Trzeba
mieć wyjątkowego pecha, by ukraść tak niebezpieczną rzecz, jak
bomba. A jeszcze większego, żeby ustrojstwo wybuchło tuż po tym,
jak je wyrzucisz. Oczywiście w takim mieście, jak Paryż prawie na
każdym zakręcie znajdują się kamery, więc uwiecznienie twojej
twarzy, a potem sporządzenie rysopisu poszukiwanego zamachowca, nie
jest rzeczą trudną. I kogo obchodzi, że nie miałeś pojęcia o
żadnej bombie – jesteś przecież zwykłym kieszonkowcem? Nikogo.
Zwłaszcza że w mieście zaczynają wybuchać zamieszki, a rząd
potrzebuje osoby, na którą mogą zwalić całą winę. A ty
przecież niosłeś tę bombę…
W
poważne problemy wpada Michael Mason – jeden z najlepszych
złodziei w Paryżu. Ukradł pewną paczkę, nie wiedząc, że
znajduje się w niej bomba. Ta wybucha i to właśnie bohater staje
się najbardziej poszukiwanym człowiekiem we Francji. Jego śladem
podąża amerykański agent, Sean Briar, oraz prawdziwi terroryści.
Czy wysłannik CIA uwierzy Masonowi, że ten nie miał nic wspólnego
z zamachem – po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o
nieodpowiedniej porze?
Kolejny
dobry film sensacyjny, gdzie mamy mnóstwo pościgów, trzymających
w napięciu zwrotów akcji i wymiany ciosów. A do tego dostajemy
bonus w postaci ucieczki po paryskich dachach, bo przecież mamy XXI
wiek, więc przemknięcie się kanałami, jak w „Nędznikach”,
nie wchodzi w grę. I wprawdzie sporo wydarzeń przedstawionych w
filmie łatwo przewidzieć, jak choćby kto jest głównym złym, to
i tak nie psuje to rozrywki, jaką daje produkcja.
Liczy
się akcja, a tej mamy całkiem sporo. Już od pierwszych minut filmu
coś się dzieje. I dopiero na sam koniec widz może odetchnąć,
dokładnie – kiedy pojawią się finalne napisy. A tak, przez cały
czas napięcie, pościgi, kilka wybuchów i salwy z karabinów.
Idris
Elba idealnie pasuje do roli pewnego siebie agenta, który łamie
kości i zna się na ludziach. I właśnie to „znanie się na
ludziach” bohatera buduje klimat filmu. Nie dostajemy naciąganych
scen, gdzie jeden z protagonistów nie wierzy drugiemu w jego
„historyjkę”. Mamy fakty, widzimy jak Briar dochodzi do pewnych
wniosków i wierzymy, że tak mogłoby się potoczyć historia. A
Richard Madden? Tutaj także bardzo dobrze dobrano aktora, który
wcielił się w postać zawadiackiego złodzieja. Ta dwójka
bohaterów stanowi największą siłę produkcji. Różni, kierujący
się innymi zasadami, inaczej podchodzący do życia, i kwestii
przetrwania. Ich relacja została bardzo ciekawie poprowadzona, a
różnice podkreślone.
„Dzień
Bastylii” nie jest może innowacyjny, ale na pewno warto go
obejrzeć, zwłaszcza jeśli docenia się dobre kino akcji, gdzie nie
czuje się przesytu wybuchami i pościgami. Są, ale nie przytłaczają
i nie dominują fabuły. I to się liczy.