zadziwiało i było nowatorskie.
Jedna z pierwszych scen piątej części „Piły”, mimo wszystko, jest obiecująca. Wybór, jakiego musi dokonać uwięziony w śmiertelnej pułapce, jest jak najbardziej godny Jigsawa. Przez jakieś pięć minut widza przechodzą dreszcze, a widok dochodzący z ekranu wciska w fotel. Niestety, trzeba w pełni nacieszyć się tą chwilą, ponieważ więcej ich nie będzie. Sceny, które miały przerażać, po prostu nudzą. Próba wyjaśnienia zawiłych i skomplikowanych powiązań z poprzednich części nie przynosi zamierzonego celu, a wręcz przeciwnie, wszystko komplikuje się coraz bardziej. Już po połowie filmu można stwierdzić, że reżyser nie miał pomysłu na tę odsłonę „Piły”.
Na odrobinę ciepłych słów zasługuje jednak scenografia. Jest taka jak być powinna i taka, jakiej możemy się spodziewać. W zasadzie, to jedyna rzecz, która godnie nawiązuje do poprzednich części i która stoi na naprawdę wysokim poziomie.
Mimo wszystkich niedociągnięć, nadal mamy jeszcze nadzieję na zaskakujące zakończenie, które, wbrew zdrowemu rozsądkowi, będzie nam kazało czekać na koleją „Piłę”. Kiedy w tle pojawia się motyw ,,Hello Zepp” wiadomo już, że zbliża się kulminacyjny moment. Niestety nasze nadzieje są szybko rozwiewane, a samo zakończenie powala na kolana…nudą. A co do kolejnych części „Piły”, no cóż, the game is … not over!