Aleksandra Śląska, właściwie Aleksandra Wąsik (1925-1989), zaczynała naukę w 1946 roku jako słuchaczka Szkoły Dramatycznej przy Teatrze Słowackiego w Krakowie. W szkole była jedyną studentką ze Śląska, więc mówiono o niej: "Ta ze Śląska". I tak już zostało: "Ta Śląska"
Od początku swej pracy w zawodzie zetknęła się z największymi indywidualnościami sceny polskiej: Juliuszem Osterwą, Ludwikiem Solskim, Aleksandrem Zelwerowiczem, Zofią Jaroszewską i Jerzym Leszczyńskim.
Pierwszą jej sceną był krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego. W 1949 roku przeniosła się do Warszawy - najpierw do Teatru Współczesnego, potem do Ateneum, którym kierował jej drugi mąż Janusz Warmiński. Grała m.in. w inscenizacjach sztuk Juliusza Słowackiego, Antoniego Czechowa, Leona Kruczkowskiego i Stanisława Ignacego Witkiewicza. Jej specjalnością były postacie zdecydowanych, czasem wyrachowanych kobiet o silnym charakterze.
Jej występy w Ateneum pamięta Krystyna Janda, która rozpoczynała tam swoją karierę. Nazywa ją "wspaniałą techniczką".
"Wspaniały warsztat i świadomość wyborów, doskonała powtarzalność. Raz ustalona melodia zdania nie zmieniła się nigdy, tempo odkładania parasolki, zakładania płaszcza było doskonałe, precyzyjne i niezmienne - co wieczór. Ale ja wtedy oceniałam to jako "nieludzkość". Nie chciałam ani taka być, ani tak grać" - wspomina w jednym z wywiadów Janda.
"Podporządkowywała aktorstwo precyzyjnemu myśleniu. Była wrogiem improwizacji na scenie, spuszczania się na intuicję. Nie znosiła przypadku" - dodaje Adam Ferency, były asystent Śląskiej.
Była jedną z największych gwiazd powojennego Ateneum. Wraz z Januszem Warmińskim wpływała na kształt artystyczny teatru. Scenę na Powiślu nazywano zagłębiem śląsko-warmińskim. Stworzyła tam wiele wybitnych kreacji, m.in. jako Blanche w "Tramwaju zwanym pożądaniem".
Aktorka wyróżniła się również rolami filmowymi, m.in. w "Ostatnim etapie" Wandy Jakubowskiej, "Pasażerce" Andrzeja Munka oraz w serialu telewizyjnym "Królowa Bona" Janusza Majewskiego.
Reżyserzy, którzy z nią pracowali, wspominają ją jako aktorkę profesjonalną, zdyscyplinowaną, inteligentną. "Ta praca przez rok wymagała hartu ducha, wstawania o świcie, kilkugodzinnej charakteryzacji, trefienia włosów... Znam aktorki, które pozornie są miłe, a na zapleczu piekło, fryzjerki by je zabiły. Ola taka nie była" - opowiadał o pracy na planie "Królowej Bony" reżyser Janusz Majewski.
Śląska była też wykładowcą w warszawskiej PWST (obecnie Akademia Teatralna). Miała opinię surowej, wysoko stawiała poprzeczkę, ale nauczanie było jej pasją. "Albo oddajesz się teatrowi całkowicie, albo, jako aktor, nie przekraczaj jego progu" - mówiła studentom. Nazywali ją "świętym potworem".
Uważała, że "do aktorstwa potrzeba końskiego zdrowia i odporności psychicznej betonu".