„Uciekaj!” zaczyna się jak prawdziwy horror. Horror dla każdego faceta. Chris Washington (Daniel Kaluuya) od razu zostaje rzucony na głęboką wodę. W nadchodzący weekend, jego ukochana dziewczyna Rose (Allison Williams) zamierza przedstawić go swoim rodzicom. Chris przeczuwa, że choć rodzina mieszka w sielankowej ostoi poza miastem, to spotkanie do najmilszych nie będzie należeć. Bohater boi się reakcji rodziny dziewczyny na jego afroamerykańskie pochodzenie. I jak pokazuje dalsza akcja filmu, wcale się nie myli. Choć czeka go dużo gorsze przyjęcie niż tylko nieżyczliwość i niechęć. Czeka go strach, przerażenie i walka o własne życie.
„Uciekaj!” to jeden z najgłośniejszych tytułów zeszłego roku. Krytycy, jak i widzowie zachwyceni obrazem, mówili o nim jak o jednym z najbardziej nowatorskich horrorów, jaki powstał w historii kinematografii. A aż cztery (!) nominacje do Oscarów, w tym za najlepszy film mogłyby potwierdzić tylko świetność obrazu Jordana Peela. Jednak moim skromnym zdaniem, choć bez wątpienia „Uciekaj!” to bardzo dobre kino gatunkowe, oparte na znakomicie budowanym napięciu grozy i strachu, genialna metafora nastrojów politycznych w USA, jak i gorzka, ostra satyra na amerykańskie społeczeństwo, to jest to film jednak tylko dobry. Daleko mu do wybitności czy nowatorskości. Jak dla mnie Oscar za najlepszy scenariusz oryginalny dla „Uciekaj!” jest nieporozumieniem. Choć wybór Akademii nie dziwi. Od lat wiadomo, że filmy o tematyce rasizmu, nietolerancji rasowej są przychylniej odbierane przez członków Akademii. W ten sposób w 2006 najsłabsze w całej stawce „Miasto gniewu” wygrało z pozostałymi pięcioma filmami, w tym arcydziełem Anga Lee, „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Ten sam precedens widać przy „Uciekaj!”, które rywalizowało w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny z genialnymi „Trzema Billboardami za Ebbing, Missouri”. I choć „Uciekaj!” to obraz o uniwersalnych problemach, z którymi zmagają się Amerykanie, to „Trzy billboardy” jest filmem zwyczajnie lepszym, głębszym, wartościowszym – jest kinem przez duże „K”. Jednak nie można odmówić „Uciekaj!” doskonałej precyzji w budowaniu napięcia. Perfekcyjnie ten klimat ciągłego zagrożenia zderzony jest z obrazem sielankowego życia na przedmieściach. To, co również wyróżnia film Peele'a to bohater „Uciekaj!".
Główny bohater filmu kreowany przez Daniela Kaluuya to prawdziwy precedens wśród galerii postaci z horrorów. Co go odróżnia? Inteligencja. Intuicja. Mobilizacja. Od początku przyjazdu do rodzinnego domu swojej dziewczyny, wyczuwa coś niepokojącego. Dlatego w mgnienia oka zmienia się w czujnego obserwatora, tego jakże przerysowanego sielankowego życia na prowincji. Jego fotograficzne oko wyłapuje niuanse i detale. Gdy już popada w wielkie tarapaty, nie wybiera biernej postawy, ale jest zmobilizowany, żeby działać, bo tylko tak jest w stanie uratować siebie przed bandą białych, szalonych psychopatów z urokliwego przedmieścia. Jakby nie zabrzmiało to dwuznacznie reszta aktorów w „Uciekaj!” jest tylko białym tłem dla gry Kaluuya. Przez to, że postać Chrisa Washingtona jest ciekawa i na pewno niejednowymiarowa, mało znany aktor, Daniel Kaluuya, mógł się niesamowicie wykazać w swojej grze. Gra dobrze i przekonywająco. A ujęcie, które również znalazło się na plakacie promującym film, czyli zbliżenie na jego zszokowaną twarz, po której spływają łzy z nadludzko dużych oczu pełnych strachu, jest już ujęciem kultowym. Gra Kaluuya została tak dobrze odebrana, iż posypał się grom nominacji dla tego czarnoskórego aktora. Dostał BAFTĘ w kategorii największa aktorska nadzieja kina oraz znalazł się w gronie nominowanych do Oscara i Złotych Globów jako najlepszy aktor pierwszoplanowy. Oczywiście nie można odmówić Danielowi Kaluuya świetnej roli, możliwe, że roli, która wejdzie do kanonu gatunku, ale bądźmy sprawiedliwi i powiedzmy to głośno, daleko tej kreacji do wybitności, złożoności, warsztatu i artyzmu ról takich tuzów kina jak Daniel Day-Lewisa czy Gary’ego Oldmana.
Podsumowując „Uciekaj!” to dobry film w swoim gatunku. Peele pokazuje, że świetnie można budować napięcie w horrorze bez hektolitrów krwi czy drastycznych scen. Niepokojący, klimatyczny, z dużą dawką czarnego humoru. Wart obejrzenia. Dobry horror. Dobre kino, ale na pewno nie wybitne, jak można by stwierdzić po deszczu nagród i peanach ze strony krytyków.