Peter Leopontius, razem z południowokoreańskim studiem filmowym, w swoim nowym filmie - „Gang Wiewióra” łączy interesy małych futrzaków z poważnymi sprawami dorosłych. Obok gangu zwierzątek, jest też gang ludzi. Futrzaki chcą orzechów, gangsterzy – kasy. Okazuje się, że punktem, w którym ścieżki tych grup spotkają się, jest sklep z orzeszkami, który oprócz potężnych zapasów leśnych smakołyków, stanowi również bazę wypadową do planowanego napadu na bank. Oczywiście, to ludzie mają ambicje, by zainkasować dużą kasę ze skarbca. Wiewiórką wystarczą te nieszczęsne orzeszki, które dla tych pierwszych są bez znaczenia.
Leopontius próbuje równolegle prowadzić narracje dwóch grup, których decyzje wpływają na losy reszty. Jednak miks ten nie zdaje egzaminu. Futrzaki radzą sobie świetnie. Ich występ połączony z dużą ilością gagów oraz dynamicznych scen broni się, choć fabuła nie płynie tak lekko, jak w przypadku innych, lepszych animacji. W niektórych punktach cała historia diametralnie zwalnia, traci swoje tempo. Raz jesteśmy wśród wiewiórek, następnie przenosimy się do ludzi. Ciągłe skakanie z jednego punktu do drugiego mogłoby być interesujące, jednak reżyser nie ma środków, ciekawych tekstów, które mogłyby to tempo utrzymać. W efekcie pewne epizody toczą się schematycznie, bez zaskoczeń i niespodziewanych zwrotów akcji.
Miło zaskakuje polski dubbing. Cezarego Pazurę rozpoznaje się natychmiast. Jego postać – „Wiewiór” – to taki bohater, troszkę przypadkowy, który pomimo swoich wpadek i częstych zniechęceń – stara się, by było dobrze. Pazura świetnie wyczuwa koncept tej postaci i pomaga jej dobrze wybrzmieć. Zaraz obok (choć nie w pierwszym planie) mopsica o imieniu „Perła”, która mówi głosem Soni Bohasiewicz – niewiewiórka, ale skutecznie zwraca na siebie uwagę swoją głupkowatością i ciągle merdającym zalążkiem ogonka na tyłeczku.
Na plus można również zaliczyć scenografię. Soczyste, jesienne kolory, którymi nasączony jest cały park wiewiórek oraz stylowe, pasiaste garnitury gangsterów, dym cygar i nikłe światło oświetlające ciemne zakamarki piwniczki w sklepie z orzeszkami – to elementy, które świetnie budują atmosferę i tło dla przedstawienia. Nie przyczyniają się one jednak do zwiększenia atrakcyjności całej historii. Przez to występ gryzoni jest, niestety, bardzo średni. W głównej mierze przyczyniła się do tego nieszczęśnie ślimaczącą się fabuła. Na płycie – tylko film, bez żadnych dodatków.
Recenzja powstała dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.