Filmy z gatunku dramatu są z reguły specyficznymi produkcjami. Skierowane do raczej wąskiego grona odbiorców, nie mogą liczyć na kasowy sukces na miarę rozmaitych superprodukcji, ale zarazem wielokrotnie stają się adresatami ogromnych pochwał ze strony krytyków. Tzw. ambitne kino. Na ogół cechuje je powolna narracja, wysoki poziom aktorstwa oraz zapadający w pamięć finał. Najnowszy film Sidney’a Lumeta teoretycznie wpisuje się w te ramy. Mnie jednak nie zachwycił.
Hank (Ethan Hawke) i Andy (Philip Seymour Hoffman) to dwaj bracia, których życie znalazło się na bardzo ostrym zakręcie. Nękani kłopotami finansowymi nie potrafią ułożyć sobie życia rodzinnego. Ucieczką mają być narkotyki, alkohol i kłamstwa. Gdy Andy wpada na pomysł obrabowania sklepu jubilerskiego należącego do ich rodziców, Hank z oporami przystaje na tę propozycję. Szybko okazuje się, jak wielki był to błąd…
Powolna narracja: 120 minut projekcji mija niespiesznie, z wyjątkiem początku i zakończenia, kiedy akcja nabiera tempa. Podczas tych dwóch godzin widz obserwuje rozterki bohaterów, ich osobisty dramat, w którym każda następna decyzja zdaje się być tylko kolejnym gwoździem do trumny. Sytuacja staje się coraz bardziej rozpaczliwa, co w końcu prowadzi do aktu desperacji. Prawdopodobne? Jak najbardziej. Całość przedstawiona jest w sposób nielinearny: reżyser zastosował nie chronologiczny podział na wątki dotyczące poszczególnych postaci. Z reguły jest to ciekawy zabieg, kiedy to podczas kolejnych scen widz poznaje przyczyny różnych zdarzeń, które miały miejsce kilka minut wcześniej. Jednakże w „Before The Devil Knows You’re Dead” brak linearności wpływa tylko na spowolnienie już i tak niespiesznie toczącej się narracji.
Wysoki poziom aktorstwa: bez wątpienia ten element sztuki filmowej stanowi największy atut produkcji. Moim zdaniem najlepszą kreację stworzył Ethan Hawke. Już od pierwszej sceny, w której się pojawia, widać, że będzie to nietuzinkowa rola, a sam aktor wypadnie znakomicie. Jego postać jest zagubiona, ciapowata, może nawet odrobinę opóźniona umysłowo. Hank zdaje się być dużym dzieckiem, bezbronnym, gdy obok nie ma brata. Ten zaś stanowi jego przeciwieństwo: inteligentny, opanowany, pewny siebie. To jednak tylko pozory, gdyż w głębi duszy Andy jest tak samo zagubiony jak Hank. Zatem za stworzenie tak wyrazistego duetu, obu aktorom należą się szczere słowa uznania.
Zapadający w pamięć finał: ten element mógł być ogromnym atutem obrazu. Niestety, stało się całkiem odwrotnie. Przez dużą część filmu widz obserwuje dramat rodziny, złączonej ze sobą wzajemną miłością. Jest to wprawdzie miłość skrywana, miłość niewolna od wzajemnych pretensji, ale na pewno miłość prawdziwa. Zaś samo zakończenie, ostatnie 3 minuty przeczą wszystkiemu, co do tej pory zostało ukazane. Ja w każdym razie takiego zachowania nie jestem w stanie zaakceptować, zupełnie do mnie ono nie trafia.
Nie jest to film łatwy w odbiorze, przyjemny ani pocieszający. To dramat w pełnym tego słowa znaczeniu. Zdaję sobie sprawę z jego niezaprzeczalnych walorów artystycznych, jednak nie są one na tyle wystarczające, by obraz Sidney’a Lumet mi się spodobał. Osobiście bardzo cenię filmy, w których z pozoru nic się nie dzieje, lecz jakaś tajemnicza moc nie pozwala na oderwanie wzroku od ekranu. „Before The Devil Knows You’re Dead” się do nich nie zalicza.