Wszystko miało kiedyś swój początek. Również historia Luciena, przywódcy wilkołaków, którego losy mieliśmy okazję obserwować w dwóch pierwszych „Underworld’ach”. Teraz przyszedł czas, aby prześledzić historię, dowiedzieć się jak to wszystko się zaczęło. Fabuła filmu „Underworld: Bunt Lykanów” jak już można się domyślić jest prequelem dwóch wcześniej nakręconych części.
Zanim narodził się Lucien wilkołaki były jedynie zwykłymi, bezrozumnymi bestiami. To on, jako pierwszy, zapanował nad zwierzęcymi instynktami i swoimi przemianami. Pomimo, iż wydawało się to niebezpieczne dla wampirów, w oczach których Lykanie – byli nikim więcej jak niewolnikami, Viktor (przywódca klanu wampirów) postanowił go oszczędzić. Nie wiedział, że popełnia ogromny błąd, który doprowadzi do wojny i do największej straty jaką poniesie w swoim długim, nieśmiertelnym życiu. Lucien nie narzekał nigdy na swój los, lecz z czasem coraz ciężej przychodziło mu patrzeć na cierpienia swoich pobratymców. Na domiar złego zakochał się w Sonji, wampirzycy, córce Viktora. Związki, takie jak ten, nie miały prawa bytu i właśnie jego tragiczne zakończenie było głównym powodem buntu, który wzniecił Lucien przeciw wampirom. Wbrew pozorom nie kierowała nim jedynie chęć zemsty, swój udział miała tu również nadzieja na wolność własną i pozostałych Lykan. W ten sposób rozpoczęła się wojna, która trwała jeszcze przez całe stulecia.
Film wyreżyserował Patrick Tatopoulos odpowiedzialny dotychczas jedynie za efekty specjalne w takich produkcjach jak „Ja, robot” czy „Szklana pułapka 4.0”. „Bunt Lykanów” to jego pierwszy pełnometrażowy obraz i uważam, że to bardzo udany debiut.
Akcja w filmie jest wartka i spójna, a fabuła potrafi zaciekawić. Niestety niczym nie zaskakuje. Jeżeli widziało się pozostałe dwa filmy, od razu znamy zakończenie, a i część historii tu prezentowanej jest nam już znana. Nawiązałbym jeszcze do braku Kate Beckinsale. Wielu fanów obawiało się, że bez niej to już nie będzie to samo. Muszę jednak przyznać, że Rhona Mitra wcielająca się w postać Sonji nie daje nam odczuć, że czegoś zabrakło. A nawet wręcz przeciwnie, ponieważ ukazuje nam nową postać w ciekawy sposób. Najlepszą grą może się jednak pochwalić Bill Nighy, który wciela się w rolę zimnego i bezwzględnego Viktora. Na pochwałę zasługuje również przedstawienie finałowej bitwy zobrazowanej w dosyć chaotyczny sposób, który świetnie uwidacznia, że walka prowadzona jest pomiędzy bestiami, zwierzętami, a wyższą rasą za jaką uznają się wampiry. Efekty specjalne nie wyróżniają się niczym szczególnym i stoją na poziomie dwóch poprzednich części.
Trzeciego „Underworlda” mogę polecić z czystym sumieniem jedynie fanom wcześniejszych części i wielbicielom tego typu gatunków. A jako, że sam uwielbiam wszelkiego rodzaju fantastykę, moja ocena staje się mocno subiektywna, mimo to każdego zachęcam do obejrzenia, kto wie, może właśnie dzięki temu dziełu polubicie mroczne klimaty fantasy.