Wychodzę z założenia, że jeśli już iść do kina, to na coś mocnego, z efektami specjalnymi - tak, żeby w pełni wykorzystać nagłośnienie i wielki ekran. Żeby przepełnić się tym klimatem, którego nie da się uzyskać, siedząc przed komputerem. „Underworld: Bunt Lykanów" spełnia te wszystkie warunki wyśmienicie.
To niewątpliwie produkcja bardzo specyficzna. Nie każdemu spodoba się brutalne ukazanie wielowiekowej wojny pomiędzy Wampirami i Lykanami (Wilkołakami), krwawe walki, wgryzanie się w liczne szyje i rozrywanie ciał na drobne kawałki. Oglądając film pomyślałam sobie, że mimo wszystko ta część jest mniej brutalna niż jej dwie poprzedniczki. No chyba, że komuś wybitnie nie przypadną do gustu wielkie mordy Lykanów, którzy do najpiękniejszych stworzeń nie należą. Krwi tutaj nie zabrakło, wręcz przeciwnie - lała się prawie strumieniami, szczególnie w scenach biczowania Luciana (hm... skąd te skojarzenia z „Pasją"?) - ale nie krzywiłam się tak często jak podczas seansów z „Evolution" czy pierwszą częścią.
Właśnie. „Bunt Lykanów" pojawił się jako trzeci, ale tak naprawdę jest pierwszy, bo opowiada historię z punktu „jak to się zaczęło". Widz zapoznaje się dokładnie z losami Luciana, jego dorastaniem w niewoli i bezradnym patrzeniem na nieludzkie (a raczej niewampirze) traktowanie jego pobratymców. Są przez swoich Panów używani do ochrony przed Lykanami żyjącymi w lasach, bestiami pustoszącymi ich majątki i zagryzającymi im bydło. Trzeba dodać, że Lykanie pochodzący od Luciana są już inną rasą, umieją powracać do ludzkiej postaci i kontrolują mroczną stronę swojej osobowości. Pomimo tego, dla Wampirów to dalej tylko zwierzęta bez wyższych uczuć i potrzeb, dlatego też jak zwierzęta są traktowani. Biorąc pod uwagę żywiołową naturę Luciana, jego poczucie lojalności i sprawiedliwości, bunt niewolników jest tylko kwestią czasu. Nadchodzi pora, kiedy „zwierzęta" zrzucą kajdany i okrutnie się zemszczą.
Muszę przyznać, że po obejrzeniu „Buntu..." jakoś cieplej patrzę na Lykanów i samego Luciana. Już w „Underworldzie" można było poznać jego losy i historię tragicznej miłości, którą ukochana Sonia przypłaciła życiem. Jednak był to tylko krótki epizod, prawie że wzmianka. Tutaj mamy cały film poświęcony życiu Luciana, możemy mu współczuć i solidaryzować się z nim.
Prócz tego rzuciło mi się w oczy kilka innych rzeczy. Po pierwsze: plus za to, że widzimy tych samych aktorów, te same twarze (no może prócz Sonii, zmiana blondynki na brunetkę jest małym zgrzytem), co nie zakłóca nam wczuwania się w akcję. Po drugie: urzekł mnie głos olbrzymiego Raze'a (Kevin Grevioux), głos niesamowicie niski, głos, na dźwięk którego nie umiem się szeroko nie uśmiechnąć. Czy taki głos mógłby należeć do kogoś innego? Po trzecie: jakkolwiek Lykanie to stwory niezbyt urodziwe, tak Wampiry... są nieopisanie seksowne, drapieżne, atrakcyjne, demoniczne wręcz perwersyjnie. Szczególnie dobrze widać to w pozostałych częściach serii, w których mężczyźni są przystojni, świetnie ubrani, władczy. Kobiety są piękne, prowokacyjnie odziane w wydekoltowane suknie lub obcisłe stroje. To mroczne i uwodzicielskie stworzenia, potężne i intrygujące.
Reasumując, kto lubi takie mroczne klimaty, może spokojnie kupić bilet i wybrać się do kina na „Bunt Lykanów". Ja byłam i nie żałuję. Kto nie lubi (bo mroczne, bo okrutne, bo tam gryzą i drapią), niech się wybierze na coś łagodniejszego. Jak wspominałam na początku, nie każdemu takie dziełko się spodoba. Jednak „de gustibus non est distutandum", jak mawiali starożytni.