Film „Czarne słońca” jest to historia mężczyzny wypuszczonego z więzienia na mocy amnestii. Ów były więzień uważa, że jest przybyszem z innej planety, który ma znaleźć i zlikwidować siatkę fałszerzy ludzkiego serca. Główna postać – Tadeusz Wilk (Tomasz Dedek), wmawia spotkanej na ulicy kobiecie – Celinie (Ewa Dałkowska), że jest jej synem. Celina nie pamięta tego faktu, ta wiadomość niszczy jej dotychczasowe życie.
Tadeusz Wilk jest postacią enigmatyczną, oglądając ten film widz do końca nie może być pewien, kim właściwie jest główna postać. Nie wiadomo, czy jest on chory psychicznie, czy faktycznie jest przybyszem z innej planety. Rzekomy przybysz z kosmosu jest niezadowolony z postaci, w jaką go wcielono i postanawia opuścić swe ciało. Aby to uczynić musi popełnić zabójstwo i zginąć przez karę śmierci.
Film Jerzego Zalewskiego ma wiele wad i w zasadzie tylko jedną mocną zaletę. Jest to soundtrack, na który składają się piosenki Kultu z płyty „Tata Kazika”. A także perełka – piosenka „W czarnej urnie” wykonywana przez Ewę Dałkowską – wybitna interpretacja. Muzyka Kultu nadaje filmowi świetną atmosferę, która to zatrzymała mnie przed ekranem do końca „Czarnych słońc”.
Twórcom udało się zebrać dobrą obsadę i faktycznie, mimo słabego scenariusza, źle napisanych dialogów, gra aktorów jest na całkiem przyzwoitym poziomie. Warto przytoczyć kilka nazwisk: Jan Frycz, Sławomir Orzechowski, Krzysztof Zaleski i w epizodzie Cezary Pazura. Warto wspomnieć o tym, że zagrał w tym filmie małą rolę Mieczysław Voit. Wcielił się w postać Nieznajomego, który w swym monologu opowiedział dość enigmatyczną historię głównemu bohaterowi. Była to ostatnia rola Voita, którego karierę przerwała nagle niespodziewana śmierć.
Resztę filmu można, a w zasadzie powinno się przemilczeć. Największą wadą są według mnie słabe dialogi. Często bezsensowne i pełne patosu (np. rozmowy ojczyma z pasierbem). Brak też w dziele Zalewskiego ciągu przyczynowo–skutkowego, sceny następujące po sobie często nie mają nic ze sobą wspólnego i wiele ze scen nic istotnego nie wnosi do fabuły. Także mamy przez cały film małą wiedzę o postaciach, które obserwujemy na ekranie. Oglądając „Czarne słońca” nie wiadomo, czy kolejne zdarzenia są realne, czy też są następną neurotyczną wizją Tadka, bo ciężko to wywnioskować z pojawiających się kadrów.
Moim zdaniem, w zamierzeniu twórców film miał być o samotności, przyjaźni, miłości oraz poszukiwaniu prawdy o sobie samym. Być może miał być filozoficznym traktatem przeciw panującym prawom świata. Na pewno film zawiera protest przeciw karze śmierci, sceny egzekucji są niemal tak szokujące, jak w „Krótkim filmie o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego.
Dla mnie to ani thriller, ani sci-fi, no może trochę. Wszyscy chcieli dobrze, ale wyszło jak zwykle. Polecam wyłącznie koneserom.